28 lipca 2012

Notka informacyjna

Siemka ludzie !
Może ktoś z was domyśla się, dlaczego powstała ta notka ? Nie ? Bo cóż ... Wyjeżdżam. Na tydzień. Do Zakopanego. I nie biorę laptopa. Co równoznaczne jest z brakiem nowych rozdziałów w terminie od 29 lipca do 5 sierpnia, bo tego ostatniego będę już w domu, ale wątpię, czy zdążę coś napisać w ciagu jednego dnia, prawda ?
Wielkie MASSIVE THANK YOU za 9000 wyświetleń bloga. Nigdy bym się nie spodziewała, że do tylu dobiję. Dziękuję wam, jesteście najlepszymi czytelnikami na świecie.
Tak więc, będziecie musieli przemęczyć się tydzień, bez mojego pseudo-talentu pisarskiego. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomicie i kiedy wrócę, nagrodzicie mnie rekordową liczbą komentarzy * le marzenia *.
Do zobaczenia za tydzień !
PS: Pragnę wszystkich zaprosić na mój nowy, twitterowy fan pejdż o Little Mix, który prowadzę wraz z koleżanką. :) @MixersPL

26 lipca 2012

Rozdział 18

- Jesteś gejem ? - pisnęłam cicho. - Rajciu, zawsze chciałam mieć przyjaciela-geja !
- To twój szczęśliwy dzień - uśmiechnął się.
- Aaa ... - zawachałam się. - Ten twój chłopak ...
- Wypadek samochodowy. W jego samochód uderzył pijany kierowca.
Przez chwilę milczałam, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Nie chciałam, żeby znowu wracały do niego wspomnienia, ale jednocześnie moja ciekawość, chciała jak najwięcej informacji. Poza tym, bardzo współczułam Brian'owi. Nie wiedziałam, jak to jest tracić ukochaną osobę, ale gdyby cos stało się Harry'emu, sama bym umarła.
- To smutne - opowiedziałam w końcu. - Musisz czuć się fatalnie.
- Teraz jest już lepiej. Na samym początku było tragicznie, rodzice mówili mi, że zachowywałem sie, jak zombie, nic nie jadłem, nic nie piłem, wogóle nie wychodziłem z pokoju.
- To teraz rzeczywiscie jest rewelacyjnie - zaśmialiśmy sie obydwoje. - Co to, pokazać ci wszystko ?
Chłopak kiwnął głową. Pociągnęłam go w stronę sal i zatrzymałam się przed jedną z nich.
- Na jakiej jesteś kierunku ?
- Stosunki miedzynarodowe.
- Specjalizacja ?
- Dyplomacja.
- Ipp ! - rzuciłam mu się na szyję. - Będziemy razem w jednej klasie ! A to dobrze, bo przed chwilą pokłociłam się z przyjaciółką i nie chcę jej widzieć na oczy. No i nie mam ochoty szukać nowej znajomości.
- Nie jesteś zbyt towarzyska ? - zapytał, gdy ciagnęłam go w stonę własciwej sali.
- To nie tak - pokręciłam głową. - Po prostu nie lubię zawierać nowych znajomości. Ale dla ciebie zrobię wyjatek.
Znowu oboje sie zaśmialiśmy się i już wiedziałam, że sie zaprzyjaźnimy. Od samego początku polubiłam tą jego koleżeńskość, wiecznie uśmiechniętą twarz i pogodne nastawienie do życia. Trochę przypominał Liam'a, tylko, że ten nie miał wybuchów niepochamowanej złości. Mimo to, był jednak bardzo miłą i sympatyczną osobą.
Przed rozpoczęciem wykładu, zdążyłam przedstawić mu jeszcze kilka ważiejszych osób, powiedziałam kogo się wystrzegać, a z kim może spokojnie zawierać przyjaźnie, po czym podałam mu plan zajęć.
- Od poniedziału do srody od dziewiątej do czternastej, czwartki do czternastej trzydzieści, a piątek chyba najlepszy, bo od dziesiątej do trzynastej. Zapisałeś ?
Pokiwał głową.
- Powinienem wiedzieć coś jeszcze ?
- Chyba nie - zamyśliłam się. - A teraz chodź, bo się spóźnimy.
Plusem znajomosci z Brian'em w przeciwieństwie do tej z Mel, był fakt, że podczas wykładów, miałam święty spokój, bo podobnie jak ja, chłopak cenił sobie spokój i skupienie. Tak więc, chyba po raz pierwszy w tym roku, zdołałam zapisać wszystko, co ważne. Byłam z siebie niezmiernie dumna, ale gratulacje należały się głownie mojemu nowemu koledze, który mi to umożliwił.
Pod koniec zajęć, coś zabrzęczało w mojej torebce. Rozejrzałam się na wszystkie strony, a gdy nikt nie patrzył dyskretnie wyjęłam telefon i odczytałam wiadomość. Danielle : Hej mała. Wpaść po ciebie, jak będę jechała do chłopaków ? Wzięłabym i ciebie. Napisz tylko, o kórej kończysz. Szybko napisałam odpowiedź. W takich chwilach dziękowałam losowi za Dan, która jakby czytała w myślach moje potrzeby. I to w dodatku na odległość. Musiałam w końcu pójść do chłopaków, by odebrać Pussy. Ta dziewczyna jest niesamowita ...
- Dziękuję, na dzisiaj to już tyle - z zamyślenia wyrwał mnie głos rektora.
Natychmiast wybuchł gward podnieconych głosów. Studenci zaczęli się powolno zbierać, przy okazji zerkając w kierunku Brian'a, który był chyba na ustach całego roku. On jednak uniósł głowę wysoko do góry, złapał mnie pod ramię i wyszedł z sali.
- I jak było ? - zapytałam.
- Spełnienie moich marzeń - jego oczy zalśniły się. - Wiedziałem, że będzie fajnie, ale nie wiedziałem, że aż tak.
- Miło, ze ci się podoba - pod wpływem jego radosci, sama odruchowo uśmiechnęłam się. - Dlaczego akurat ten kierunek ?
- Chciałbym pracować z ludźmi, a bycie dyplomatą to niezwykle ważne zadanie. Musisz uważać na słowa, bo mogą zaważyć o wojnie i pokoju. Musisz ...
Ciagnął ta paplaninę w nieskończoność, a przynajmniej do czasu, gdy doszliśmy do drzwi, gdzie się rozstalismy. A za nimi czekała bowiem na mnie Danielle, ubrana w czerwoną kurtkę przeciwdeszczową, odcisłe niebieskie rurki, a na nogach, jakby inaczej, gigantyczne szpile. Naprawdę ją podziwiam.
- Cassie !
- Danielle !
Zaczęłyśmy ściskać się, jak szalone. Ponad ramieniem przyjaciółki zauważyłam spojrzenie Melanie. Było takie, jakby ... smutne ? Ale chwilę później podszeł do niej Matt, objął w pasie i zajął rozmową, a ona spuściła wzrok i odeszli.
- O Boziu - Danielle puściła mnie, złapała za ramiona i odsunęła się na krok. - Nic się nie zmieniłaś.
- Jeny, Dan. Nie widziałyśmy się mniej nż tydzień. Nie miałam nawet okazji się zmienić.
- Faktycznie. Tego nie przemyślałam.
Zaśmiałyśmy się obydwie.
- Słyszałam, ze spędziłaś weekend z Gemmą i Annie. Jak było ?
- W samochodzie
Rozłożyłam parasolkę i ruszyłyśmy w stronę auta, odprowadzane dziesiatkami spojrzeń, które nauczyłyśmy sie ignorować. Stanęłyśmy pod białym, sportowym Audi. jeśli dobrze pamietam był to prezent od Liam'a, dla swojej dziewczyny. Weszłyśmy do niego, a Danielle zapaliła silnik. Teraz już mogłam rozpocząć swoją opowieść.

- Czemu nic z tym nie zrobisz ? - moja przyjaciółka spojrzała na mnie zdumiona, kiedy skończyłam swoją opowieść. - Przecież Harry tobie uwierzy !
- Sama nie wiem - odparłam i na chwilę zamilkłam. - Chyba nie chcę jej wsypać. Bo ja nadal chcę, zeby mnie polubiła.
- Ale wiesz, ze to niemożliwe.
- Wiem - westchnęłam ciężko. - Ale chcę miec tą pieprzoną nadzieję. A ty jak spedziłaś ten tydzień ?
Dziewczyna, jakby na to czekała. Zaczęła paplać jak szalona, co było zupełnie nie w jej stylu. Najwyraźniej musiało jej sie bardzo podobać. Cieszyłam się, że chociaż mojej przyjaciólce wszystko układało się, jak w bajce. Miała swojego księcia ( Liam'a ), karocę ( brum brum ) i damy dworu ( mua i Eleanor ). Brakowało jej tylko zamku, ale to szybko da się zmienić.
W tym samym momencie, znalazłyśmy sie pod domem chłopaków, jak zwykle obleganym przez fanki. Dan otworzyła okno i wyciągnęła przez nie rękę z pilotem, kóry otworzył bramę.
- Ja nie mam takiego bajeru - naburmuszyłam się.
- Kluczy też nie ? - pokręciłam głową. - Harry ma wpierdol.
- Dlaczego ?
- Bo każda oficjalna ziewczyna chłopaków ma klucz do ich domu.
- Harry ma wpierdol - zgodziłam się.
Kiedy przejechałyśmy przez bramę, kilka dziewczyn zerwało się i zaczęło biec w stronę podwórka, ale nic to im nie dało, zelazna krata zamknęła się. Danielle zaparkowała na żwirowanym podjeździe. Po czym, schowane pod parasolką wyszłyśmy z samochodu, szybko kierując kroki w strone domu.
W środku było przyjemnie ciepło. Położyłyśmy parasolki, zeby wysłyszły, kurtki zostały rzucone w kąt, podobnie zresztą, jak buty. Jedynie torby zostawiłyśmy przy sobie. Wspięłyśmy się schodami na górę. Radośnie otworzyłam drzwi.
- Cześć chło... auuu !
Zawyłam z bólu, bo właśnie Niall i Zayn, majacy na głowach durszlaki, a w rękach łyżki i kołpaki samochodowe, przebiegli mi to nogach, wrzeszcząc jakieś wojenne okrzyki. Oraz kompletnie mnie ignorując. Chyba bawili się w rycerzy króla Artura, czy kogoś równie głupiego.
Popatrzyłam zdumiona na Danielle, która w swoim stylu, przewróciła oczami, pociągajac mnie do salonu, koło walczących chłopaków. Zanim otworzyłyśmy drzwi, stanęły one otworem i wybiegli zza nich Harry, Louis i Liam. A tak właściwie to tylko Larry, bo ten ostatni siedział a plecach mojego chłopaka wyjąc z radości. Natomiast Lou, nie był taki zadowolony. Mówił coś, żeby oddał mu jego jednorożca, bo zaraz mał go zawieść do Krainy Tęczy. Oni też nas zignorowali. Nie, to złe określenie. Po prostu byli tak pochłonieci zabawą, ze nas nie zauważyli.
Wśiekła pociągnęłam Dan do kuchni, ignorujac fakt, ze koło nas Zayn przydusza Niall'a do ziemi. Niech ci idioci radzą sobie sami.
- Zrobimy tym głupkom jakiś obiad.
- No!, Jimmy protested - sprzeciwiła się Danielle. - Nie zasługują na to. Powinni glodować.
- Taaa ... Ale nawet oni zasługują na współczucie.
- No racja - przytakneła.
Zabrałyśmy się do robienia tony placków ziemniaczanych - ja je robiłam, a moja przyjaciółka smażyła. Musiałyśmy zrobić ich kilka talerzy, bo sam Niall zjadłby z dwa, a przecież reszta wcale nie była gorsza. Ciekawa jestem, ile miesięcznie wydają na jedzenie.
W pewnym momencie do kuchni wbiegła Pussy. Została oczywiście wysciskana za wszystkie czasy i dokładnie obejrzana. Byłam w szoku, że jej futerko jej jeszcze bardziej błyszczące niż zazwyczaj, a ruchy pełne gracji i wdzięku. O ile koty mogą chodzić w taki sposób. Moze jednak ten pobyt u chłopaków, mimo początkowych trudności, wyszedł jej na dobre. Musiałam im kiedyś podziękować.
Nagle do kuchni wbiegły inne zwierzęcia, w postaci Niall'a James'a Horan'a, który musiał wyczuć zapach jedzenia ( tak zwany instynkt łowiecki ) oraz Zayn'a, który zapewne chciał powiedzieć Blondaskowi, że mu sie pomyliło.
Nasz widok, trochę nim wstrząsnął.
- Co wy tu robicie ?
- Obiad, idioto. Nie widać ? - ofukała go Danielle.
- Ale w sensie, ze co robicie w naszym domu.
- Przyszłyśmy - wyjasniłam. - Chciałyśmy się przywitać, ale nas ignorowaliście, wiec postanowiłyśmy zrobić wam obiad.
- Na który nie zasługujecie - dodała Brunetka. - Ale jesteśmy dobre, więc wam go zrobiłyśmy.
Niall zaczał oddawał przed nami pokłony.
- O moje panie - mamrotał. - Chcę wam służyć do końca życia. Gdyby nie wy, umarłbym z głodu, bo te złe ludzie, którzy maja sie za moich przyjaciół, nigdy nie zrobiliby mi obia ... Placki - jego oczy zaświeciły się. Porwał jeden z talerzy i zaczął wpychać sobie placki do buzi. - Pycha.
- Dzięki - powiedziałyśmy równocześnie, zarzucajac włosy do tyłu.
Zayn również wziął jeden talerz, a ty zaczęłyśmy dalej smazyć, gadajac z chłopakami. W pewnym momencie do kuchni wbiegła reszta chłopaków, zdumiona naszą obecnością. Przywitali się z nami ( cmok cmok ) i sami rzucili za jedzenie. Kiedy wszystcy byli już najedzeni, padł pomysł, zebyśmy pobawili się w chowanego. Autor tego pomysłu, Louis, na samym początku został wyśmiany, ale później, z braku zajęcia, propozycja została przyjęta, a sam pomysłodawca wyznaczony na szukajacego. Zaniedowolony Szatyn poszedł szukać, a my, przepychając się, ruszyliśmy w poszukiwaniu jak najlepszej kryjówki.
Taki Niall, naprzykład, wygrał wojnę z Liam'em o szafkę w kuchni, a Danielle, gryzieniem i kopaniem, zdobyła schowek na miotły. Ja sama, przez dłuższą chwilę błąkałam się po całym domu, aż w koncu znalazłam genialne miejsce w garderobie Tomlinsona.
Było to nieduże, bardzo nieduże, prostokatne pomieszczenie, z półkami w odcieniu kory dębu i jasnymi paskami na ich brzegach. Na samej górze znajdowały się spodnie, niżej koszule i bluzy, jeszcze niżej bluzki, z czego większość była w paski, pod nimi leżała gigantyczna kolekcja szelek i pasków, a na samym dole znajdowały się buty. Natomiast boczna szafa, kryła kilka garniturów, kurtek oraz płaszczy. Zauważyłam, ze ubrania poukładane są, tak jakby ich właściel z góry wiedział, jak się ubrać.
Usiadłam w kącie i zaczęłam czekać, aż Lou mnie znajdzie.
W pewnym momencie, zza drzwi usłyszałam jakieś hasały, odgłosy przepychania i czyjś triumfalny okrzyk, który brzmiach podobnie do tego, gdy Harry'emu udało się zdobyć dołek. Drzwi szybko otworzyły się, poczym jakaś wysoka postać z brązowymi włosami, stojacymi na wszystkie strony weszła do srodka. To musiał być Harry.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam na ziemię. Chłopak, jakby czytając w moich myślach, usiadł koło mnie, po czym zaczął całować. Jego wargi były w smaku trochę inne niż zazwyczaj, ale obwiniłam za to placki. Nasze wargi szybko złapały ten sam rytm, a języki systematycznie złączały się. Poczułam, jak palce Loczka wędrują po moim kręgosłupie, biodrach, by powoli wsunąć się pod moją bluzkę.
- Harry - jęknęłam cicho.
- Harry ? - powiedział Liam.
Zaczęłam wrzeszczeć.

