27 września 2012

Rozdział 28

Moje życie jest idealną definicją smutku i rozczarowania. Od najmłodszych lat byłam w pogardzie u rodziców, tylko przez fakt, że zamiast bawiąc się markowymi zabawkami z górnej półki, wolałam brać kilka klocków o budować z nich wysokie wieże. Nie chcieli przyznawać się do tego, że jestem ich córką, tylko dlatego, że liczyły się dla mnie inne wartości od tych, które oni popierali - dla nich liczyły się pieniądze i bogactwo, dla mnie przyjaźń i miłość. Nie chciałam od nich drogich prezentów, tylko odrobiny uczucia, którego jednak nie potrafili mi dać.
Zamiast tego próbowali mnie zmienić. Chcieli, żebym była taka jak oni. Nie potrafiłam.
Tak właściwie, nie potrafiłam i nie chciałam. Nie chciałam być tym, kim stali się oni - zarozumiali, dumni, przekonani o swojej wyższości.
Bogactwo zepsuło ich do tego stopnia, że zaczęli nienawidzić własnej córki. Czasem wyrzucali wyzwiska prosto w twarz, czasem za pomocą gestów, a innym po prostu ignorowali. I to ostatnie chyba bolało mnie najbardziej.
Bo pomimo faktu, że ja również ich nie cierpiałam, zawsze żywiłam w sercu nadzieję. Pieprzoną nadzieję, dzięki której nie potrafiłam się przełamać, powiedzieć co naprawdę o nich myślę. Liczyłam, że się zmienią albo że zrozumieją, że życie które wybrali nie jest tym właściwym. Pragnęłam ich miłości najbardziej na świecie. Jednak gdy zaczęłam dojrzewać i rozumieć więcej rzeczy, dotarła do mnie pewna rzecz - oni nie potrafili kochać. Byli bezduszni. Niezdolni do żadnych uczuć.
Od tej pory zaczęłam się buntować, łamać ustalone wcześniej zasady. Chciałam pokazać, że jestem silna, mam nad nimi władzę i mogę robić wszystko co chcę... Ale dopóki nie skończę 18 lat, będę musiała im podlegać. Równało się to ze studiami prawniczymi na Harwardzie. Nie miałam zupełnie nic, czym mogłabym ich przekonać do zmiany ich decyzji. A nawet jeśli, nie zmieniliby swojego zdania. Gdybym zaś się opierała, wysłaliby mnie tam siłą.
Starałam się więc pogodzić ze swoim losem i przyszłym życiem. Przyszłym życiem co najmniej do października, do moich osiemnastych urodzin. Ale i później, bo pełnoletność nie oznaczała, że byłam dorosła. Póki nie zaczęłabym na siebie zarabiać, uzależniona byłam od rodziców. I to mnie najbardziej bolało, bo nie chciałam od nich absolutnie niczego.
Dlaczego kiedy dowiedziałam się o romansie ojca... nie wahałam się ani sekundy. W końcu mogła być to moja jedyna i najprawdopodobniej ostatnia szansa na ucieczkę.
I tak wylądowałam w Londynie. Sama, bez żadnych przyjaciół. Nie to, żebym wcześniej ich miała ale świadomość, że jestem sama, samiuteńka w kompletnie obcym mi wielkim mieście, nie była zbytnio pocieszająca. Ale mimo wszystko byłam z siebie cholernie dumna - w końcu udało wcielić mój plan w życie. Może nie byłam do końca samodzielna, ale w końcu nikt nie mówił mi co mam robić. Bałam się tylko, że nie zaaklimatyzuję się w Londynie.
Harry.
Swoim pojawienie się rozświetlił mój świat, zmienił go całkowicie. Oczywiście na lepsze. To dzięki niemu w końcu poczułam, jak to jest kochać i być kochaną. Pomógł mi odnaleźć swoje miejsce na ziemi, które od tej pory miało być u jego boku.
A teraz... Gdy jego już nie ma... Tak właściwie nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Zwyczajnie nie potrafię wyobrazić sobie jakie będzie moje dalsze życie bez Harry'ego. Będzie... puste. I pozbawione blasku. I bezsensowne. I bezbarwne. Nie, te przymiotniki nie oddają rzeczywistości. Będzie o wiele, wiele gorzej.
Przypomniało mi się, gdy myślałam, że Harry mnie nie kocha. Wtedy... czułam się lepiej. Może nie dobrze, ale nie lepiej. Miałam chociaż to poczucie, że gdzieś tam jest, że może układa sobie życie z kimś innym. Ale że jest szczęśliwy. I co najważniejsze - żył i miał się dobrze.
Jak to jest stracić, już na zawsze, osobę, którą się kochało i która była dla ciebie całym światem oraz wszystkim co kiedykolwiek posiadałeś? Dość ciężko zdefiniować. To uczucie jest nieporównywalne z niczym innym. Nikt, ale to absolutnie nikt, nawet najgorszy bandzior lub gwałciciel nie zasługuje na taki ból. To tak, jakby wbić sztylet prosto w serce, po czym przekręcić rękojeść.
Tylko, że wtedy cierpi się tylko fizycznie, a przy śmierci dochodzi jeszcze ból psychiczny i to on jest chyba najgorszy. Ma się sobie za złe to, że nie poświęcało się tej osobie należycie dużo czasu. Lepiej jest już, gdy ktoś umiera przez dłuższy czas. Wtedy możemy się chociaż z nim pożegnać i przyzwyczaić to tego co nieuchronne. Gwałtowna śmierć jest najgorsza i najbardziej bolesna.
Zrozumiałam teraz co chciał wytłumaczyć mi Harry, mówiąc o życiu tym, co jest teraz. Do tej pory źle to rozumiałam. Nie chodziło o to by nie planować tego co będzie albo roztrząsać tego co było, bo zarówno przyszłość, jak i przeszłość są ważne. Należy cieszyć się dowiem każdym dniem i tym co w danej chwili mamy, bo następnego dnia może zostać nam to bezpowrotnie zabrane.
Czas. Minęły dwa tygodnie. Dwa najpiękniejsze tygodnie w moim życiu. W ciągu ich otrzymałam więcej niżbym kiedykolwiek śmiała poprosić.
Miłość i prawdziwa przyjaźń. Wszystko czego pragnęłam przez całe życie, spełniło się w ciągu czternastu dni...
W końcu miałam wszystko, a nagle to straciłam.
Ironia losu?
Zerwałam się w kanapy i pochwyciwszy bluzę, wybiegłam z mieszkania mimo protestów Gemmy. Nie mogłam dłużej przebywać w jej obecności. Ciepłe łzy leciały po moich policzkach, a wiatr smagał we włosy. Musiałam wyglądać, jak przybysz z innej planety, bo gdzie bym nie spojrzała, przechodnie rzucali w moim kierunku niechętne, lekko obrzydzone spojrzenia. Jednak oślepiona przez łzy nie widziałam co dzieje się wokół mnie, a nawet jeślibym widziała najprawdopodobniej nie zareagowałabym. Nie miałam siły.
Wbiegłam na ulicę, gdy nagle tuż przede mną, wyskoczył szary garbus. I myślałam, że to już koniec. Nie zdąrzyłabym nawet odskoczyć. Zresztą... to skróciłoby chociaż mój ból. No i byłabym znowu z Harry'm... Ale zamiast tego samochód zahamował z piskiem opon, a mój plan wziął szlag. Chciałam już ruszyć, gdy z okna samochodu wysunęła się znajoma, rozczochrana kasztanowa fryzura.
Brian.
Bez słowa wysiadł z samochodu, który nadal był na chodzie. Kierowcy zaczęli trąbić, ale kompletnie nie zwrócił na nich uwagi. Rozłożył szeroko ramiona, po czym po prostu przygarnął mnie do siebie. W jego ramionach znalazłam poczucie bezpieczeństwa i dziwny spokój, bo dość szybko przestałam płakać, a mój oddech uspokoił się. Jednak mimo wszystko, nie byłam gotowa go puścić. Bo wiedziałam, że wtedy będę musiała stawił czoło nieznanemu. A tak, jeszcze przez tą króciutką chwilkę, mogłam jeszcze mieć wyjebane na wszystkie moje troski.
Wściekli kierowcy nadal trąbili. Zebrał się wokół nas niewielki, jak zwykle żądny sensacji tłumek londyńczyków, którzy na chwile oderwali się od swoich zajęć i zaczęli nas obserwować. Niektórzy rozglądali się na wszystkie strony, jakby poszukując ukrytej kamery. W pewnym momencie dołączył do nich policjant, który zaczął wrzeszczeć na Brian'a, że jest nieodpowiedzialnym idiotą, dla którego liczy się tylko jego zdrowie, a nie bezpieczeństwo uliczne. Brian spojrzał się na niego wściekle, ale to co mówił policjant, musiało przemówić mu do rozsądku, bo chwycił mnie za rękę i wciągnął do samochodu. Nie miałam bladego pojęcia gdzie mnie zabiera, ale nie śmiałam o to spytać.
Godzinę później, byliśmy nad oceanem. Wysiedliśmy z samochodu, a Brian poprowadził mnie na klif. Usiadł tuż koło mnie, obejmując ramieniem. Gdyby ktoś teraz nas zauważył, wziąłby nas za jedną z miliona zakochanych par, która akurat przyjechała tu na randkę. Takie rozwiązanie mi odpowiadało. Przynajmniej nikt nie będzie na tyle bezczelny, żeby nam przeszkadzać. A poza tym tu gdzie się znajdowaliśmy, w promieniu kilku kilometrów, nie widać było żadnych ludzkich istot.
Potrzebowaliśmy prywatności, potrzebowaliśmy rozmowy... Potrzebowaliśmy... siebie?
- Jak sobie z tym radzisz? - to Brian jako pierwszy zabrał głos. - Powiedz mi co czujesz, chciałbym ci jakoś pomóc.
- Mi nie pomożesz, stary - uśmiechnęłam się blado. - Nic mi nie pomoże.
Popatrzył się na mnie tymi swoimi czarnymi oczami, w których tym razem nie widziałam zwyczajnej dla niego wesołości, tylko ból, który muszę przyznać, pasował do nich bardziej.
- Proszę.
- A jak mam się czuć?! - wybuchłam, wstając na równe nogi. - Jak mam się czuć, wiedząc, że jego już nie ma?! Czego odemnie wymagasz? Że tak po prostu poradzę sobie z jego śmiercią?
Nie odpowiedział. Stanął na brzegu klifu i spojrzał się w dół, po czym uniósł twarz i pozwolił by chłodna bryza omyła tu twarz. Następnie opuścił głowę, a gdy odwrócił się w moim kierunku, wyglądał już zupełnie inaczej. Rysy jego twarzy stęrzały, w oczach zalśniły łzy. Wyglądał, jakby postarzał się o dobre kilkadziesiąt lat.
I teraz coś do mnie dotarło.
Podeszłam do niego wolnym krokiem, jakby dając mu szansę na ucieczkę. On jednak tkwił w miejscu, patrząc się w coś niewidocznego za moimi plecami. Ujęłam delikatnie jego dłoń, po czym delikatnie uniosłam rękaw bluzki. Znalazłam pod nim to, czego się spodziewałam. Kilkadziesiąt poziomych kresek. Niektóre zupełnie świeże, inne wręcz przeciwnie. Jednak przerażała mnie sama ich ilość, bo od śmierci jego chłopaka minęły zaledwie trzy tygodnie. Moja łza skapnęła na jedną z linii.
- Dlaczego, Brian? Dlaczego?
- Bo wiedziałem, że jeśli okażę słabość, skierują mnie do zakładu psychiatrycznego - napotkawszy moje zdumione spojrzenie uśmiechnął się gorzko. - Tak, grozili mi tym. Wtedy zrozumiałem, że muszę grać. Przede wszystkim pozory. Gdyby dowiedzieli się prawdy, jak zachowuję się po śmierci Harry'ego...
- Harry'ego? - mój głos zabrzmiał dziwnie piskliwie.
- No tak, tak miał na imię mój chłopak.
- Powinnam wiedzieć coś jeszcze?
- Nie.
- T dobrze, zbyt wiele sensacji jak na jeden dzień.
Zaśmialiśmy się nieudolnie.
- Tak właściwie, to po co mnie tu zabrałeś? To miejsce ma jakiś konkretny cel?
- Racja, zabrałem cię tu nie bez powodu. To tutaj przyjechałem po śmierci Harry'ego i próbowałem się zabić. Sam nie wiem co mnie wtedy powstrzymało. Może to, że on nie chce, żebym się załamywał? Nie wiem sam. Przyjechaliśmy tutaj, bo uważam, że to bardzo dobre miejsce na rozmyślania.
Dobre miejsce na rozmyślania? Raczej na samobójstwo, pomyślałam. Utopienie się, byłoby szybkie i w miarę bezbolesne. Śmierć idealna.
Brian jęknął cicho, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę jaki głupi pomysł mi podsunął.
- Cassie, błagam nie.
- A dlaczego nie? Pomyśl, mnie już na tym świecie nic nie trzyma. Chłopaków nie ma, Harry odszedł... A dziewczyny są silne, poradzą sobie.
- Ale...
- Przecież dobrze wiem, że na nim tęsknisz.
Od odpowiedzi uratował Brian'a dzwoniący telefon. Zerknęłam na wyświetlacz. Cher. Pewnie już wie. Gigantyczna łza upadła na ekran. Wzięłam potężny zamach, po czym wrzuciłam telefon do oceanu.
- Sam widzisz, że nie mam nic do stracenia. Jedyne o co cię proszę to to, żebyś nie próbował mnie powstrzymać.
- Nie mogę ci tego obiecać...
Bo na przyjaciół zawsze możesz liczyć...
-... bo zrobię to z tobą.
I tak powinno być.
Chłopak ujął moją dłoń, po czym pewnym krokiem podeszliśmy do końca skarpy. Ostatnie spojrzenie na świat, ostatnie wdechy i wydechy, ostatnie myśli.
- Gotowa?
- Jak najbardziej.
I spadliśmy.
Sam lot minął dość szybko. A później, gdy znaleźliśmy się w wodzie, nie czułam nic oprócz lodowatego zimna. Pozwoliłam jednak swojemu ciału swobodnie opadać. Rozchyliłam wargi, a to chwili woda wypełniła moje płuca.
Przed oczami mignęła mi twarz Harry'ego...