I oto macie rozdział 18. Jak go oceniam ? Cóż, nie dzieje się w nim nic bardziej sensownego, ale mam nadzieję, że trochę bardziej przybliżę wam postać Brian'a. Będziecie musiały się z nim jeszcze troche "uzerać". :)
Co do końcówki ... Cóż, nie mogłam się powstrzymać, zeby trochę nie namieszać. W końcu nawet w raju zdarzają się kłopoty, czyż nie ? A poza tym, bez tych drobnych awantur byłoby nudno, prawda ?
Rozdział jest dla jednej z czytelniczek Ani, która obchodzi dzisiaj imieniki. Wszystkiego Naj :)
Kocham was. xx

23 lipca 2012

Rozdział 17

Przez całą drogę, coś kuło mnie w brzuchu. Mogła to być oznaka zdenerwowania, ale równie dobrze wyrostek robaczkowy, mimo iż miałam go już wycinanego. A może coś działo się z moją wątrodą ? Dostanę wylewu i umrę. Przyjnamniej Gemma bedzie zadowolona.
A co do niej, ciągle rzucała mi w lusterku groźne spojrzenia, jakby chciała mi coś powiedzieć. Gdyby nie fakt, że mogę ścisnąć doń Harry'ego ( oboje znajdowaliśmy się na tylnym siedzeniu ), pewnie bym zwariowała. Tylko jego obecność pozwalała mi utrzymać równowagę.
Kiedy zajechaliśmy pod pole goflowe, Harry wziął swoją siostrę i poszli do recepcji odebrać dla nas kijki i różne inne rzeczy, a ja i Annie zostałyśmy przy samochodzie. Kobieta zajęła mnie rozmową na temat  moich zainteresowań i tak dalej. Starannie ominęłam fragment o mojej przeszłosci i zajęłam się bardziej teraźniejszością, w tym głównie moimi studiami. Wyczuła chyba, że coś w mojej opowieści omijam, ale nawet jeśli to zauważyła, taktownie nie wspomniała.
Po powrocie tamtej dwójki, wsiedlismy w wózek. Hazza zaczął tłumaczyć mi zasady gry. Jeśli myślał, ze coś zrozumię był w błędzie. Obco brzmiace słowa, przerażały mnie i sprawiały, ze bałam się jeszcze bardziej.
Zatrzymaliśmy się przy starcie.Wysiedlismy i Harry podał mi jedną z długich toreb.
- Wybierz ten, którym będzie grało ci się najlepiej.
Musiałam mieć niezbyt madrą minę, bo Hazza powiedział :
- A może wolisz popatrzeć, jak gramy, co ?
- Co to to nie - zagięłam usta w podkówkę. - Nie umiem grać, ale się nauczę.
- Okej.
- Ale pomóc wybrać kijek to mi mozesz - zrobiłam słodkie oczka.
Pokręcił rozbawiony głową, ale wyjął z torby najprostrzy, biały kijek.
- To może ja zacznę ? - zapytała Gemma.
- Oczywiście siostrzyczko - uśmiechnął się do niej, po czym zwrócił się do mnie. - Gemma to mistrzyni golfa. Wiem, ze to nieprawdopodobne, ale wygrywa nawet ze mną.
- Nie schlebiaj sobie bracie - prychnęła. - Taki super to ty nie jesteś. A ty patrz się i ucz - spojrzała w moim kierunku z wyższością.
Przez chwilę wybierała kijek. Jej wybór padł na średni, szary. Zadowolona przerzuciła go przez ramię i wolnym krokiem podeszła do miejsca w którym się zaczynało. Wbiła w trawnik takie coś, po czym postawiła na nim piłkę. Obrała właściwą pozycję, po czym z wprawą uderzyła. Piłeczka przez dłuższą chwilę szybowała w powietrzu, a później ... wylądowała w dołku ? Niemożliwe ! Ta dziewczyna naprawdę była w to dobra !
Harr wydał z siebie okrzyk podziwu, a Annie zaczęła bić brawo, po czym uściskała swoją pierworodną, któtra posłała mi wyniosłe spojrzenie.
- Teraz ty. Ciekawe czy sie czegoś nauczyłaś.
Niepewnie ujęłam kijek w dłonie, po czym wbiłam własny kołek i postawiłam na nim piłkę.
- Może ci pomóc ? - zapytał Loczek, ściskając moją dłoń. Oczywiście tą drugą, w której nie trzymałam kijka. - Będzie ci łatwiej ...
- Chcę spróbować sama. Jak coś następnym razem mi pomożesz.
Chłopak skinął głową i oddalił się na kilka kroków. Chwyciłam kijek podobnie, jak Gemma, wycelowałam i walnęłam z całej pety w piłeczkę.
Już po oddaniu rzutu, wiedziałam, że coś jest nie tak. Zamiast lecieć w górę, kulka skręcała pod dziwnym katem, w stronę kilku mężczyzn, ubranych w identyczne, białe stroje. Wygladali na takich, co grę biorą bardzo poważnie. A tymczasem piłeczka leciała coraz szybciej w ich stronę. Po chwili uderzyła jednego z nich w głowę, po czym odbiła się i wleciała do niedużego stawiku.
Gemma wybuchnęła dziki śmiechem, ale pod wpływem ostrego spojrzenia Annie przestała, ale patrzyła się na mnie z nieskrywaną satyswakcją. Pewnie cieszyła się, że cos mi nie wychodzi. Zacisnęłam dłonie na kijku. Następnym razem nie dam jej tej radości.
- Coś ci nie wyszło - Harry objął mnie ramonami, a ja wsunęłam dłonie pod jego ręce. - Następnym razem będzie lepiej.
- Pomozesz mi ? - szepnęłam, wtulając twarz w jego bluzę.
- Oczywiście.
Pocieszona tą obietnicą, zaczęłam obserwować, jak Harry i Annie oddają swoje rzuty. Następnie wsiedliśmy do wózka i podjechalismy bliżej.
- A co z moją piłką ?
- Mozesz albo zaczął od nowa, ale będziesz miała wtedy mniej punktów albo opuszczasz kolejkę - wyjasniła mama mojego chłopaka. - Proponowałabym ci to drugie.
- Więc opuszczam.
Annie skinęła głową, po czym ona i Harry doończyli kolejkę, po czym podjechaliśmy do kolejnego dołka. Gemma wykonała kolejny świetny rzut. Mimo iż nie trafiła, jak wcześniej w dołek, za następnym razem miała ułatwione zadanie, bo piłeczka znajdowała sie bardzo blisko dołka.
- Teraz pora na ciebie, kotku - powiedziała ironicznie.
- Harry ? - zapytałam.
Chłopak podszedł do mnie z uśmiechem.
- Po pierwsze, pozycja - szepnął.
Objął mnie dłońmi w pasie, przez co gwałtownie poleciałam do przodu, ale jego dłonie nie pozwoliły mi upaść.
- Spokojnie - mruknął. - Lewa noga delikatnie na przód, ale nie za bardzo.
Posłusznie zrobiłem to co kazał. Dotyk jego palców na moich biodrach nagle zniknął. Złapał bowiem od tyłu moje dłonie, zmuszając bym wzięła kijek do rąk. Jedną położył niżej i nakrył ją swoją, a drugą położył wyżej, z drugiej strony i zrobił to samo.
- Teraz trochę się pochyl, ale nie za bardzo.
Pochyliłam się, a on razem ze mną. Po tym naszymi dłońmi uniósł kijek i mocno uderzył w piłkę, Szybowała wysoko, wysoko, aż zaczęła opadać i ... wleciała do dołka ? Nie, może Gemmie mogłoby się to udać, ale nie mnie ! No chyba, ze miałam Harry'ego.
- Udało się !
Rzuciłam się w jego ramiona i zaczęliśmy wykonywać coś w rodzaju tańca radości. A kiedy skończyliśmy, pocałowaliśmy sie przez krótką chwilę.
Coś błysnęło, a my odwróciliśmy sie zdezorientowani. Annie patrzyła się na nas z rozczuleniem, trzymajac w dłoni telefon.
- Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać - powiedziała. - Ale wyglądanie ze sobą bardzo ładnie.
- Dzięki - powiedzieliśmy równcześnie.
Zaśmialiśmy się, a nawet na twarzy Gemmy pojawił sie nikły uśmiech. W moim sercu zaczęło coś podskakiwać z radości - moze siostra Harry'ego w końcu mnie polubiła ? Może da sobie spokój z tymi spojrzeniami i całą resztą ?
Nikt nie zabroni mi marzyć ...

Jak się domyślacie, mimo udanego zdobycia jednego dołka, reszta poszła mi nadwczynaj słabo. Walka o zwycięstwo rozgrywała się pomiedzy Gemmą, a Harry'm. W końcu wygrała jednak ona i trzeba przyznać, że z tym zwycięstwem bardzo się obnosiła. Rzucała, szczególnie w moim kierunku, ironiczne uwagi, na temat braku talentu. Starałam się ją ignorować, ale tak naprawdę rozpiedalało mnie od środka. Byłam w każdej chwili gotowa rzucić się na nią z pięściami.
- To ty i Gemma może poczekacie w samochodzie, a ja i mama odniesiemy kijki i to wszytsko ?
- A nie mogę ja z tobą pójść ?
- Możesz, jeśli chcesz się zmierzyć z paparazzi - Harry wskazał na tłumek gości z aparatami. - Chcesz przez to przechodzić ?
Miał rację, nie chciałam. Ale nie chciała rówież zostać w samochodzie sam na sam z Gemmą. W mojej głowie panowała walka - paparazzi, Gemma,  paparazzi, Gemma,  paparazzi, Gemma,  paparazzi, Gemma,  paparazzi, Gemma ...
- Gemma.
- Co ? - Harry popatrzył się na mnie zdumiony.
- Emm ... - zmieszałam się. - To znaczy wolę zostać w samochodzie. 
Harry uśmiechnął się i podał mi kluczki, po czym ruszył w stronę kierownictwa, zabierając po drodze Annie. Gemma popatrzyła sie na mnie złośliwie.
- To co ? Zostałyśmy same ...
Nie odpowiedziałam, tylko poszłam w stronę samochodu, a dziewczyna deptała mi po piętach. Otworzyłam drzwi, wpuszczając najpierw Gemmę, a później weszłam sama. Przez dłuższą chwilę w samochodzie panowała niezręczna cisza.
- Świetnie ci dzisiaj szło - powiedziała ironicznie. - Gratuluję.
Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, mówiłam sobie w myślach. Panuj nad emocjami, nie pozwól im sobą zawładnąć, bądź silna.
- Nie to, żeby coś, ale dawno nie widziałam takiego beztalencia - ciągnęła dalej. - Już nawet Caroline grała lepiej.
Przyjemne myśli, przyjemne myśli. Olewaj ją. Kłamie, nie słuchaj.
- Wiesz, że byliśmy razem z nią na tym samym polu golfowym ? I ją Harry też uczył grać. Udało się jej nas ograć. Nie to, co ty ...
- Dlaczego ty tak mnie nienawidzisz ?
Nie mogłam dłużej milczeć. Nie wytrzymałabym.
- Pamiętasz Tom'a Wilson'a ?
Jak mogłabym nie pamietać mojego pierwszego chłopaka ? Takiego chłopaka na serio, oczywiście. To z nim po raz pierwszy się pocałowałam i nawet wyjechaliśmy na wspólne wakacje. Planowalismy wspólną przyszłość ... Tylko, że on później mnie zranił i zostawił, jak nikomu nie potrzebną zabawkę.
- Pamiętam.
- Teraz ja z nim chodzę.
- I co to ma do rzeczy ?
- Opowiedział mi o tym, jak brutalnie z nim zerwałaś. Zraniłaś jego uczucia, bawiłaś sie nim.
- Ale ja ...
- Nie tłumacz się - warknęła. - Nie pozwolę, zebyś skrzywdziła również mojego brata. Nie chcę, żeby cierpiał.
Moje myśli pędziły jak oszalałe - Tom powiedział Gemmie, że to ja byłam tą zlą w naszym związku i to ja go zraniłam. Teraz ona była przeciwna naszemu związkowi, bo temu idiocie uwierzyła !
- To kłamstwo, to on mnie zranił !
- Nie wierzę ci.
- A co mam zrobić, żebyś uwierzyła ?
- Nic, bo nigdy ci nie uwierzę.
Zacisnęłam dłonie. Durna i wstrętna krowa. Niczym jej nie przekonam. Zawsze będzie przeciwko mnie i zawsze będzie mi kladła kłody pod nogi. Zajebioza.
- I jeszcze jedno - rzuciła beztrosko. - Jeśli powiesz coś Harry'emu, wpadniesz również ty, wiec uważaj.
Nie odpowiedziała, tylko gapiłam się w szybę. Tym razem w głowie, miałam kompletną pustkę. Nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Mówić Harry'emu czy mu nie mówić ? W mojej głowie znowu znowu panowała walka.
Kiedy Harry i Annie wrócili do samochodu, zauważyli, ze cos jest nie tak, ale szybko ich zbyłam, mówiąc, że jestem po prostu zmęczona dzisiejszym dniem. Od razu padła propozycja, zebyśmy zostali na noc, ale Loczek przypomniał, że jutro mam wykład, którego nie powinnnam opuścić.
Samochód zapalił i po pół godzinie, byliśmy już w domu, a potem wszystko przebiegło błyskawicznie - pakowanie się, pozegnanie, nocna podróż, którą całą znowu przespałam i powrót do Londynu. Mozecie nie uwierzyć, ale w momencie, w którym do niego wjechaliśmy, zaczęło padać, ale tym razem wyjątkowo, nie miałam nic przeciwko. Stęskniłam się za tym miejscem i byłam juz prawie pewna, że mogłam je nazywać swoim miejscem na ziemi.
Samochód zatrzymał się przed moim domem. Jak przez mgłę pamietałam, jak Harry wyciagał a bagażnika moją torbę, zaprowadził do domu, gdzie pomógł się przebrać i szczelnie otulił kołdrą, po czym delikatnie pocałował w czoło.
Później były tylko sny.

Maszerowałam wesoło korytarzem w poszukiwaniu Mel. Bardzo sie za nią stęksniłam, a poza tym, musiałam się komuś wygadać. Nie wiedziałam, czy akurat ona będzie odpowiednia osobą, ale nie mogłam już dłużej powstrzymywać swoich emocji. Przyznaję, wolałabym sie wyżalić Danielle, Cher czy Eleanor, ale od biedy ona też mogła być.
Kiedy poraz kolejny przechodziłam koło schodów, wreszcie ją zobaczyłam. Stała koło tego dupka Matt'a, który wyraźnie ją podrywał. Nie wiem czemu, ale widząc to, niesamowicie się wkurzyłam. Oczywiście na tego idiotę, a nie na Melanie. Już podrywał kolejną dziewczynę.
Cała nabuzowana, podeszłam do nich, chwiciłam Rudą za ramię i pociagnęłam w strone łazienki. Po wejściu do niej, wygoniłam kilka dziewczyn i zaczęłam na nią wrzeszczeć.
- Jak może ci pochlebiać flirt od takiego idioty ?! Jakbyś nie widziała, podrywa każdą laskę, którą zobaczy !
Przez chwilę była jakby oszołomiona moim wybuchem, ale po chwili sama krzyczała.
- W koncu spotykam jakiegoś chłopaka, który mi się podoba, a tobie cos nie pasuje ? Jeśli się przyjaźnimy, powinnaś sie cieszyć razem ze mną !
- W takim razie już się nie przyjaźnimy !
Wściekła wyszłam, po drodze trzaskając drzwiami. Po wyściu z niej niemal nie wpadłam na dziekana, który prowadził jakiegoś ślicznego, niewiele nizszego odemnie chłopaka, o kasztanowych włosach i czarnych, jak węgiel oczach, ale życzliwym spojrzeniu i uśmiechu na ustach.
- Casandra, tak ? - spytał się mnie dziekan. - Mam tu nowego ucznia, który z hm ... pewych powodów musiał opuścić początek roku. Oprowadzisz go ?
- Oczywiście.
- Tak wiec poznajcie się, Casandro, to jest Brian Thomas, Brian'ie to Casandra Millet.
- Miło mi cię poznać - miał łagodny, przyjemny dla uszu głos. - Musisz być tą dziewczyną Harry'ego, tak ?
- Zgadza się - skrzywiłam się. - Ale tutaj jestem tylko zwykła studentką.
- Dobrze, ze sie zaprzyjaźniliście - dziekan klasnął w dłonie. - To ja was zostawię. Tylko Brian'ie, pamiętaj o tym, o czym rozmawialiśmy. Wiem, ze masz na ten temat ...
- O nie - powiedział chłopak gniewnie. - To jest częścią mnie i pan tego nie zmieni. Nie mam zamiaru tego ukrywać.
- Ale ...
- Niech pan już odejdzie.
Męzczyzna rzucił w jego kierunku pełne niepokoju spojrzenie, ale spełnił jego prośbę i szybko się oddalił.
- To może przedstawimy się jeszcze raz, co ? - powiedział tym samym, pogodnym tonem, co wczesniej. - Bo nie mogę niczego ominąć.
- Okej - uśmiechnęam się, wyciągając rękę. - Casandra Millet, ale mów mi Cassie. Jestem dziewczyną Harry'ego Styles'a.
-  Brian Thomas, jestem gejem. A spóźniłem sie dlatego, bo mój chłopak zginął w wypadku.

Rozdział dodałam dzisiaj z okazji przypadającego święta, a mianowicie 2 rocznicy powstania 1D ! Zreszta chyba nie musiałam o tym pisać, ale formalności musiało stać sie zadość. Nie wiem, jak wy, ale ja i Niall dzisiaj świętujemy.
Według mnie jedynym plusem tego rozdziału jest jego długość. reszta koszmarna, szczególnie końcówka. -,-
Cóż ... Nie zdradzę wam, jaką rolę w życiu Cassie odegra Brian, ale będzie ona z pewnością bardzo duża. A dlaczego jest gejem ? Po prostu w każdym dobrym opo o One Direction, powinien być jakiś gej, niekoniecznie, któryś z chłopaków, haha :)
I mam pytanie - czy ktoś byłby zainteresowany zrobieniem mi wygladu bloga ? Pisałam na początku, ze może kiedyś kogoś do tego zatrudnię, ale za bardzo nie mam kogo, wiec proszę o pomoc was.
Kocham was. xx

19 lipca 2012

Rozdział 16

- Gemma ? - zapukałem do pokoju mojej siostry. Aktualnie leżała na łóżku, gadajac przez telefon i śmiejąc się bez przerwy. Na mój widok, przeprosiła swoją rozmówczynię i odsunęła słuchawkę od ucha. - Widziałaś gdzieś Cassie ?
- Nie, a co ? - powiedziała lekceważąco. - Zgubiła się ?
- Jeszcze nie - odparłem. - Ale miała wziąść prysznic, a rzeczy zostawiła przed łazienką. Wiesz coś moze o tym ?
- Nie, nic nie wiem - wydawała sie autentycznie zmartwiona. - Moze wychodziła z domu ?
- Pytałem się mamy, która siedzi w salonie, ale mówiła, że Cassie nie wychodziła. Musiałaby ją widzieć.
- W takim układzie, chyba nie będę mogła ci pomóc.
Pokiwałam smutno głową, przyznając mojej siostrze rację. Nie mogła mi pomóc, skoro ja sam nie wiedziałem co zrobić. Zamknałem drzwi od jej pokoju, a po chwili doszły mnie zza nich śmiechy Gemmy. Ponury skierowałem się na dół, gdzie mama beznamiętnie głaskała Dusty'ego.
- Widziała ją ?
Ponury pokiwałem głową, a jej twarz zachmurzyła sie jeszcze bardziej. Na ten widok, zachciało mi się płakać. Sam nawet nie wiem czemu. Zawsze kiedy wiziałem smutek w oczach Annie, zawsze mnie tak brało. Chyba nie znosiłem faktu, że moja mam może być przygnębiona.
Podniosłem sie z kanapy, rzucajac przez ramie, ze idę poszukać Cassie. Moja rodzicielka chciała iść ze mną, ale kazałem jej zostać, na wypadek, gdyby Blondyna chciała wrócić do domu. Wziąłem z wieszaka jakąś bluzę i wyszedłem na dwór, gdzie słońce chowało się powoli na horyzontem.
Ruszyłem alejką, rozglądając się na wszystkie strony. Jednak nigdzie nie było widać mojej dziewczyny. W sercu miałem coraz większy niepokój, a umysł dręczyło poczucie winy, chociaż wiedziałem, że nie ma w tym ani trochę mojej winy. Po prostu cholernie się o nią martwiłem. W koncu nie znała okolicy, nie znała ludzi, a kręciło się tu kilku naprawdę nieprzyjemnych typków. Moze na nich nie trafiła ... A może tak ?
Bo grunt to myśleć pozytywnie.
Zmęczony i zrezygnowany, skręciłem w stronę niedużego jeziora, a tak właściwie stawiku jednego z moich sąsiadów, które nie było ogrodzone ani nic, więc mogłem do niego swobodnie podejść.
Zobaczyłem, ze przy brzegu siedzi postać, z długimi włosami, które rzucały słoneczne refleksy. Z niepowodzeniem puszczała kaczki. Uspokojony, poszedłem w jej kierunku i dotknąłem jej ramienia. Zadrżała, niespokojnie odwracajac się w moją stronę. Kiedy zobaczyła, ze to ja uspokoiła się, ale szybko odwróciła głowę w stronę wody. Wcześniej zdążyłem, ze miała czerwone, smutne oczy ...
Płakała.
- Przepraszam, że tak po prostu wyszłam - mrukneła. - Musiałam po prostu znaleść miejsce, w którym mogłam swobodnie pomysleć.
Zadrżała. Zadowolony przykryłem ją bluzą, chwaląc swoją przezorność. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
- A powiesz o czym tak myślałaś ?
Nie odpowiedziła od razu, jakby miała coś do ukrycia.
- O wielu rzeczach - o nas, o Danielle, Eleanor, Cher, o chłopakach ... O tym, jak pewnie teraz użerają sie z Pussy - zaśmiała się cicho.- O tym co będzie jutro, o przyszłości.
- Myślisz o naprawdę wielu rzeczach.
- Mówiłam.
Zadrżała jeszcze raz i przełożyła sobie bluzę przez głowę, ale jej nie wyjęła.
- Co robisz ?
- Próbuję się naćpać twoim zapachem - wymamrotała, ale po chwili jest buźka ukazała się w całej wspaniałości. - Ale chyba z tego zrezygnuję, bo zaraz się uduszę.
Po tych słowach oboje wybuchnęlismy śmiechem. Zaczęliśmy się twarzać po trawie, majac wyjebane na fakt, że nasze ubrania wkrotce staną się zielone. Teraz liczyła się tylko zabawa.
W pewnym momencie Cassie, wręcz wtoczyła się na mnie, po czym nasze usta złączyły się w pocałunku. Było to niesamowicie słodkie. Był to jeden z najromantyczniejszych momentów w historii naszego związku i często wracałem do niego pamięcią.
Nagle, na twarzy Cassie pojawił się cwany uśmieszek.
- Założę się, że nie wszedłbyś teraz do wody.
- Wyzwanie ? - uniosłem brwi.
- No ba.
Szybko podniosła się ze mnie i pędem pobiegła do wody. Po przebiegnieciu kilku kroków, złączyła ze sobą ręce, po czym zanurkowała w odmetach wody. Przez chwilę nie wybo jej widać i juz się bałam, że się utopiła, ale po chwili wynurzyła się z wody, wrzeszcząc :
- Ziiiiiiimnaaaa !
- A czego sie spodziewałaś ?
Wyjąłem z kieszeni telefon, rzuciłem go na trawę i rzuciłem się w strone mojej dziewczyny, rozchlpując wodę na wszystkie strony, dodatkowo wydając wojenne okrzyki. Po chwili sam zanurkowałem, po czym wynurzyłem się kilka metrów od Cassie. Dziewczyna podpłynęła dol mnie klasyczną żabką.
- Wygrałem - powiedziałem z nieskrywaną satyswakcją.
Dziewczyna przez chwilę milczała, szukając cietej riposty. W końcu jej twarz rozpromieniła się.
- Zakład nieważny.
- Dlaczego ?
- Nie uścisnęliśmy sobie rąk i nikt nie przeciął - wyszczerzyła ząbki.
A to spryciula ...
- Ale ja chcę jakąś nagrodę - wygiąłem usta w podkówkę.
- Nie było mowy o zadnej nagrodzie !
- Dobrze - zasmuciłem się. - A więc już mnie nie kochasz.
- Ja ... - zaczęła, ale przykryłem jej usta dłonią :
- Proszę, nie tłumacz się - zacząłem się od niej oddalać. - Skoro już mnie nie kochasz, równie dobrze mogę się ... utopić ?
Po tych słowach zanurzyłem się w ciemnej wodzie. ostatnią rzeczą, którą usłyszałem był przeraźliwy wrzask Cassie. Byłem zachwycony, ze udało mi się ją nabrać. Złapałem się jakiś glonów i przyciagnąłem bliżej ziemi, nie chcąc wypłynąć na powierzchnię.
Nagle poczułem, jak czyjaś ręka obejmuje mnie w pasie i wyciaga na powierzchnię. Zacząłem sie ksztusić.
- Pojebało cię ?! - Cassie już na mnie wrzeszczała. - Chciałes sie utopić ? Wiesz, jakby się wtedy czuła Annie i Gemma ? A chłopaki ?
- A ty ?
- Ja utopiłabym sie razem z tobą.
- Dlaczego ?
- Moje życie bez ciebie nie miałoby sensu.
Uśmiechnąłem się do niej, a nasze usta złączyły się w pocałunku.