Gabi-sadystka wita was serdecznie w przedostatnim rozdziale. Właśnie zabijam deskami okna w obawie przed atakiem wściekłych czytelników. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za to, że pozabijałam prawie wszystkich. No i za to, że to wszystko tak się potoczyło. Miałam wyjaśnić wszystkie wątpliwości w tym rozdziale, ale jeszcze poczekacie. I kolejne przepraszam. Jestem beznadziejna. 
Ale ogólnie, ten rozdział bardzo mi się podoba. Szczególnie początek, bo końcówkę trochę zryłam ;P Po raz kolejny miało być inaczej lecz w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Ja naprawdę mam coś z banią.
No cóż...
Kocham was. xx

22 września 2012

Rozdział 27

Nie chciałam, żeby ze mną szli. Może powiedziałam to odrobinę zbyt agresywnie. Widziałam smutek i zaskoczenie na ich twarzach. Nie chciałam tego. Ale teraz musiałam zostać sama. Nie miałam siły wesprzeć nawet Cher. Po prostu zostawiłam ją płaczącą na podłodze. Ruszyłam wolno w stronę drzwi, by po chwili zostać zatrzymaną przez Perrie, która przytuliła się do mnie.
Zrobiłam źle odpychając ją. "Zostaw mnie w spokoju, chcę być sama". Wyglądała tak, jakby dostała z plaskacza w twarz. Odsunęła się gwałtownie, patrząc z rezerwą, jakby widziała we mnie zupełnie inną osobę. Bolało. Ale nie bardziej niż brak Harry'ego.
Wiedziałam doskonale, że nie przeżyję bez niego tych jebanych dwóch miesięcy... Zbyt długo. Zresztą dla mnie nawet kilka dni byłoby męczarnia. On był moim powietrzem, rzeczą niezbędną do życia... Albo nie - był jak narkotyk. Tak, to o wiele bardziej odpowiednie określenie, bowiem mogłam upajać się każdym jego gestem, uśmiechem czy choćby najlżejszym dotknięciem mojej skóry. Pocałunki zawsze były dla mnie czymś w rodzaju nagrody, dalszej zachęty do życia...
A teraz, kiedy jego już nie będzie, nie będzie również mnie. Znaczy się będę, ale tylko ciałem. Moja dusza bowiem, znajdzie się tam gdzie moje serce - w Ameryce z Harry'm. Bo moje serce było w nim.
Nim się spostrzegłam, stałam już pod moim domem. Powoli weszłam po schodach i odruchowo szarpnęłam za klamkę. Ku mojemu zdumieniu, natychmiast ustąpiła. Ostrożnie weszłam do mieszkania, nerwowo rozglądając się na wszystkie strony, w poszukiwaniu ewentualnego intruza.
- Cassie?
Głos. Ten głos. Odwróciłam się napięcie. Gemma Styles siedziała na jednym z kuchennych krzeseł, a wokół niej walały się zużyte chusteczki do nosa. Oczy miała opuchnięte, jakby płakała przez bardzo, bardzo długi czas. Jej włosy znajdowały się w kompletnym nieładzie, a ubrania wyglądały, jakby chodziła w nich dobre kilka dni, jednak zdawała się tym nie przejmować. Wpatrywała się jednak we mnie z wyraźnym strachem.
- Ja... było otwarte, więc weszłam. Gniewasz się?
- Nie skądże - powiedziałam, będąc nadal w głębokim szoku. - Napijesz się czegoś?
- Herbaty.
Dziękując Bogu, ze dziewczyna była jednak spragniona, odwróciłam się do niej plecami i wlałam wody do czajnika. Teraz już przynajmniej nie musiałam udawać, że jej wizyta była mnie nie małym zaskoczeniem. Szczerze mówiąc, spodziewałabym się każdego, tylko nie siostry Harry'ego. Pałała w końcu do mnie wielką nienawiścią. Miała mnie za śmiecia.
A to wszystko powodu chłopaka, Tom'a. Skurwiela bez serca. Okłamał Gemmę, że został przeze mnie brutalne rzucony w wyniku czego, dziewczyna doszła do wniosku, ze nie cofnę się również przed zranieniem jej brata... Nie mogłam nic powiedzieć Harry'emu, bo w końcu nie miałam pewności komu uwierzy - mi czy swojej siostrze...
Z dzióbka czajnika zaczęła wydobywać się para. Zakręciłam gaz po czym wlałam wrzątek do obydwu filiżanek. Jedną podałam Gemmie, podsuwając jednocześnie cukierniczkę. Dziewczyna popatrzyła na mnie z wdzięcznością  po czym  wsypała do herbaty dwie łyżeczki cukru. Zaczęła mieszać i jednocześnie mówić:
- Tak właściwie to nie wiem od czego zacząć - głos jej drżał. - Ale chcę, żebyś wiedziała, że nie przyszłam to po wybaczenie. Prosiłabym o zbyt dużo. Proszę tylko o wysłuchanie.
Kiwnęłam głową. Nie wiedziałam co teraz usłyszę. W moim sercu zatliła się mała iskierka nadziei.