***

Pół godziny później wracaliśmy juz do domu, a miedzy nami spoczywały, nasze złaczone dłonie, którymi machaliśmy, jak dzieci specjalnej troski. Byliśmy kompletnie mokrzy, ale mimo chłodnego wieczora, wcale nie było nam zimno. Nasze nogi wręcz unosiły się nad chodnikiem.
Po wyjściu z wody Harry uparł się, żeby wrzucić na twittera naszą słit focię. Oboje wygladaliśmy na niej, jakbyśmy byli chorzy psychicznie czy coś w tym stylu. Na dodatek, Louis napisał do niej jeden ze swoich inteligentych tekstów, po których Hazza zaczął tarzać sie po ziemi ze smiechu, a ja doszłam do wniosku, że nigdy się do niego nie odezwę ( oczywiscie do Lou, a nie mojego chłopaka ), tylko najpierw zabiorę od niego Pussy, bo jeszcze gotów mnie szantażować.
W koncu znaleźlismy się w domu. Styles szarmancko otworzył dzrwi i przepuścił mnie w progu. Nagrodziłam go uśmiechem.
- Mamo ! - wrzasnał. - Już jesteśmy.
Po chwili stanęła przed nami Annie. Opierała ręce na biodrach i miała zacięty wyraz twarzy. To chyba nie wróżyło dobrze, bo mój chłopak spuścił wzrok.
- Czy wy zdajecie sobie sprawę, jak sie martwiłam ? - mówiła spokojnie, aczkolwiek zdecydowanie. - Najpierw zniknęła Cassie, a później ty. Mogliscie zadzwonić, prawda ?
- Mogliśmy - przyznał niechętnie Harry.
- No właśnie. Na przyszłość o tym pamiętajcie
Oboje pokiwaliśmy głowami, po czym kobieta nas przytuliła.
- No dobrze, już się nie gniewam. A teraz dobranoc. Tylko bez żadnych hałasów w nocy.
- Postaramy się - powiedzielismy równocześnie, a Annie pokręciła rozbawiona głową i zniknęła u szczytu schodów.
Wzięliśmy się za ręce i poszliśmy za nią. Na palcach przemaszerowaliśmy koło grzmi Gemmy, by zniknąć w pokoju Harry'ego. Dzięki Bogu, jego mam zgodziła się, zebyśmy spali w jednym łóżku. Perspektywa spania w innym pokoju niż on, była tragiczna. I tak wykradłabym się do niego w nocy, ale cieszyłam się, że Annie wyraziła takową zgodę. Widocznie, mimo niezbyt korzystnego pierwszgo wrażenia, kobieta mnie polubiła. W przeciwieństwie do jego sukowatej siostry.
Stop. Nie mów tak o niej. To, ze ona zachowuje się wobec ciebie okropnie, to nie znaczy, że ty też masz być taka wstrętna. Ty musisz pokazać, jak jesteś silna - nie dać Gemmie satyswakcji. Po prostu być ponad to.
Oboje wskoczyliśmy w pizamki i położyliśmy się w łóżku. Wtuliłam się w Harry'ego. W jego ramionach czułam sie bezpieczna, dobrze wiedziałam, że nic mi nie zagraża, bo on nie pozwoli mnie nikomu skrzywdzić. Chłopak zanurzył głowę w moich włosach i wciągnął głeboko powietrze.
- Wiesz, że kocham zapach twoich włosów ?
- Nie mogę chyba zmieniać szmponu, co ?
- Nie - zaśmiał się, przytulając mnie. - Nigdy, przenigdy.
- A gdybym zmieniła ?
- Ja ściąłbym swoje loczki.
- Chcesz mnie zabić ?!
Przekomarzaliśmy się jeszcze przez pół nocy, przerywając po tym, by pocałować się przez chwilę, a później znowu wracaliśmy do naszej "kłótni".
W końcu jednak, zmorzył nas sen.

Nie wiem jaki znowu koszmar śnił mi się w nocy, ale wiem, ze rano obudziłam się zlana potem. Po zrobieniu kilka głębokich wdechów poczułam sikę lepiej, ale wiedziałam, ze sprawa tego snu, będzie mnie męczyla cały dzień. Chciałam wstać, ale Harry mrukął coś, żebym jeszcze przez chwilę została i przyciagnął mnie bliżej siebie. Nie wiedzieć czemu, miał w sobie coś, co nie pozwalało mi jemu odmówić.
Tak więc poleżałam jeszcze przez chwilę z moim chłopakiem, ale później kategorycznie powiedziałam, ze wychodzę z łóżka. Chłopak marudził, ale wolał spać niż sie ze mną kłocić. Założyłam kapcie i zeszłam na dół, gdzie Annie piła poranną kawę.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się do mnie.
- ...bry - mruknęłam.
- Jak się spało ?
- Bardzo dobrze - ziewnęłam.
Uniosła brwi.
- To czemu ziewasz ?
- A tak jakoś.
Uniosła brwi, ale nie skomentowała mojej odpowiedzi. Zamiast tego zaproponowała mi śniadanie, a po chwili stała przedemną miseczka z czekoladowymi kulkami. Czego chcecież wiecej ?
Kiedy na doł zszedł Harry, a po nim Gemma, która oczywiscie mnie ignorowała, zaczęło się planowanie dzisiejzego dnia, według którego mieliśmy wyjechać do Londynu o nastaniu zmroku, zaś dzień mieliśmy spędzić na pobliskim polu goflowym. Nie byłam tym faktem zachwycona, ponieważ wiedziałam, że zarówno Harry, jak i Gemma oraz Annie, grali świetnie, a ja cóż ... nigdy nie grałam, mogłam byc tak samo dobra, jak i tak samo beznadziejna.
Po zjedzonym śniadaniu, zaczęliśmy się ubierać. Wybrałam szary podkoszulek, beżowe spodnie i conversy. We włosy wpięłam kilka spinek i związałam w kitkę, dzięki czemu moje włosy wydawały się jeszcze dłuższe niż w rzeczywistości. Na rzęsy nałożyłam trochę tuszu, po czym mogłam już zejść na dół.
Nie wiedzieć czemu na widok Hazzy, w czapce z daszkiem, dostałam ataku niepochamowanego śmiechu ( czyt. głupawki ), na skutek której, zaczęłam tarzać się po podłodze ze śmiechu.
- No co ? - powiedział zdziwiony.
- Wyglądasz jak ćwok.
Oczywiście walnął wielkiego focha forever, z przytupem i melodyjką, ale udało mi się go jakoś wybłagać. Tak, zgadliście - mam umyć mu samochód. Fakt, że jestem chujowo przeszczęśliwa omińmy, dobrze ? Bo ta perspektywa oddaje mi się cholernie odległa, bo mam jeszcze prawie cały dzień, do powrotu do domu.
A może powrót byłby dobry ? W końcu sama nie wiedziałam, co odwali Gemma i jakie to przyniesie skutki. Może Harry dowie się o naszym konfikcie ? Może sie pogodziny ? Kto wie co się stanie. Byłam pewna tylko jednego - dzisiejszy dzień z pewnością będzie intresujacy.

Haha ! :) Tego się nie spodziewaliscie, co ? :D To taka moja mała niespodzianka. :) Zreszta kolejna dzisiaj. Wiem, że one-shot był beznadziejny. Obiecuję, ze już nigdy nie zabiorę sie za bromance. Słowo honoru.
Jak widziecie, pomiedzy Hazzą, a Cassie nie zaszło nic więcej, co nie znaczy, że nigdy nie zajdzie. Musiałam to napisać, bo kocham utrzymywać was w niepewności. xd 
Poza tym wielkie pozdro dla mojego taty ( chociaż i tak tego nie zobaczy ) , bo zamówił dla mnie w radiu WMYB z dedykacją. <3
Kocham was. xx

13 lipca 2012

Rozdział 15

Gwałtownie od siebie odskoczyliśmy. W otwartych drzwiach stała niewysoka kobieta, o ciemnobrązowych włosach i piwnych oczach, które teraz przypatrywały się nam ze zdumieniem i lekkim zmieszaniem. Wyglądało mlodo, ale na czole miała kilka małych zmarszczek. Ubrana była w szarą bluzkę z długim rękawem i wytarne dżiny, a na nogach miała puchote, różowe kapcie.
Stała przedemną Annie Cox, mama Harry'ego.
- Mamuś !
- Hazzuś !
Po chwili, oboje tkwili w uścisku. Wyglądali tak niesamowicie uroczo, że mogłabym obserwować godzinami lecz niestety nie było mi to dane, bo po chwili puścili się i oboje mieli łzy w oczach.
Loczek objął swoją mamę ramieniem i pozwolił jej szlochać w swoją bluzę. Annie przez chwilę jeszcze płakała, ale później otarła łzy, spoglądając na mojego chłopaka z nieśmiałym uśmiechem.
- Teraz pomyślisz, że masz matkę-wariatkę ...
- Skąd ! - wykrzyknął. - Mam najlepszą mamę na świecie.
Oboje usmiechnęli się do siebie i zauważyłam, że u obojga są takie same, słodkie dołeczki w policzkach które tak uwielbiałam u Styles'a.
- Mamo, poznaj Cassie, Cassie to moja mama - przedstawił nas sobie
- Harry dużo mi o tobie opowiadał - kobieta uscisnęła moją dłoń.
- Mi o pani również.
- Oh - machnęła ręką. - Mów mi Annie.
- W taki razie miło mi cię poznać Annie - poprawiłam się.
- Tak już lepiej.
Zaśmialiśmy się, po czym wzieliśmy torby i weszliśmy do domu. Przeszliśmy przed nieduży hol i znaleźliśmy się w salonie, gdzie kolejna brunetka czytała książkę, a koło niej leżał, duży, czarny i tłusty kocur.
- Gemma złotko, patrz kto przyszedł - zaświergotała radośnie Annie.
Dziewczyna gwałtownie odwrociła się, a na jej twarzy zakwitł uroczy uśmiech. Podbiegła do nas radośnie i rzuciła się w ramiona Hazzy, który okręcił ją kilka razy wokół własnej osi. Gemma piszczała z radości niczym mała dziewczynka, ale w między czasie darła się na Harry'ego, żeby ją puścił.
Kiedy w końcu mój chłopak postawił ją na ziemi, Gemma odruchowo chciała mnie przytulić, ale natychmiast odsunęła się i spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Kim ona jest ?
Po tych słowach wiedziałam, że jej nie polubię. Po pierwsze - jej ton. Cedziła cicho slowa, patrząc na mnie z wyraźną niechęcią. Po drugie - jej zachowanie. Albo mi się zdawało albo była nastawiona do mnie wrogo. Usta zaciśnięte w linijkę, ręce założone na piersi ... I jeszcze te słowa "Kim ona jest ?", wypowiedziane w taki sposób, jakby mnie tu nie było.
- Siostrzczko - powiedział Loczek, jakby nie słyszał jej poprzedniego pytania. - Poznaj Cassie. Cassie poznaj Gemmę.
- Miło cię poznać - uśmiechnęłam się sztucznie.
Dziewczyna spojrzała na mnie spode łba, ale uściskała moją wyciągniętą dłoń. Mimo to wiedziałam, że gdyby nie obecność Annie i Harry'ego, totalnie by mnie zignorowała. Nie miałam pojęcia dlaczego tak wrogo się do mnie odnosi. Przecież dopiero co się poznałyśmy i nie miała okazji, żeby mnie znienawidzić.
- Pewnie jesteście głodni - Annie przerwała milczenie. - Jak znam życie, nie jedliście śniadania.
- Jak ty mnie dobrze znasz - zaśmiali się obydwoje. - Bo Twixy się nie liczą, co ?
- Nie głuptasku - potarmosiła syna po czuprynie. - Chodźcie do kuchni.
Po chwili znaleźliśmy się w schludnie urządzonym pomieszczeniu i usiedliśmy przy niedużym stole, a Annie postawiła przed nami talerze z parujacym posiłkiem, po czym zajęła Hazzę rozmową na temat ostatniej trasy koncertowej. Gemma zaczęła się im przysłuchiwać, ale co jakiś czas zerkała na mnie groźnie, jakby chciała mi coś zakomunikować.
Pod tym przeszywajacym na wylot spojrzeniem, czułam się bardzo niepewnie, ale z drugiej strony byłam wściekła. Jakim prawem siostra mojego chłopaka zachowywała się wobec mnie w taki sposób ? Przecież ledwo mnie poznała, nawet nie zdążyłyśmy zamienić więcej niż słowa. A moze nie była wobec mnie taka wroga ? Może byłam tylko przewrażliwiona ?
Poirytowana, przerwałam swoje rozmyślania i wyjęłam z torebki telefon. Ku swojemu zdumieniu, odkryłam, że jest wyłączony.
Mój szok był jeszcze większy, gdy zobaczyłam, że w mojej skrzynce zalega ponad 50 sms'ów i 29 nieodebranych połaczeń od Louis'a. Miałam przeczucie, że te wiadomosci są związane z Pussy ...
W tym samym momencie telefon znowu zadzwonić. Spojrzałam przepraszająco w stronę Harry'egp i jego rodziny, po czym wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę ogrodu. Usiadłam na ławce i kliknęłam zielona słuchawkę.
- Halo ?

***

Rano obudziłem się około dziewiątej. Chłopaki jeszcze spali, ale się im nie dziwiłem - Niall do rana siedział na twitterze odpisując fanom, a Zayn poszedł do klubu. Kiedy kładłem się spać jeszcze go nie było.
No dobra, sam położyłem się grubo po północy. Rozmawiałem na Skype z Eleanor, bo jej współlokatorka gdzieś wyszła. Udało mi się ją namówić, żeby przyjechałą na urodziny Horana. Szykowała się niezła biba, ale moja dziewczyna nie była przekonana, czy ma przyjechać. Dzieki Bogu, siła mojej perswazji zadziałała i się zgodziła.
Zwokłem się z łóżka i na oślep wymacałem klamkę. Wolnym krokiem ruszyłem przez korytarz, przecierając zaspane oczy. Zszedłem, a raczej zwlokłem się, ze schodów i wolnym krokiem zeszłem do kuchni. Wyjąłem z szafki potrzebne składniki i zacząłem smażyć bekon, gdy nagle coś przykuło moją uwagę.
Zmieruchomiałem.
Na stole stałą podejrzana, różowa klatka, która się ruszała. Koło niej leżała jakaś kartka i banknot 50-cio funtowy.

Kochani Lou, Niall i Zayn.  
Kompletnie zapomniałam, że podczas wyjazdu, nie ma kto się zająć Pussy. Moje kochanie źle znosi jazdę, wiec to oczywiste, że nie mogłam jej zabrać. Ale później przypomniałam sobie, że mam trójkę zajebistych przyjaciół, którzy z radoscią pośpieszą mi z pomocą. 
Po drugiej stronie zamieściłam listę, której macie bezwzglednie przestrzegać. Pisze tam co ma jeść, jak się nią zajmować itd. Uprzedzam was - jeśli coś się jej stanie, przypłacicie za to zdrowiem i/lub życiem.
Zostawiam ma 50 funtów, na pokrycie kosztów opieki.
Miłego weekendu, Cassie. 


Odwróciłem kartkę i zobaczyłem widniejsącą na niej listę dwunastu punktów. Prychnąłem tylko i podarłem kartkę w drobny mak. Wiedziałem, że nie będzie mi ani trochę potrzebna, mimo iż nigdy nie zajmowałem się kotem. Zabrzmi to zarozumiale, ale byłem pewny, że poradzę sobie bez niej.
- Kici kici kotku - powoli otworzyłem klatkę. - Chodź tu Pussy.
Z klatki powoli wyszła nieduża, szara kotka i patrzyła się na mnie z wyrzutem, o ile koty potrafią tak patrzeć. W tej chwili, do złudzenia, przypominała swoją panią - tak samo chłodno oceniajaca sytuację, ale jednocześnie niepewna.
Wyciagnąłem rękę, chcąc ją pogłaskać. Pussy podchodziła do niej wolno, ostrożnie stawiajac każdy krok. Była już naprawdę bardzo blisko, gdybym chciał, mógłbym ją pogłaskać. Kotka przeszła jeszcze kawałek ... i rzuciła się z pazurami na moja twarz !
- AAAAA ! - zacząłem wrzeszczeć, biegając po całej kuchni i próbujac zrzucić z siebie tą bestię. - ZŁAŹ ZE MNIE DO CHOLERY ! RATUNKU !
Na próżno próbowałem przekonać kotkę, żeby ze mnie zeszła. Czułem, jak wbija swoje pazury w moje policzki i jak spływa po nich krew. Wiedziałem, że już długo tak nie wytrzymam.
W tym samym momencie usłyszałem dwie pary stóp wbiegajacych po schodach, a po chwli śmiech moich przyjaciół.
- Louie, co ty robisz ? - wyksztusił Niall.
- PRÓBUJĘ ZDJĄĆ Z SIEBIE KOTA ! - wrzasnąłem. - POMÓŻCIE MI !
Oczywiscie nie ruszyli się ani o krok.
- Od kiedy mamy kota ? - zaciekawił się Zayn. - Kupiłeś go wczoraj ?
- CASSIE NAM PODRZUCIŁA ! A TERAZ ZDEJMIJCIE ZE MNIE TEGO DURNEGO KOTA !
- Ale po co nam go dała ?
- BO JECHAŁA Z HARRY'M DO HOMLES !
- Nie mogła go zabrać ze sobą ?
- ŹLE ZNOSI PODRÓŻ ! AU AU AU ! JEBANY KOT !
- A ja już myślałem, że coś gorszego - Malik odetchnął z ulgą i razem z Niall'em odeszli w stronę schodów. - A tak wogóle - odwrócił się w moją stronę, uśmiechając siuę ironicznie. - Mógłbyś zdjać tego kota z twarzy. Wiem, że może jest taka moda, ale tobie nie jest z nim do twarzy.
- ZAYN !
- No dobrze, dobrze - zaśmiał się. - Nie gorączkuj się tak Boo Bear.
Delikatnie zdjął z mojej twarzy Pussy, a ja poczułem nieopisaną ulgę. To tak, jakby ktoś zdjął ci z serca wielki kamień ( w moim przypadku, zdjecie z twarzy wściekłego kota ).
- Dzięki za pomoc sta ...
- AAAA ! - Pussy wpiła się pazurami, tym razem w twarz Mulata. - ZABIERZ TO ZE MNIE !
Zaczął biegać po kuchni, jakby wykonujac jakiś dziki taniec. Tym razem, to ja śmiałem się z nieszczęścia mojego przyjaciela, ale widząc jak biedny szamocze się, moje serce natychmiast ścierpło i ruszyłem mu z pomocą. Ściagnąłem z jego twarzy Pussy i rzuciłem ją w kąt. Kotka prychnęła groźnie, po czym rzuciła się w stronę Niall'a, który wrzasnął i rzucił się w stronę schodów.
Zayn zrozpaczony przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze.
- Moja twarz, moja biedna i seksowna twarz - jęczał. - Co ja teraz zrobię ?
- Mi też podrapała twarz - zauważyłem.
- Tak, tak oczywiście - powiedział, chociaż miałem wrażenie, ze wcale mnie nie słucha. - Cassie nie zostawiła do tego kota instrukcji obsługi ?
W tym momencie doszedłem do wniosku, że byłem kompletnym idiotą wyrzucajac kartkę od Blondyny. Może udałoby nam sie zaopiekować tym kotem, gdyby był normalny. A Pussy na pewno taka nie była.
- No cóż ... - powiedziałem, patrząc na swoje gołe stopy - Owczem, Cassie zostawiła listę ...
- Gdzie ona jest ? - zapytał niecierpliwie. - Oczywiście lista, a nie Cassie - zaśmiał się z włąsnego dowpcipu.
- Wyrzuciłem ją - Zayn wyglądał, jakby ktoś pierdolnął go pałką w łeb. - Uznałem, że nie będzie nam potrzebna.
- Ciebie do reszty porąbało?! - wrzasnął na mnie. - Przecież, ty kutasie jebany, żaden z nas nie umie opiekować się kotami ! Myślałem, ze jakoś nagle się nauczymy, idioto ?! Już chyba do reszty zgłupiałeś !
Nagle do kuchni wszedł Niall, a Zayn natycmiast umilkł, ale zdąrzył posłać mi mordercze spojrzenie, pod wpływem którego zrobiło mi się słabo. Na pierwszy rzut oka, Horanowi nic się nie stało, ale po chwili zobaczyłem jego podrapane nadgarstki oraz dłonie. Chłopak wyjął z szafki paczkę chrupek i zaczął je w siebie wpychać.
- Udało mi się zamknąć tego potworka w pokoju Harry'ego - powiedział, parskając okruchami na wszystkie strony. - Jeśli nabałagani, to i tak nikt się nie skapnie, bo panuje tam cholerny syf.
Chciał coś jeszcze dodać, ale Zayn przerwał mu gniewnie :
- Tomlinson miał listę, jak opiekować się tym demonem, tylko ją wyrzucił.
Zapadła niezręczna cisza. Zayn patrzył się na mnie wściekłe, chodząc po całej kuchni, Niall wyglądał na trochę zdezorientowanego ( standard ), a ja, pełen poczucia winy, unikałem spojrzeń moich przyjaciół. Wiedziałem, ze cholernie zawiniłem i musiałem jakoś do odpokutować.
- Moze zadzwonię do Cassie i zapytam, czy poda i wszystko jeszcze raz ?
Niall popatrzył na mnie, jak na jakiegoś geniusza czy coś.
- Ty, to jest pomysł !
Uśmiechnąłem się w stronę Zayn'a, który delikatnie go odwzajemnił, a moje serce z radosci zaczęło wywijać koziołki. Moi przyjaciele nie byli już na mnie źli i nawet perspektywa zajmowania się przez weekend dzikim kotem, nie była taka zła, skoro będę miał Niall'a i Zayn'a u boku.
A fakt, że do Cassie dodzwoniliśmy się ponad trzy godziny później i, że dziewczyna nas wyśmiała, dał się jakoś znieść. I mimo iż czekały nas bardzo ciężkie dwa dni, nie będę miał nic przeciwko.

***

Reszta dnia minęła nam w przyjemnej atmosferze. Harry i jego mama, zaprosili mnie na spacer po okolicy oraz namowili Gemmę, zeby poszła z nami. Wiedziałam dobrze, że zrobiła to tylko dla zachowania pozorów, bo najchętniej zostałaby się w domu. Przez cały spacer rzucała mi dość nieprzyjemne spojrzenia, pod wpływem których miałam ochotę to wszystko rzucići spierdalać do Londynu.
Jednak mimo to, było fajnie. Zdąrzyłam poznać niemaże wszystkich mieszkańców miasteczka, w tym miłą sklepikarkę imienię Jolly oraz kilku kumpli Harry'ego, których imiona szybko powypadały mi z głowy. Zresztą po co miałabym je zapamiętywać, skoro wiedziałam, że już nigdy ich nie spotkam ?
Po spacerze wrócilismy do domu, a Annie zaproponowała nam odświeżenie się. Harry, jak przystało na gentelmana, wpuścił mnie do łazienki jako pierwszą. Musze przyznać, ze naprawdę dużo do dla mnie znaczyło - po ciężkim dniu, perspektywa ciepłego prysznica była cholernie kusząca.
Tak wiec wzięłam kosmetyczkę, ręcznik, jakieś czyste ciuchy i ruszyłam w kierunku łazienki. Już prawie dotykałam klamki, kiedy przerwał mi czyjś głos :
- Poczekaj !
W moim kierunku kierowała sie Gemma. Co dziwne, była nadzwyczaj spokojna. Chyba chciała przeprosić mnie za swoje zachowanie. Uśmiechnęłam się do niej zadowolona.
- Nie wiem co kombinujesz - kiedy odezwała się, jej głos był chłodny niczym brzytwa. - Ale jeśli zrobisz coś mojemu bratu, porozmawiamy inaczej, głupia suko.
Po tych słowach odeszła z wysoko uniesioną głową, zostawiajac mnie w stanie rozbicia psychicznego. Nim sie spodtrzegłam, po moich policzkach, zaczęły cieknąć łzy.