- To stało się zaraz po waszym wyjeździe. Dostałam telefon. Od Tom'a. Powiedział mi - tu zaczęła szlochać i musiałam bardzo starać się, żeby zrozumieć wypowiadane przez nią słowa. - Że byłam dla niego zabawką. Kolejną naiwną. Nigdy nic do mnie nie czuł. Kiedy chciałam go zatrzymać, wyznając mu miłość, on tylko się roześmiał.
Dziewczyna zrobiła sobie małą przerwę. Nie wiedziałam tylko czy była ona po to, żeby dane mi było przetrawić przedstawione przed chwilą, czy dla niej, żeby zebrała dalsze siły.
- Ciągle płakałam - odezwała się. - Nawet nie wiem dokładnie z jakiej przyczyny. Chyba z własnej naiwnosci, chociaż nie jestem tego pewna - uśmiechnęła się gorzko. - Bo za Tom'em nie tęskniłam na pewno. To żałosne, że dopiero po zerwaniu zobaczyłam, jak wielkim był skurwielem. Rozumiałam też... że ty byś tego nigdy nie zrobiła.... No wiesz, tak go potraktowała.  A nawet jeżeli, nie miałam o to do ciebie pretensji. On na to zasługiwał, wiesz? Na to, żeby ktoś potraktował go tak samo, jak on nas.
Kolejna pauza. Gemma pociągnęła nosem, a w tym samym momencie na jej kolana wskoczyła Pussy. Moja towarzyszka zaczęła ją głaskać. Jakby ją to uspokoiło, bo po chwili znowu przemówiła:
- Mama chciała zadzwonić do Harry'ego, powiedzieć mu o wszystkim, ale wymogłam na niej obietnicę, że będzie milczeć. Hazz na pewno by ci o wszystkim powiedział, a ja jeszcze wtedy nie byłam skłonna spojrzeć ci w oczy. Było mi za siebie po prostu wstyd. Po tych wszystkich obelgach, groźbach... - popatrzyła się na mnie z bólem w oczach. Zielonych oczach Harry'ego... - Czy kiedykolwiek będziesz skłonna mi przebaczyć, Cassie?
Przez chwilę rozważałam wszystkie za i przeciw. Jednak tylko przez chwilę, bo naprawdę bardzo chciałam zaprzyjaźnić się z Gemmą. Wtedy wszystko byłoby idealnie.
No prawie.
Ale szczegóły pomińmy.
- Oczywiście...
Ledwo te słowa wydobyły się z moich ust, poczułam, jak zaczęło brakować mi dopływu powietrza do płuc. Trzeba przyznać, że Gemma była cholernie silna. Gdyby nie starała się jakoś panować nad swoimi emocjami, pewnie by mnie udusiła
Jednak ja również ścisnęłam mocno dziewczynę. Jakby tym prostym gestem chciałam pokazać, że między nami już wszystko okej.
Bo między nami było okej. Prawda?
Kiedy się puściłyśmy, obydwie miałyśmy łzy w oczach. Było to coś w rodzaju pojednania i nowego początku. Teraz wszystko miało być inaczej. I na pewno lepiej. Na pewno będzie żyło mi się lepiej z faktem, że siostra mojego chłopaka już mnie nie nienawidzi. Może miał być to początek nowej przyjaźni? Nowej, wspaniałej przyjaźni? Wiem, że to jest proszenie o zbyt wiele, ale w głębi serca pragnęłam, żeby wszystko potoczyło się właśnie tak...
- Cassie?
Potrząsnęłam głową i spojrzałam się w kierunku Gemmy.
- Tak?
- Wszystko okej?
- A dlaczego miałoby nie być?
- Cała się trzęsiesz, złotko.
Dopiero teraz spostrzegłam, że całe moje ciało przechodzą dreszcze. Moja towarzyszka chwyciła mnie za ramiona, które przestały dygotać. Popatrzyłam się na nią z wdzięcznością.
Kilka minut później siedziałyśmy na kanapie, gdzie pijąc ciepłą herbatkę, rozmawiałyśmy, starając poznać się  lepiej. Gemma okazała się niemalże tak sama, jak swój brat. No może z nielicznymi wyjątkami, ale trudno wymagać, żeby była taka sama. To byłoby nawet dziwne. Nawet bardzo. Więc jednak dobrze, że się czymś różnili, nawet jeśli były to ale zawsze coś, prawda?
Pochłonięte rozmową, nawet nie zauważyłyśmy, że w telewizji ustawionej na jakiś kanał plotkarski, prezenterka przybrała nagle poważny wyraz twarzy. Dopiero kiedy zaczęła wypowiadać pierwsze słowa, przerwałyśmy nasza konwersację i zaczęłyśmy wsłuchiwać się w jej głos.
- Mam dla państwa bardzo smutną wiadomość, o ile można ją tak nazwać... Otrzymaliśmy właśnie informację, że u wybrzeży Irlandii rozbił się samolot linii lotniczych Britich Airways, Airbus 321. Na jego pokładzie było 13 członków załogi, plus 177 pasażerów, w tym członkowie boysbandu One Direction. Z naszego źródła wynika, że nikt nie przeżył...