Ta daaa ! Nie wiem co mnie wzięło z tą koncówką. Miało być, ze Gemma się z Cassie pogodzi, ale mam dzisiaj paskudny humor i chciałem rozwalic życie naszej głownej bohaterce. :> Nie mogło być przecież tak, że przypadła do gustu i mamie i siostrze Hazzy. xd
Co do niespodzianki, napisałam na nią ponad 6 kartek i myślę, że się wam spodoba :D Chociaż uważam, że totalnie mi nie wyszło. Po prostu nie umiem opisywać takich rzeczy. :P Oj, chyba dałam wam małą wskazowkę. O_o
Kocham was. xx

09 lipca 2012

Rozdział 14

Zapukałem delikatnie w drzwi do mieszkania Cassie. Zaraz mieliśmy wyjeżdżać do Holmes. Tak właściwie powiedziałem jej o tym pomyśle dopiero wczoraj wieczorem, więc pożegnaliśmy się w dość nerwowej atmosferze. Zresztą dziewczyna miała do tego pełne prawo - ja na jej miejscu nie zachowałbym się lepiej.
Wtedy drzwi otworzyły się. Stała w nich Cassie, zakładająca na siebie spodnie, a u jej stóp leżała różowa torba Pumy.
- Usiadź sobie, a ja skonczę się przebrać - dziewczyna w podskokach pobiegła do łazienki.
Usiadłem na kanapie i zacząłem beznamietnie głaskać Pussy. Nagle w mojej głowie zapaliła sie ostrzegawcza lampeczka.
- Co zrobimy z Pussy ? - rzuciłem. - Jedzie z nami ?
- O nie ! - odkrzyknęła. - Nie lubi długich podróży. Zaopiekują się nią chłopaki.
- Tylko, że oni nie umieją opiekować sie kotami.
- Dlatego zostawiam im listę.
Weszła do pokoju, ubrana w ten zestaw, trzymając w ręku coś w rodzaju kojca, ale moje oczy, przykuwały wielkie wory pod oczami.
- Zarwana nocka ? - zapytałem z czułością.
- Niestety - powiedziała, pakując prychajacą kotkę do klatki. - Siedziałam na skype z Dani i El. Pocieszałyśmy Cher.
- Co się jej stało ?
- Pamiętasz, jak przedwczoraj, kiedy wyszłam z salonu z nią, a wróciłam sama ? - kiwnąłem głową. - Próbowałam spiknąć tą dwójkę, bo okazało się, że Cher coś czuje do Niall'a, a podejrzewam, że jest również odwrotnie. Ale niestety się pomyliłam.
Przez chwilę milczałem, przetwarzajac informacje. Wiec Cher nadal kochała Horana ... A podczas ich zerwania, nie protestowała. Nie chciałem informować o tym fakcie Cassie, bo moja dziewczyna zaangażowała się w to trochę za bardzo.
- A tak wogóle - wyrwałą mnie z zamyślenia. - Dziewczyny uważają, że ten pomysł z ikonkami na twitterze, był mega słodki.
Miała na myśli zdjecia, które zrobiliśmy sobie wczoraj i poustawialiśmy na twitterze - ja miałem na swojej Cassie, a ona mnie. Oczywiście nie brakowało złosliwości, ale jak patrzyłem większość fanek cieszyła się naszym szczęściem.
- To wyjeżdżamy ?
- Wyjeżdżamy.
Wziąłem jej torbę i klatkę z Pussy, a dziewczyna zamknęła drzwi. Wyszlismy na chłodny poranek i zauważyłem, jak Casandra zadrżała. Przypatrzyłem się sceptycznie jej cienkiej bluzce, ale nic nie powiedziałem, bo jak znam życie, zaraz zaczęłaby na mnie wrzeszczeć, ze jestem przerważliwony czy coś w tym stylu.
- Wiesz, że chłopaki śpią ?
- A tak, domyslam się - machnęła ręką. - Wejdę po cicho do domu i zostawię im tam kartkę. Mają wszystko wyjaśnione, więc nie powinno być problemu.
- Nie jestem tego taki pewien - powiedziałem cicho, ale dziewczyna tego nie dosłyszała. - Czyli najpierw  do chłopaków, tak ?
- Zgadza się - zaświergotała. - Zostawiamy Pussy i możemy jechać do Holmes.
W milczeniu zapaliłem samochód i dojechałem pod dom, gdzie zostawiliśmy Niall'owi, Zayn'owi i Lou, "miłą niespodziankę", po czym mogliśmy już opuścić Londyn.

Po jakiejś godzinie jazdy, Cassie usnęła, a ja miałe ochotę zrobić to samo co ona. Oczy same mi się zamykały, ale wiedziałem, że muszę skupić się na drodze. Byłem zawodowym spiochem, który nie znosił wstawania o godzinach wczesno-rannych. Pewnie solidna dawka kofeiny dałaby mi niezłego kopa, ale nie cierpiałem kawy. Pozostał mi jedynie napój energetyczny.
Zjechałem z autostrady do stacji bezynowej Sheel. Upewniwszy się, że Cassie słodko śpi, zamknąłem samochód i ruszyłem w stronę sklepu. Za kasą siedziałą wysoka brunetka, która na moj widok otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Tak, jestem Harry Styles - mruknąłem.
- O mój Boże ! - pisnęła i wyszła zza lady. - A miałam nie brać dzisiejszej zmiany !
- To masz szczęście - zaśmialiśmy się i zauważyłem, że dziewczyna ma bardzo ładny, dźwięczny śmiech. - A tak wogóle, jak masz na imię ?
- Megan
- Miałem kiedyś koleżankę o takim imieniu. Była śliczna.
Dziewczyna zarumieniła się. Była naprawdę bardzo ładna. Miała pełne, brzoskwiniowe wargi, wrecz stworzone do pocałunków, zielone tęczówki, które emanowały pogodą ducha, a długie nogi ...
Harry debilu, ogarnij tą dupę, pomyślałem, masz w końcu dziewczynę i nie masz prawa nawet patrzeeć na inne, a jeśli już, to nie w taki sposób. Muszę być lojalny wobec Cassie, bo przez swoja głupotę, mogą ją stracić. I to na zawsze.
Megan popatrzyła się na mnie uważnie.
- Ej, wszystko okej ?
- Ja .. hmm ... chyba tak - usmiechnąłem się do niej słabo.
Chyba mi nie uwierzyła, ale nie zadawała wiecej pytań. Poprosiła tylko o autograf i wspólne zdjęcie, po czym zapłaciłem za kilka puszek RedBull'a i trzy Twixy. Pożegnawszy się z Megan, wyszedłem ze stacji i otworzyłem jedną puszkę. Napój dodał mi energi, niezbednej do kontynuowania dalszej jazdy. Uśmiechnąłem się do słońca, które unosiło się coraz wyżej na horyzontem. Niedługo Cassie pozna mamę i Gemmę, zaprzyjaźnią się i będzie idealnie.
Jasne, zawsze można pomarzyć.

***

- Cassie, kochanie - poczułam czyjeś wargi przy swoic uchu. - Czas wstawać, jesteśmy na miejscu.
Przyciagnęłam Harry'ego bliżej siebie i przytuliłam mocno.
- Jeszcze chwilka - mruknęłam niewyraźnie.
- Nie ma mowy.
Zaczął mnie wyciągać z samochodu, ale uczepiłam się swoimi ostrymi pazurami tapicerki samochodu. Szarpaliśmy się, póki Harry nie upadł na ziemię i przez chwilę się nie ruszał. Wtedy ja, przerażona i pełna poczucia winy, rzuciłam się, żeby go uratować lecz nie było to potrzebne, bo Styles zwijał się ze smiechu.
- Przestraszyłeś mnie - powiedziałam z wyrzutem.
Ten w odpowiedzi tylko zarechotał. Uniosłam głowę do góry, ignorując chwilową głupawkę tego idioty, który na moje nieszczęście, był moim chłopakiem. Wyrwałam mu z ręki kluczyki i zaczęłam wyjmować z bagażnika torby. Po chwili poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w pasie i całuje we włosy.
- Ja sie tym zajmę.
Nadal obrażona, odsunęłam się i pozwoliłam mu wyjąć nasze torby, po czym ruuszylismy wolno, w stronę domu
- Złościsz się ? - zapytał Loczek.
- Tak - burknęłam.
- Za co ?
- Za to, że sobie ze mnie żartujesz - wygięłam usta w podkówkę. - Znowu.
- Przesadzasz.
- Wcale nie.
- A właśnie, że tak - jego głos stał się chłodny.- Zachowujesz się, jak jakaś pieprzona diwa
- Mówisz ? - prychnęlam, patrząc sie w jego oczy, które ciskały gromy. - A bo ty niby jesteś lepszy ! Pan OhAhOhPatrzcieNaMnieJestemSławny.
Chłopak zacisnął ręce na uchwytach naszych bagaży.
- W taki razie, skoro według ciebie, jestem taki okropny, to po co ze mną jesteś ?
Odpowiedź wyrwała się z moich ust, zanim zdążyłam o niej pomyśleć.
- Bo cię kocham idioto !
Harry popatrzył się przez chwilę na mnie zdumiony, ale później w jego oczach zapłonęło pożądanie. Przyciagnął mnie do siebie i zaczął namietnie całować. Jego pocałunki były w pewnym stopniu brutalne, ale mnie to nie przeszkadzało. Oddawałam zachłannie jego pocałunki, jakby w obawie, że zaraz sie odsunie. Objęłam go za szyję, pragnąc by był jeszcze bliżej ...
- Co wy robicie ?! - przerwał nam piskliwy głos.

Rozdział fchuj zjebany. Nawet nie wiem, czemu go dodałam - jest bardzo krótki. To chyba dlatego, ze jest dopiero przed czternastą, a ja mam już drugi limit na twitterze. Like a boss, hahaha. :D
Doszłam do wniosku, ze drugiego bloga ( o Nosh'u ) nie będzie. Mam nadzieję, ze mi jakoś wybaczycie. :P Za to, 19 lipca, w moje urodziny, możecie szykować sie na mały prezent w postaci ... A tego nie zdradzę. :D Mam nadzieję, ze będziecie z tego zadowoleni. :P
Kocham was. xx