Koniec naszej historii zbliża się do niechybnego końca. W ostatniej chwili zdecydowałam się zmienić zakończenie na bardziej dramatyczne. Nie jest ono moim pomysłem, tylko niezastąpionej i wspaniałej Sylwii, którą  teraz serdecznie pozdrawiam. :) Przepraszam was za to, że rozbiłam ten samolot, ale uprzedzałam, że mordów będzie mnóstwo xd Ale to jeszcze nie jest koniec. Przed wami kilka rozdziałów, w których wszystko wyjaśnię.
A tak btw, słuchałyście LWWY? *.* Aktualnie moja ulubiona piosenka :D Boli mnie tylko, że Niall nie brzmi, jak Niall :C A wy jak ją oceniacie? :)
Kocham was xx

15 września 2012

Rozdział 26

Kiedy rano obudziłam się, ze zdumieniem spostrzegłam, że jestem w nim sama. Jego druga połowa była starannie pościelona ( wiem, ja też jestem w szoku ), a na jaśku leżała mała, różowa karteczka, pokryta lekko pochyłym pismem Harry'ego. Przetarłam zaspane jeszcze oczy, uśmiechnęłam się i zaczęłam czytać:
Pojechałem do centrum coś załatwić. Wiem, że to nasze ostatnie wspólne chwile, ale to naprawdę pilne. Postaram się ci to jednak jakoś wynagrodzić. Będę czekał pod szkołą. Hazz x
Po przeczytaniu tej wiadomości, radość zniknęła z mojej twarzy. Na śmierć zapomniałam, że jutro o tej porze chłopcy będą zbierali się do wyjazdu. Te dwa tygodnie, które dane było mi spędzić z chłopakami minęły szybko, zbyt szybko. Nie zdąrzyłam się nimi jeszcze w pełni nacieszyć, a już musiałam ich żegnać. To niesprawiedliwe. Oni byli dla mnie niemalże wszystkim...
Ej, co jest ze mną ? Obiecałam Harry'ego, że nie będę przejmowała się teraźniejszością, a po raz kolejny łamałam tą przysięgę.
Zresztą, ja tak nie potrafiłam. Zawsze się wszystkim przejmowałam i wiedziałam, że to się nie zmieni. Taka już moja natura - po prostu martwiłam się o ludzi, na których mi zależy. Nie chciałam, a raczej bałam się ich stracić. Nie ważne w jaki sposób.
Śmierć. Od tego na razie uchronił mnie los. Dziadkowie poumierali zanim przyszłam na świat, więc nawet nie poczułam, jak jest ich mieć, czego swoją drogą bardzo żałuję. Miałam również miliony wujków i cioć w wieku około siedemdziesięciu lat, ale w mojej rodzinie panowała długowieczność. Zresztą nawet gdyby któreś z nich odeszło z tego świata, nie obeszło by mnie to zbytnio. To samo dotyczyło innych bliskich mi osób. Przykład? Pani Song, mojej sąsiadki z Manchasteru. Niezwykle żwawa staruszka, uwielbiająca grać w golfa, mimo podeszłego wieku. Czasem to ona była jedynym powodem, dla którego nie uciekłam z domu...
To chyba dlatego nie potrafiłam zastosować się do rady Hazzy - moja przyszłość ciągle dawała o sobie znać. Zaczynałam się bać, że już nigdy nie dane mi będzie o niej zapomnieć.
Westchnęłam ciężko i zwlokłam się z łóżka, kierując swoje kroki do łazienki mojego chłopaka będąc pewna, że prysznic poprawi mi humor. I miałam rację, bo już po chwili wyłam do węża Gotta be You, jakby zupełnie zapominając, że nie jestem u siebie w domu. Zaangażowana w tekst piosenki i jej jak najlepsze wykonanie nie zwróciłam uwagi na hałasy dobiegające zza drzwi.
- It's gotta be youuuuuuuuuu!
W tym momencie, kiedy z moich ust wydobył się ten rozdzierający uszy dźwięk, drzwi otworzyły się gwałtownie ukazując Louis'a ubranego w same bokrerki, który stał z rozczochranymi włosami i lampką w dłoni, rozglądając się groźnie na wszystkie strony. Zaczęłam wrzeszczeć i szybko okryłam się ręcznikiem.
- Tomlinson, ty zboczony chuju! Wypierdalaj stąd! Nie widzisz, że biorę prysznic?
- Myślałem, ze ktoś pchnął cię nożem czy coś - powiedział zdezorientowany.
- Śpiewałam, dupku, śpiewałam.
- To weź tego już nie rób nigdy więcej, dobra?
- Okej, ale łaskawie wypieprz się stąd.
Wzruszył ramionami, po czym zamknął za sobą drzwi, a ja mogłam w spokoju skończyć prysznic.
Po kilkudziesięciu minutach, już cała wymyta i pachnąca, przebrałam się w to, pamiętając przygodę związaną z ostatnim nocowaniem u chłopaków. Uśmiechnęłam się do swoich myśli, po czym z uśmiechem zeszłam na dół. Cher i Danielle wpatrywały się pustym wzrokiem w jedną z ścian oraz jako jedyne nie brały udziału w wspólnym oglądaniu zdjęć.
- Cassie! - wykrzyknął Niall i podszedł do mnie, obejmując opiekuńczo ramieniem. - Już wszystko okej?
- Yhym - pokiwałam głową. - Ominęło mnie coś wczoraj?
- Oh, tylko fajerwerki i tort, ale jakimś cudem został się dla ciebie mały kawałek.
- Nie zjadłeś go? Z własnej woli? - spojrzałam na niego z dumą.
Chłopak kiwnął głową, ale w tym samym momencie odezwał się Greg:
- Nie kłam braciszku. Musiałem ci wyrywać ten kawałek siłą.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, po czym dołączyłam do państwa Horanów i ich synów oraz Victorii, Justina, Liam'a i Louis'a, który starał się unikać mojego wzroku, w oglądaniu zdjęć. Patrząc po nich cieszyłam się, że rodziców Niall'a nie było na przyjęciu, bo rzeczy, które by tam zobaczyli były niewskazane dla ich oczu. W tym samym momencie ktoś kliknął myszkę, na którym rzygałam prze poręcz balkonu. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwały śmiechy dochodzące z góry schodów. Po chwili ukazali się nam Perrie i Zayn, którzy trzymali się za ręce oraz mieli wyraźnego kaca. Kiedy zauważyli, że patrzymy się na nich, jak sroka w gnat, natychmiast zamilkli, ale nie puśclili swoich dłoni.
- No to ten... - zaczął Zayn.
- No bo my.... - dodała Perrie, nie wyjaśniając jednak niczego.
- Co do cholery? - zapytałam.
Zayn przewrócił oczami, po czym po prostu przyciągnął do siebie Perrie i pocałował w usta. Dziewczyna nie wyrywała się, a wręcz przeciwnie - pogłębiła ich pocałunek, obejmując Zayn'a w pasie i zapewne przygrywajac jego wargę, bo chłopak jęknął cicho. Zaczęli zatracać się w sobie, jakby zupełnie zapominając, że nie są sami.
- Ekhem - Louis, jakby czytał mi w myślach. - Nie jesteście tu sami, wiecie?
Kiedy tamci oderwali się od siebie, wyraźcie speszeni, zaczęliśmy składać im gratulacje. Stanęłam nieco z boku, przyglądając się Danielle obejmującej uśmiechniętego Zayn'a. Czułam niejaka dumę - w końcu to dzięki mnie mozemy zobaczyć szczęśliwego Zayn'a. No nie zupełnie dzięki mnie, ale gdyby nie rozmowa o dziobangutanach, a raczej próba jej stworzenia, dzisiaj nie byliby znowu parą.
Cassie-swatka?
- Dobra, przepraszam, że przerywam wam tą sielankę, ale mam wykład i...
- Podwiozę cię - powiedział niemal natychmiast Niall. - I tak zabieram rodziców i Greg'a na lotnisko.
Uśmiechnęłam się do niego, ale nim zdąrzyłam podziękować, zadzwonił jego telefon. Horan spojrzał na ekran i zmarszczył nos, ale po chwili wachania odebrał.
- Halo?... no tak... wszystcy...a nie sorry, nie ma Hazzy... nie musisz na mnie wrzeszczeć!... ale, że co?!... pojebało cię?!.. o której?... dwie godziny...?!... dobra, dobra.
Wściekły rozłączył się, po czym rzucił telefonem o ziemię. Jego szczątki rozprysły się po całej kuchni. Zanim jednak zdąrzyliśmy cokolwiek powiedzieć, Niall warknął:
- Paul wpadł na zajebisty pomysł, pojechania do USA o jeden dzień wcześniej. Mamy być za dwie godziny na lotnisku!
Zapadło ogólne zamieszanie, podczas którego wszyscy zaczęli się wzajemnie przekrzykiwać. Nikt nie wiedział co robić, ale nie myśleliśmy nad tym zbytnio, obrzucając Paul'a wyzwiskami. Ale w końcu musieliśmy opracować szybki i sprawny plan działania. Jedni pakują, drudzy sprzątają, ktoś inny dzwoni do Harry'ego...
Od tej chwili wydarzenia potoczyły się błyskawicznie - nerwowe pakowanie, powrót zdezorientowanego Styles'a, opuszczenie nas przez rodziców Niall'a i Greg'a i szybki przejazd na lotnisko. Jakimś cudem udało się nam wykiwać wszystkich paparazzi, więc mieliśmy pewność, że nikt nic wie o naszym, znaczy się chłopaków, wcześniejszym wyjeździe. Bardzo dobrze.

***

Koło mnie Harry przytulał płaczącą Cassie i szeptał jej do ucha słowa wsparcia, a kilka metrów od nich Zayn robił to samo z Perrie. Ledwo do siebie wrócili, a już muszą się rozstawać... Liam i Danielle patrzyli się na siebie nic nie mówiąc, jakby chcąc napatrzeć się na siebie na zapas, a Niall rozmawiał z Justinem i jego dziewczyną. Louis natomiast gdzieś zniknął, więc nie miałam z kim pogadać. Westchnęłam ciężko, co chwila zerkając na śmiejącą się trójkę. Chciałam móc, żyć tak swobodnie jak oni. Być beztroskim na wszystko i wszystkich...
Dlaczego tak nie umiałam? Przez Niall'a i moja cholerną miłość do niego. Dwa lata... Dla jednych szmat czasu, dla mnie zaledwie chwila, mimo iż w ciągu ich zadziało się więcej niżbym pragnęła. W ciągu tych dwóch lat, moje serce należało tylko do jednej osoby - Niall'a James'a Horan'a i nie sądzę, żeby miało się to w najbliższym czasie zmienić.
Nagle stanął przedemną on sam. Dokładnie taki, o jakim zawsze marzyłam. Jego blond włosy, z których powoli schodziła już farba, niebieskie, niezwykle pogodne oczy oraz wykrzywione w uśmiechu wargi, okazujące zęby ozdobione aparatem, którego tak się wstydził...
Nagle, zupełnie bez żadnego ostrzeżenia porwał mnie w ramiona i przytulił mocno. Zaciągnęłam się mocno jego zapachem, wiedząc, że nie będzie mi dane zrobić tego w najbliższym czasie.
- Trzymaj się, Cher Bear - powiedział stłumionym głosem, jakby próbował powstrzymać się od płaczu. - Będę tęsknił.
- Ja też, Niallerku - moje ciepłe łzy zaczęły skapywać na jego zieloną bluzę. - Nie wytrzymam bez ci.... was.
- Ej, musisz być silna - ujął moją twarz w dłonie i tym samym zmusił, żebym spojrzała mu w oczy. - Obiecaj.
- Nie mogę - szepnęłam. - Nie potrafię.
- Możesz - powiedział dobitnie. - I potrafisz. I nie wmówisz mi, że jest inaczej. Jesteś jedną z najtwardszych osób, jakie znam. Poradzisz sobie.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie tymi swoimi niebieskimi tęcżówkami, aż w końcu musiałam opuścić wzrok.
- Dobrze, poradzę sobie
Niall uśmiechnął się, po czym przytulił mnie raz jeszcze. Kiedy sie od siebie odsunęliśmy, do chłopców wrócił już Paul, a także Louis. Ten pierwszy skinął głową na znak, że wszystko już gotowe. Cassie i Harry pocałowali się jeszcze raz, podobnie jak Liam i Danielle oraz Perrie i Zayn, po czym wszystkie dołączyłyśmy  do Justina i Victorii. Patrzyliśmy na zbierających się chłopaków w milczeniu chłopaków. Po chwili chwycili swoje walizki, torby bądź plecaki i zaczęli odchodzić. Ścisnęłam mocno rękę Cassie, a ona odpowiedziała tym samym. Po chwili usłyszałam cichy szept:
- Zrób to, idiotko!
Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać. Wrzasnęłam:" Niall!" i zaczęłam biec w jego kierunku. Chłopak niemal natychmiast odwrócił się. Przez chwilę jakby oceniał sytuację, po czym wypuścił z rąk torby i otworzył ramiona, w które się po chwili rzuciłam. Stopy oderwały mi się od ziemi, a nasze wargi złączyły się w zachłannym pocałunku. Oboje czekaliśmy na niego zbyt długo, ale teraz nie było to ważne. Coś ciepłego wdarło się do moich ust, rozpoczynając w nich dziki taniec oraz walkę o dominację...
Nie pamiętam ile to trwało. W końcu jednak ktoś nas rozłączył. Widziałam łzy na jego twarzy oraz wypisany na niej smutek i ból. To nie może być tak, nie zgadzam się.
Usiadłam na podłodze i zaczęłam bezgłośnie szlochać.