05 lipca 2012

Rozdział 13

Harry puścił mnie dopiero przezd lotniskiem. Kiedy moje stopy dotknęły ziemi, odwróciłam się napięcie, gotowa pobiec przylać tamtej dziuni, ale powstrzymał uścisk dłoni Hazzy na moim ramieniu.
- Cassie, nie - powiedział cicho. - Nie rób czegoś, czego później będziesz żałować.
- Tylko, że ja nie będę tego żałowała - warknęłam, próbując wyszarpać sie z jego uścisku. Bezskutecznie. - Chcę przypierdzielić tej idiotce, w jej pusty łeb.
- Proszę, nie idź tam - popatrzył się na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, sprawiając, że kompletnie straciłam wolną wolę. - Zrób to dla mnie.
- Dobrze.
- Dziękuję.
Wziął moją dłoń i poprowadził do limuzyny. Na widok przybitego Niall'a, moje serce natychmiast zalała fala uczucia, do tego uroczego Blondaska. Był jednocześnie tak słodki i beztroski oraz wrażliwy i uczuciowy. Takich ludzi nie powinno się ranić.
Widząc pojawienie się w samochodzie mnie i Hazzy, dwójka naszych przyjaciół przestała pocieszać chłopaka i zrobiła dla nas miejsce u jego boków.
- Nie placz Niallerku - położyłam glowę na jego ramieniu. - Przez kogoś takiego nie warto.
- Nie przejmuj się zdaniem osób, dla których jesteś nikim - dodał Harry i objął go ramieniem. - I tak ich nie przekonasz i tak. Lepiej poświęcić się dla osób, których się kocha.
- Czyli nas - uzupełniłam, w radością stwierdzajac fakt, że Niall uśmiecha sie przez łzy. - Skromnością nie grzeszymy, ale zawsze będziemy cię wspierać. Nawet, gdy będziesz zachowywał się jak ostatni dupek i idota, my cię nie opuścimy.
Niall popatrzył po naszych uśmiechnietych twarzach i powoli sam zaczął się uśmiechać.
- Dziękuję wam - mruknąl, bawiac się palcami.
- Od tego sa przyjaciele - Louis wyszczerzył się radośnie. - Przytulaniec ?
- Przytulaniec - wrzasnęlismy wszystcy.
Zaczęliśmy przytulać się, jednocześnie obmacujac i tarmocząc za włosy. Taki zbiorowy przytulaniec był doskonałą okazją do załatwienia dawnych porachunków, bo zawsze nie do końca było wiadomo, czy osoba, która cie przytula, chce się po prostu uściskać czy udusić.
Wreszcie puściliśmy się, zajeliśmy miejsca i nakazaliśmy kierowcy, by zawiózł nas do domu.
- Po tym, co teraz zrobiliście, jestem skłonny wybaczyć wam ten telefon.
W tym momencie, wszystcy odrówcilismy się zdumieniu w stronę Horana.
- Jaki telefon ?! - wrzasnęłam równo z Harry'm.
- Nie musicie udawać, że nie wiecie o co mi chodzi - zaśmiał się. - Przecież nie jestem już zły.
- Tylko, że my nie udajemy.
Niall otworzył usta ze zdumnienia.
- To dlatego pytałeś się mnie, dlaczego jestem taki zły ...
- Brawo geniuszu - Harry przewrócił oczami. - Powiesz nam co zrobiliśmy, czy nie ?
- Zadzwoniliście do Demi i umówiiscie się z nią w moim imieniu. A ona myślała, że robicie to na serio. Zgodziła się.
- Nie powinieneś sie cieszyć ? - zdziwił się Lou. - Przecież lubisz Demi, a nigdy nie miałeś odwagi zagadać.
- Tylko, że nie chcę iść z nia na randkę. Demi jest cudwona, tylko ... Wolę kogoś innego.
Natychmiast rzuciliśmy sie na niego z pytaniami, kim jest ta jego tajemnicza ukochana.  Na nasze nieszczęście, od odpowiedzi uratował Niall'a kierowca, który własnie zatrzymał sie przed domem. Nie wiedzieć czemu, Hazza, Louis i Cher jękneli ciężko.
- Co jest ? - zapytałam.
- Meduzowy chińczyk ciagle tu jest.
- Kto ? - zachiochotałam.
- Wczoraj, kiedy się schlalismy, zamówiliśmy cieżarówkę pełną meduz - wyjaśniła Cher. - Teraz oczywiscie do niczego się nie przyznajemy.
Zmrużyłam oczy i popatrzyłam na nią uważnie, a ona pod wpływem mojego spojrzenia, spuściła wzrok. Wyglądało jakoś dziwnie słabo oraz niepokojąco blado. W dodatku zdawało by się, że uleciała z niej cała energia, a zastąpiła ją dominująca pustka. Będę musiała z nią później pogadać.
Wysiedliśmy z samochodu, a natychmiast podskoczył do nas jakiś chiński mężczyzna i zaczął pieprzyć po chinsku. Obserwowałam jak twarz Harry'ego zmienia się z czerwonej, na różówą i fioletową.
- Dobra, panie Chińczyk kurwa - warknął. - Zapłacę panu dwa razy tyle, jeśli wyjebie pan te meduzy gdzieś do rzeki.
Co dziwniejsze, tym razem zrozumiał. Loczek wcisnął mu do kieszeni pieniadze, a tamtem szybko się zmył i już wiecej go nie wiedzeliśmy.
Weszliśmy do domu, po czym Niall poszedł sie rozpakować, a my zostaliśmy w salonie. Louis i Harry zaczęli gadać o samochodach, czy czymś jeszcze bardziej bzdurnym, wiec miałam idealną okazję by wyciągnąć coś z Cher.
- Ej mała - trąciłam ją w ramię. - Co jest ?
Popatrzyła sie na mnie smutnym wzrokiem. Jej oczy były smutne, bardzo smutne i widać wymalowany w nich ból. Musiała cierpieć.
- On ...
- Niall ? Wiem o tym, ze cos miedzy wami było. Larry mi powiedzieli, wiec możesz mi wszystko mówić.
Kiwnęła głową.
- On ... Jest dla mnie ważny, rozumiesz ? Nie wiem dlaczego, ale jest. I jak on teraz powiedział, że ktoś jest w jego sercu ... Ja wiem, że powinnam cieszyć sie jego szczęściem, ale nie potrafię.
- Ale skad wiesz, że tą osoba nie byłaś ty ?
- W moich snach - odparła ponuro.
Nie zdążyła powiedzieć nic wiecej, bo do pokoju wszedł Niall, pożerajacy jakąś bulkę. Jak zwykle, siedział na twitterze.
- Wszystkie fanki podziwiają Cassie za odwagę i chyba coraz bardziej ją lubią.
Zaczęłam odstawiać coś w stylu tańca radości, tyle, że był on autentycznie radosny. Naprawdę chciałam, żeby fanki mnie polubiły. Mimo iz zadanie miałam ułatwione, bo byłam Directioner, wiedziałam, że nie przepada za mną cała rzesza dziewczyn.
- Ej - Blondasek zmarszczył brwi. - Co to jest "bigos" ?
- Nie - odparł Harry. - A co ?
- Bo Polki robią jakąś akcję i cchą mi dac bigos.
- Na pewo coś do jedzenia - zaśmiał się Louis. - Co by innego.
Niall nie odpowiedział i wyszedł z pokoju, zapewne w poszukiwaniu informacji. Chyba znaleźliśmy m zajecie na dobre pł godziny ...
Nagle w mojej głowie zapaliła się pomysłowa lampka. Skoro chłopak czegoś szukał, a my nie chcielismy mu przeszkadzać, Cher bedzie mogła spędzić z nim kilka chwil sam na sam. Cassie, pomyślałam, jesteś geniuszem.
- Za chwilkę wrócimy - rzuciłam do Hazzy i Lou, którzy kiwnęli tylko głowami, bo pochłonięci byli rozwalaniem na miazgę, kolejnych przeciwników w jakiejś beznadziejnej grze na PS3. - Miło, że się zainteresowaliście - rzuciłam ironicznie.
Wyprowadziłam Cher z pokoju i przyparłam do ściany.
- Co ? - powiedziała zdumiona, podczas gdy ja zacząłam gorączkowo poprawiac jej włosy,
- Idziesz pomóc Niall'owi
- Po co ? - zapytała głupio.
- Bo ja ci każę - pchnęłam ją w stronę schodów, a sama zadowolona wróciłam do salonu.

Następnego dnia na wykładzie, ciagle myślałam co zadziało się pomiedzy Niall'em i Cher. Nie miałam okazji porozmawiać ani z dziewczyną, ani z chłopakiem, bo nie wrócili, kiedy wychodziłam od chłopaków lecz właśnie to zapowiadało pomyślne zakończenie całej akcji.
Poza tym, nie słuchałabym wykładu z innego powodu - na dworze panował niemal trzydziestopięcio stopniowy upał, co we wrześniu w Londynie nie było praktycznie niemożliwe. A jednak. Cała sala była pełn spoconych studentów, którzy na różne sposoby próbowali się ochlodzić. Nawet pootwierane na całą szerokość okna, nie dawały oczekiwanego podmuchu zimna.
Kiedy wykładowca oznajmił koniec dzisiejszych zajęć, wszystcy czym prędzej wybiegli z sali i skierowali swoje kroki na dwór. Cieszyłam się, że upał odebrał Mel wszelkie siły do gadania, bo dziewczyna milczała, tylko co jakiś narzekajac na pogodę.
Na szczęscie, przed budynkiem czekała na mnie niespodzianka w postaci Harolda Edwarda Styles'a, który opierał się niedbale o samochód, a jego koszula była rozpięta do samego końca, czym wprawiał tłumek dziewczyn, stojących w cieniu przy drzewie, o atak serca. Zresztą ja nie byłam lepsza - moje oczy natychmiast zaczęły błyszczeć z podniecenia i musiałam się ogarnąć, by nie zedrzeć z niego ciuchów i wyruchać go na oczach tych wszystkich ludzi.
Na mój widok, Loczek uśmiechnął się szeroko. Podszedł do mnie, jakby celowo, wolnym krokiem, uśmiechając sie przy tym zarozumiale.
- Hej kochanie - powiedział.
Owionął mnie jego słodki oddech i nie mogłam sie już dłużej powstrzymywać się, by nie wpić się w jego malinowe wargi. Były w smaku tak samo cudowne, jak w wygladzie. Czułam posmak krakersów i soku malinowego. Bardzo korzystne połaczenie.
Chłopak pozwolił mi się przez chwilę całować, ale później delikatnie mnie się odemnie odsunął.
- Na dzisiaj starczy.
Zrobiłam minę małego szczeniaczka, ale on był ( niestety ) na nią odporny. Poprowadził mnie do samochodu, gdzie wyjął z szafki czarną chustę.
- Mam dla ciebie niespodziankę, ale musisz zakryć oczy, dobrze ?
- Okej.
Harry zakrył mi oczy, po czym upewnił się czy zrobił to dokładnie. Zapalił samochód i po chwili jechaliśmy już w stronę drogi wyjazdowej z Londynu.
- Harry ?
- Nie, nie powiem ci jaka to niespodzianka. Gdybym ci powiedział, juz by nią nie była.
- Ale proszę.
- Nie.
- Błagam.
- Nie.
- Kurwa, przestań sobie żartować i mi powiedz.
- Nie kurwa nie przestanę sobie żartować, bo nie żartuję, wiec ci nie powiem.
Naburmuszona, przestałam się do niego odzywać. W samochodzie zapadła cisza, ale Hazza zdawał sobie z niej nic nie robić, a wręc z przeciwnie - pogwizdywał wesoło, a na jego twarzy pewnie malował sie uśmiech. Tego nie mogła widzieć.
Wreszcie samochód zatrzymał się. Styles otworzył drzwi i pomógł mi wysiąść z samochodu, po czym chwycił za rękę i pociagnął w blizej nieokreślonym kierunku, a ja za pomocą innych zmysłów niż słuch, próbwałam domyśleć się gdzie jesteśmy. Słyszałam świergotanie ptaków, odgłos stąpania naszych butów po kamienistej drodze, czułam zapach zbóż, a co najważniejsze, tej harmonii nie zakłocały silniki samochodów ani spaliny. Musieliśmy być gdzieś z dala od cywilizacji.
Wreszcie zatrzyaliśmy się, a Harry zdjął z moich oczu opaskę. Zaniemówiłam. Znajdowaliśmy się na polu, a dokładniej na niewielkiej łączce z jednym drzewkiem, pod którym leżał koc z piknikowym koszem. Usiedliśmy na przeciwko siebie, a Styles nalał do kieliszków od szampana, soku jabłkowego. Stuknęlismy nimi o siebie i wypiliśmy napój jednym haustem.

***

- Jak udało ci sie to zorganizować ? - spytała Cassie, kiedy leżelismy na plecach stykając sie głowami. - Przecież przy tym mnóstwo roboty !
Z samego początku chciałem jej powiedzieć, że to wszystko moja praca, ale wiedziałem, że Cassie mi nie uwierzy. Jej talent do wykrywania kłamstw był wściekle wkurzajacy. Musiałem tak wiec ujawnić swoich współpracowników.
- Pomogli mi panowie Marchewka, Głodomór i Pięknisia.
- Zayn ?
- Dzisiaj wrócił - wyjaśniłem.
Kiwnęła głową, ale po chwili spojrzała na mnie przenikliwie.
- Czyli mam rozumieć, że ledwo wrócił z Bradford i już leciał ci pomóc ? Yhym, już ci wierzę.
- Ale czy ja powiedziałem, że zrobił to z własnej woli ? - zapytałem, a Cassie popatrzyła się na mnie z mieszaniną przerażenia i zdumienia. - Ej, żartowałem.
- To słabe masz te żarty - prychnęła, ale zaraz po chwili piszczała z radości. - Patrz Harry, to wygląda jak czaszka Elvisa Presley'a.
Wskazywała palcem jedną z chmur. Byłem pełen podziwu dla jej wyobraźni i/lub głupoty. Ja sam widziałem tam tylko jedną wielką białą plamę, z dwoma niewielkimi dziurami, które przy wielkim wysiłku, można by było uznać za oczy.
- A ta przypomina sześcionogiego żółwia, jarającego jointa - wskazała inną, a ja znowu kompletnie nic nie widziałem. - Trochę wyobraźni !
Nie odpowiedziałem, tylko popatrzyłem w niebo, szukając czegoś, czym mógłbym ją przebić. Większość była zupełnie bezkształtna albo składała się z kilku marnych obłoczków. Jednym słowem, nic ciekawego. Jedna z chmur przypominała mi psa, ale było to niczym w porównaniu z czaszką Elvisa czy żólwiem.
Nagle znalazłem tą, o którą mi chodziło. Nie była tak niesamowita, jak te Cassie, ale wyrażała moje uczucia względem Blondynki.
- Patrz - powiedziałem czule, chwytając jej dłoń i wskzując jej palcem chmurę. - Serce.
Przez chwilę mrugała gorączkowo, jakby próbując powstrzymać łzy cisnące się do oczu, ale gdy po chwili na mnie spojrzała nie płakała. Jej twarz rozjaśniał jeden z najpiękniejszych uśmiechów na świecie. Aż mi zaparło dech w piersiach. Dziewczyna odkręciła sie na ziemi, tak że znalazła się koło mnie, po czym położyła głowę na mojej wyciagniętej ręce i objęła w pasie.
- Dziękuję - szepnęła.
- Za co ?
- Że jesteś - uśmiechnęła się, a ja pochyliłem się, by pocałować ją w usta.