Witajcie, kochani! :) Po pierwsze, przepraszam że jest dopiero dzisiaj, ale ostatnio mam wiele trudnych, życiowych problemów i mam problem z ich rozwiązaniem. 
Jak zauważyliście, Niall jest w końcu z Cher, a Zayn z Perrie. Tak jakoś wyszło i się zrobiło xd Miało być zupełnie inaczej, ale ehhh... Z przyczyn niezależnych odemnie, muszę drastycznie skrócić opowiadanie. Mnie też to boli, nie myślcie sobie, że robię to z czystej złośliwości. Po prostu nie mam siły już dalej ciągnąć tego bloga. Miałam pomysł na zbyt dużo rozdziałów, nie przewidziałam, że coś może stanąć mi na drodze... Tak więc, do końca pozostało niewiele. Przepraszam.
Do Amy i Viper - czemu Harry nie wyrzucił płyty? Nie wiem sama. Należy , ze pokrętna logika Styles'a jest temu winna. Postaram się to jakoś wyjaśnić, ale na razie nie mam pomysłu.
Kocham was. xx

06 września 2012

Rozdział 25

- Cassie, pozwól mi...
- Ja... uhm... o Boże - zaczęła się jąkać. - Daj mi chwilkę, dobrze ?
Kiwnąłem głową. Dziewczyna opadła bezwładnie na moje łóżko i zaczęła tępo patrzyć się w sufit. Miała bladą, lekko przerażoną twarz, ale chociaż nie była wyprana z emocji jak wcześniej.
Ja sam, nie czułem się od niej lepiej. Zresztą, jakby mógł czuć się człowiek, którego największa tajemnica została właśnie odkryta ? Tak właściwie, to nadal nie mogłem uwierzyć, że to co się dzieje, jest naprawdę. Czułem się, jakbym śnił... A może śnię ? Uszczypnąłem się w ramię i syknąłem z bólu. Nie, jednak nie.
Ale nawet jeżeli, to co się teraz dzieje jest surrealistyczne. Zwyczajnie nie miało prawa dziać się, w moim perfekcyjnym i idealnie poukładanym świecie. Miałem wspaniałą dziewczynę, miałem najlepszych przyjaciół na świecie, miałem kochającą rodzinę i miliony oddanych fanów, rozsianych po całym świecie.
A teraz, za sprawą jednego głupiego błędu, wszystko na czym mi zależało mogło zwyczajnie przestać istnieć. W jednym momencie miałbym wszystko, w drugim zupełnie nic i nie mógłbym nic na to poradzić.
Nagle moje myśli, zalała fala obrazów z tamtego dnia. Mimo iż wtedy mózg miałem otumaniony alkoholem, każdy szczegół miał na trwale wyryć się w mojej pamięci - spocone i rozgrzane Louis'a wijące się podemną, jego głos szepczący moje imię, jego wargi, oplatające mojego członka...
Znaczy się, kochałem Larry'ego. I to bardzo. Ale z Louis'em nie łączyło mnie nic więcej, niż zwykła, braterska miłość. Nic więcej.
Nie miałem pojęcia ile tak trwaliśmy - Cassie nieruchomo leżąc na łóżku, a ja siedząc na podłodze. Każde z nas trwało we własnych rozmyślaniach, nie myśląc o niczym innym niż o jednej, na pozór niewinnej płycie. W tym momencie była ona w całym centrum naszego małego wszechświata. Nie liczyło się nic oprócz niej.
Chwilę później, Casandra podniosła się z łóżka i usiadła koło mnie, opierając głowę o moje ramię.
- Opowiedz mi o tym.
Przez chwilę zawahałem się, ale wiedziałem, że muszę powiedzieć jej prawdę. Po prostu muszę. Ona zawsze była ze mną szczera.
- Było to jeszcze za czasów XFactora - zacząłem niepewnie swoja historię. - Dokładnie chyba po którymś z odcinków. Po... tak, po odejściu Cher. Trochę to nami wstrząsnęło, szczególnie Niall'em, więc kupiliśmy kilka butelek czegoś mocniejszego, no i wiesz. Upiliśmy się. I jakoś tak wyszło, że wylądowałem z Lou w łóżku - na chwilę zamilkłem, jakby chcąc dać sobie ta przerwą siły na dalsze mówienie. - Coś nas wzięło... wziąłem kamerę... on nie protestował... położyłem ją na szafce... i ...
Tutaj głos mi się kompletnie załamał. Nim się spostrzegłem po moich policzkach zaczęły skapywać łzy. Dopiero zdałem sobie sprawę jak wiele spieprzyłem. Jak można żyć z myślą, że przeleciało się swojego własnego przyjaciela ? Nawet jeśli było to po pijaku i dobre dwa lata temu. Mimo iż nauczyłem się znowu myśleć o nim normalnie, jako o zwykłym człowieku, a nie kolejnej osobie do zaliczenia, nadal często przyłapywałem się na tym, że myślałem o nim w ten sposób.
Nim się spostrzegłem, zobaczyłem twarz Cassie tuż przed moją. Przejechała kciukiem po moim policzku ścierając z niego łzy.
- Nie płacz - powiedziała cicho. - Nie lubię kiedy się smucisz.
Wyciągnąłem nogi, by dziewczyna mogła na nich usiąść. Oplotła rękami moją szyję i wtuliła się w pierś, wciągając głęboko powietrze, jakby chcąc lepiej poczuć mój zapach. Ja sam zanurzyłem głowę w jej włosach i pozwoliłem sobie na chwilkę odpłynąć.
- Już lepiej ci, co ? - moja dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie.
- Uhm... - pokiwałem głową. - Chyba tak.
- To fajnie. A teraz o tym nie myśl, dobrze ? Było minęło.
- Okej.
Uśmiechnęła się po raz kolejny i pocałowała mnie delikatnie w usta. Kiedy się odsunęła jeszcze raz się przytuliła, ale nagle odsunęła się i popatrzyła na mnie dziwnie.
- Chwila... Pamiętasz jak musiałeś się z Lou pocałować ? Powiedział wtedy, że nigdy nie całował się z chłopakiem.
- No tak - westchnąłem. - Bo on niczego nie pamięta.
I to było właśnie w tym najgorsze - że mój przyjaciel żył w słodkiej nieświadomości, że wszystko jest okej. A ja nie miałem serca powiedzieć mu, że... uhm... no wiecie co. Wystarczyło, że ja cierpiałem z tego powodu.
- Chodź - szepnęła Cassie, podając mi swoją szczupłą dłoń. - Idziemy na dół.
Wrzuciłem płytę pod łóżko, mając nadzieję, ze nikt jej tam nie znajdzie. Chciałem już wychodzić, ale przypomniałem sobie o filmiku dla Niall'a i wróciłem do pokoju. Pogmerałem chwilę w chwiejnym stosie płt, po czym szybko wybiegłem z pokoju.
Imprezę czas zacząć.