Druga część tego rozdziału ( ta o pikniku ) powstała dzięki pomocy mojej niezastąpionej Sylwii. :) Maltretowała mnie, żebym dodała te podziękowania, wiec nie miałam wyboru. Mam nadzieję, że wyślesz mi jakąś recenzję czy coś, bo ciekawa jestem czy ci się podoba. :P
Sama nie wiem co mam zrobić z Niall'em i Cher. Tak właściwie to chciałabym, żeby byli razem i chcę ich połączyć, mam nawet pomysł jak, tylko wiem, że wy chcecie, zeby byli razem, a mową największą wadą jest wrodzona złosliwość i korci mnie, żeby razem nie byli. xd Mam nadzieję, że zrozumieliscie coś z tej chaotycznej wypowiedzi. :D
Jeszcze jedno - myślałam nad prowadzeniem jeszcze jednego bloga z opowiadaniem, dokładnie o Nosh'u ( Niall + Josh ). Uznałam, ze to oryginalny pomysł, bo jeszcze się z czymś jakim nie spotkałam. Jednak po dłuższym zastanowieniu postanowiłam nic nie robić, bo a) nie umiem pisać bromance i b) zaniedbałabym wtedy tegoi bloga, a kocham Cassie i Harry'ego. Więc jeśli ktos uważa, że sprosta temu wyzwaniu, oddaję mu ten pomysł z czystym sumieniem. :)
Kocham was. xx

01 lipca 2012

Rozdział 12

Wbiegłyśmy radośnie do salonu, rzucając na ziemię torby z zakupami, po czym wskoczyłyśmy na kolana zdumionych chłopaków - ja Harry'ego, a Cher Louis'a.
- Jesteśmy taaaakie zmęczone - przeciągnęłam się wygodnie w ramionach mojego chłopaka. - Te zakupy po prostu nas wykańczają.
- To po cholerę na nie chodzicie ? - zdziwił się.
- Bo są cudowne i bardzo odprężają - Cher odpowiedziała za mnie.
Harry pokręcił głową.
- Znajdziecie czas, żeby wyjść dzisiaj z nami do klubu ? - zapytał Louis. - Jest już po dwudziestej, zaraz powinni otwierać ...
- Spoko - odparła radośnie. - Możemy wychodzić.
Z smutkiem patrzyłam, jak podnoszą sie by zaraz wyjść. Niestety nowina, którą musiałam im zakomunikować, niezbyt ich ucieszy.
- Ej, poczekajcie chwilę - jak na komendę, przestali kierować się w stronę wyjścia. - Nie mozemy iść.
- Dlaczego ? - zapytał Lou.
- Tak właściwie, to wy możecie. Ale ja nie ...
Chłopak ponowił pytanie.
- Nie mam jeszcze osiemnastu lat
- Myślałam, że jesteś rówieśnicą Harry'ego ! - wykrzyknęła Cher.
- No bo jestem - odparłamm ponuro. - Tylko on jest z lutego, a ja października.
W salonie zapadła cisza. Czułam się winna - w koncu to przeze mnie nie możemy wyjść wyszaleć się na miasto. Nienawidzę psuć innym zabawy. Poczucie winy, zżera mnie wtedy od środka i sprawia, że staję się czerwona jak burak.
- Nic nie szkodzi - ku mojemu zdumieniu Harry machnął ręką. - W domu mamy dość hm ... nieduży barek.
Wziął mnie za rękę i wprowadził w niewielką wnękę w salonie. Stał w niej duży, machoniowy mebel, z parą drzwiczek, które chłopak otworzył z bananem na ryjku. Jego wnętrze było wypełnione najróżniejszymi trunkami. Większość nazw była mi obca, ale zauważyłam kilka starszych rocznikowo win. Wybornie.
- Więc ?
- Polewaj - moje oczy rozjaśniły się.

Jęknęłam cicho i z cichym sapnięciem opadłam na podłogę. Głowa cholernie mnie bolała, bluzkę miałam podartą, a na mojej głowie znajdowało się coś, co przypominało jeden wielki kołtum. I co najważniejsze nie pamiętałam kompletnie nic z wczorajszego wieczoru.
Omiotłam spojrzeniem pokój. Moi przyjaciele spali w różnych częściach pomieszczenia, w conajmniej dziwnych pozocjach - Harry z głową przechyloną do tyłu, przez poręcz fotela, Louis leżał częściowo na stole, a częściowo na podłodze. Cher zaś, chrapała słodko, przytulając do siebie jedna z dziesiatek butelek, które walały się po pokoju.
Kac Vegas, nie ma co.
Podniosłam się z podłogi i wolno przesłam przez pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi, ale wróciłam się jeszcze po torby. Nie miałam bladego pojęcia co sie stało zeszłej nocy lecz podejrzewam, że musieliśmy nieźle zabalować. Oby tylko tyle ...
Wyszłam z domu chłopaków. Ku mojemu zdumieniu dopiero świtało. Jednak to dobrze, bo miała okazję ogarnąć się trochę przed pójściem na wykład. Nie chciałam w koncu paradować uniwersyteckim korytarzem, w takim stanie, jaki prezentuję obecnie.
Idąc ulicą, staram się ignorować zdumione spojrzenia nielicznych przechodniów, a w duchu dziękowałam Bogu, że nigdy nie ma zadnych paparazzi. Z pewnością mieliby kolejną sensaję. Widziałam już nawet w myślach nagłówek, jednej z plotkarskich gazet Casandra Millet, wraca rano z domu swojego chłopaka. Pod nią zamieściliby moje zdjecie, które swoja drogą, wyglądało by jak wyjęte psu z mordy i wyglądałabym na nim znacznie gorzej niż w rzeczywistości.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po przyjściu do domu, było znalezienie Pussy i wycałowanie jej po wszystkie czasy. Później wzięłam prysznic, ubrałam się w to i wzięłam miseczkę płatków. Następnie usiadłam przed telewizorem i włączyłam jakiś kanał plotkarski.
- Od wczorajszego wieczora, po sieci krąży film, na którym kompletnie pijani Harry Styles i Cassie Millet, biorą ślub, którego udziela im, jeden z członków zespołu, Louis Tomlinson. Możemy spodziewać się, że była tam również obecna piosenkarna Cher Lyoyd, ponieważ to ona jako pierwsza wrzuciła filmik. Teraz zamieszczamy jego fragment ...
Wyłączyłam telewizor i zamknęłam oczy. Moje myśli galopowały jak oszalałe. Skoro podczas tej nocy stało się co stało, a skoro nic nie pamiętałam, mogłam spodziewać się dzisiaj jeszcze kilku, niekoniecznie przyjemnych, niespodzianek ...

***

- Niech pan zrozumie, że nie zamawiałem żadnych cholernych meduz ! - wrzeszczałem do słuchawki telefonu. - Nie jestem taką idiotą, żeby zamawiać coś, co nie jest mi potrzebne !
Nie jestem tego taki pewien, panie Styles - powiedział chłodny męski głos w słuchawce.
- Czy pan mi coś sugeruje ?!
Nie, nie sugeruję. Ale w świetle ostatnich wydarzeń mam prawo ...
- Och błagam, niech pan się zamknie - warknąłem, a mężczyzna ucichnął. - Nie pamietam, zebym zamawiał jakieś meduzy, wiec nie mam zamiaru za nie płacić.
Po tych słowach, wściekły rozłączyłem się. Nienawidziłem, kiedy ktoś wmawiał mi coś, czego nie zrobiłem. Podszedłem do drzwi, w których Louis i Cher, wykłócali się z chińskim dostawcą. Dodatkowy problem stanowił fakt, że mężczyzna słabo mówił po angielsku.
- My nie zamawiać ta przysyłka - próbował wytłumaczyć mu Louis, na co tamten zaczął nakurwiać po chińsku, wyrzucając z siebie słowa, z prędkością karabinu maszynowego. - Cholera, znowu zaczyna.
- Och daruj sobie - mruknąłem.i zatrzasnąłem przed zdumionym dostawcą drzwi. Po chwili dobiegły zza nich jakieś krzyki i odgłosy łomotania. - Pieprz się ! - wrzasnęłem.
Szybko ruszyłem w stronę kuchni, a moi przyjaciele w milczeniu podążyli za mną. Wyjąłem z lodówki woreczek z lodem i z ulga przyłożyłem do bolacej głowy.
- Podsumowywując - zaczął Louis. - Na razie mamy tylko filmik w internecie i ciężarówkę pełną meduz, czyli możemy spodziewać się jeszcze czegoś.
- Ale nie musimy - wtrącił Cher.
- Ale nie musimy - zgodził się Lou. - Musimy jednak, przygotować sie na najgorsze.
W pomieszczeniu zapadła cisza, którą przerwał dzwonek mojego telefonu.
- Halo ?
Harry cholera - Niall był mocno poddenerwowany. - Po chuja tyle chlałeś, skoro macie mnie dzisiaj odebrać z lotniska ?!
Kurwa. Dupa. Pizda. Szmata.
- Uhm ... Nie martw się Niallerku, jakoś załatwimy transport.
Mam nadzieję. 
- A tak wogóle, to kiedy będziesz ?
- Jestem właśnie na lotnisku - odparł poirytowany.
- Och. I pewnie przeciskasz się przez tum pierdolniętych fanek ?
- Brawo geniuszu.
Rozłączył się.
- Chyba się na nas wściekł ...

***

Stałam na chodniki, czekając na samochó z przyjaciółmi, choć nie miałam bladego pojęcia kto będzie kierował, bo nawet gdyby Cher miała prawko, nie mogłaby kierować.
Nagle stanęła przedemną długa, czarna limizyna. Z poczatku zamurowało mnie i miałam wrażenie, ze zaraz ktoś zaciagnie mnie do środka, po czym wyziezie gdzieś daleko. Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy szyba rozsunęła się, a zza niej, wychyliła się roześmiana mordka Harry'ego.
- Niezła fura, co nie ? Niall normalnie padnie.
Zaśmiałam się wesoło i wsiadłam do samochodu, gdzie oprócz Loczka siedzieli również Cher i Lou, wykłócajacy się o coś zażarcie.
- Wtedy wskoczę mu na plecy, a ty krzykniesz niespodzianka - paplała Brunetka. - Co ci znowu nie pasuje ?
- To, ze jak zwykle chcesz wrcacać na siebie uwagę - odprał.
- Ja ? - prychnęła - I kto to mówi !
Ich kłótnia trawała przez całą drogą na lotnisko. Ja i Harry, nie mogąc słuchać ich głośnej wymiany zdań, założyliśmy na uszy słuchawki i nastawiliśmy muzyke na maksmum. Niestety, nawet mimo to, słychać było ich krzyki.
Kiedy zatrzymaliśmy sie przed lotniskiem, byli już pogodzeni ( dzięki Bogu, dłużej bym chyba nie wytrzymała ). Stanęło na tym, że rzucą się, jak jacyś idoci na Niall'a, wrzeszcząc, że się za nim stęskiili i robiąc tym cholerną wieś. Już wolałam ta pierwszą wersję.
W środku, napotkaliśmy gigantyczny tłum fanek, które dzieki Bogu, tak były podekscytowane przyjazdem Niall'a, że nas nie zauważyly. Zaczęliśmy przeciskać się przez hałaśliwy tlum, choć nie było to proste. W końcu zajęliśmy jakieś przyzwoite miejsca i zaczęliśmy czekać.
Nagle wszystkie fanki zaczęły skakać, piszczeć, wrzeszczeć i robić inne rzeczy, które robi się podczas spotkania swojego idola. Idola, który wydawał sie być zaskoczony tym radosnym przywitaniem, ale na jego twarz szybko przywędrował ciepły uśmiech i zaczął rozdawać autografy. Wiedząc, że troszkę się mu zejdzie, wyszliśmy z tłumu i usiedliśmy na jakiejś ławeczce.
W pewnym momencie wybuchnęło wielkie zamieszanie. Ktoś zaczął wrzeszczeć, ktoś śmiać, a po chwili zauważylismy Niall'a, który przeciskał się z tłumu. Kiedy wyszedł na wolną przestrzeń zaczął biec. Po jego policzkach skapywały łzy ...
- Niall ! - krzyknęła Cher i razem z Lou, pobiegli za chłopakiem.
Harry chciał chyba uczynić to samo, ale widząc, ze nie ruszam się z miejsca, zatrzymał się w pół kroku i popatrzy się na mnie niepewnie.
- Cassie ?
Ja jednak nie zwróciłam na niego uwagi i skierowałam się w strone fanek, a Loczek szybko podążył za mną. Zatrzymałam się przed jakąś krzyczącą dziewczyną.
- I dobrze ! Spierdalaj stad ! Nikt cię tu nie chce, tak samo jak nie chcą cię w 1D !
- Co powiedziałaś ? - powiedzialam cicho.
Wokół nas zaległa cisza. Dziewczyna wyglądała na lekko zdumioną, ale szybko odzyskała dawny rezon.
- Że tego idioty nie powinno być w zespole - prychnęła. - Po prostu do niego nie pasuje.
- Och tak, masz rację - wysyczałam, patrząc się jej prosto w oczy. - Tylko, czy zdajesz sobie pieprzona lafiryndo sprawę, że gdyby nie było Niall'a nie byłoby 1D ? Możesz mieć to swoje durne zdanie, ale każdy bedzie miał je w dupie. Prawdziwa Directioner, kocha wszystkich chłopaków, a nie tylko czterech z nich. Musisz sie nauczy parszywa suko, że trzeba szanować innych ludzi ! A jeśli tego nie robisz, to jesteś nikim rozumiesz, jesteś śmierdzącym gównem, którego nikt nie chce !
Byłam gotowa rzucić sie na nią z pięściami, ale Harry złapał mnie w pasie i zaczął ciagnąć w stronę wyjścia.
- Puść mnie, puść mnie Styles !
Chłopak jednak totalnie mnie zignorował i nadal nie puszczał. Zrezygnowana przestałam sie opierać. Wiedziałam, że nie ma to sensu.

Aloha. :D Wakacje, czujecie to ? Wreszcie spokój, zero nauki, prac domowych i klasówek, brak wkurwiających kolegów, jednym słowem wolność. :D Włóczenie się bez celu z przyjaciółmi, spanie pod gołym niebem, wracanie do domu po północy, wycieczki rowerowe, leżenie plackiem na plaży ... Myślałam, że już nigdy sie ich nie doczekam. :D
Wielkie DZIĘKI, za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę uwielbiam je czytać, szczególnie jeśli ma doła. Wtedy zawsze humor mi sie poprawia i czuję się taka potrzebna :3 A kiedy nie chce mi sie pisać, dają mi cholernego kopa, jakby chciały powiedzieć, że mam ruszyć dupę. xd
Przepraszam jeśli za dużo bluźniłam ,ale jakos tak wyszło. :P
Mam nadzieję, ze się podoba. :)
Kocham was. xx