***

- Dziękuję za pojawienie się - powiedział Niall do mikrofonu, stojąc na podeście, koło DJ'a i uśmiechając się niepewnie do tłumu ludzi, który jakimś cudem pomieścił się w salonie chłopaków. - Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile znaczy dla mnie wasza obecność.
- Uhu ! - zawył Harry, stojący obok i obejmujący mnie w pasie, a kilka osób potwierdziło to pomrukami zachwytu.
Niall spłonął rumieńcem.
- Brawa należą się nie mnie, a moim cudownym przyjaciołom - powiedział z niejaką dumą w głosie. - Wielkie brawa !
Ludzie zaczęli klaskać i poczułam jak mi samej coś czerwonego wpływa na policzki. Harry zaśmiał się i pocałował w czoło.
- Kocham, kiedy się rumienisz - szepnął, a ja walnęłam jeszcze większego buraka. - Widzisz, wyglądasz wtedy tak uroczo i niewinnie.
- Inaczej niż w rzeczywistości, co ? - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Zgadza się.
- Harry !
- Przepraszam, ale...
W tym momencie urwał, bo Danielle poprosiła Niall'a, żeby zszedł i po chwili sama wspięła się na podest. DJ był już wyraźnie zniecierpliwiony, ale w tym momencie wszystkie oczy były skierowane na moją przyjaciółkę. Dziewczyna powiodła wzrokiem po sali, po czym zaczęła mówić:
- Dzięki pomocy niezastąpionego Greg'a - brat Horan'a, który siedział na kanapie pomiędzy jakimiś dwoma dupami, uśmiechnął się do niej. - Udało mi się zmontować ten oto filmik. Puszczam go teraz, kiedy jesteście trzeźwi, bo wykażecie jako takie zainteresowanie - wybuch śmiechu. - Wiec bez większych wstępów, zapraszam do oglądania.
Wzięła do ręki pilota, po czym włączyła telewizor i przycupnęła na kolanach Liam'a. Ekran przez chwilę był czarny, ale później pojawił się na nim napis"Niall James Horan", a po nim pierwszy slajd, przedstawiający małego, może kilku dniowego Irlandczyka.
- Aww - wyrwało się z moich ust. - Słodziak!
Harry parsknął, ale nie zdąrzył nic powiedzieć, bowiem zdjęcie zmieniło się tym razem ukazując Horana siedzącego na nocniczku. Wszyscy zaczęli się śmiać i tylko jubilat spojrzał na swojego brata z żądzą mordu w oczach.
Kilka minut później, kiedy filmik dobiegł już końca i ludzie zaczęli zajmować się swoimi rzeczami, Harry zaproponował, że pójdzie po coś do picia, a ja zniknęłam w imprezowym tłumie. DJ, zadowolony, że nikt mu już nie przeszkadza, zaczął puszczać jedne z lepszych kawałków, a z racji tego, że przyjecie dopiero się zaczynało, wszystkie kanapy były prawie wolne. Przycupnęłam na jednej, koło jakiejś dziewczyny, która obserwowała tańczącą Danielle, która wyraźnie królowała na parkiecie. towarzyszył jej nie kto inny, jak Cher, która była już wyraźnie po szklance czegoś mocniejszego.
Oderwałam od niej wzrok i zaczęłam przypatrywać się mojej towarzyszce. Kiedy później przypominałam sobie ten moment, dziwiłam się, że nie rozpoznałam jej od razu.
- Chwilka - za sprawą moich słów, dziewczyna odwróciła wzrok od Dan i spojrzała na mnie uważnie. - ty nie jesteś przypadkiem Perrie ?
- Tak - powiedziała, uśmiechając się życzliwie. - A ty Cassie ?
Pokiwałam głową i po chwili rozmawiałyśmy już jak najlepsze przyjaciółki. Dziewczyna swoją sympatycznością szybko zjednała sobie moje serce, a warto pamiętać, że nie lubiłam poznawać nowych ludzi.
- Czemu jesteś sama ? Reszty zespołu nie ma ?
- Nie mogły przyjść - powiedziała cicho.
- Nie przejmuj się - powiedziałam dziarsko. - Możesz się bawić ze mną.
Zanim zdąrzyła podziękować, podszedł do nas Harry z drinkami w ręku.
- Perrie!
- Oh, hej Hazz. Co tam ?
- Po staremu. A u ciebie ?
- Tak samo. Chcesz ? - uniósł do gór jeden z kieliszków, a drugi wcisnął mi do ręki.
- Nie, ale możesz mi skoczyć po piwo.
Harry zmrużył oczy, ale odszedł, wlewając w siebie zawartość drinka. Ja i Perrie znowu zostałyśmy same, ale nie na długo, bo po chwili podszedł do nas Niall, który zapewne chciał sprawiać wrażenie dobrego gospodarza, a kiedy upewnił się, że wszystko okej, jego miejsce zajął Zayn. Byłam zdumiona, jak ludzie po rozstaniu mogą się dogadywać tak dobrze.
A może by tak... ?
- Zayn ? - zapytałam słodko. - Pamiętasz naszą rozmowę o dziobangutanach ?
- O kim ? - Pezza zachichotała.
- Dziobangutanach.
- Zamknij się ! - zaczął wrzeszczeć Malik, a kilka głów obróciło się w nasza stronę. - Zamknij się, zamknij się, zamk...
- Spokojnie, wytłumaczę tylko Perrie o co chodzi.
- Nawet nie...
- Dziobangutany - przerwałam mu w pół zdania. - to połączenie ciebie i Zayn'a.
Perrie zrobiła wielkie oczy, a Mulat popatrzył na mnie wściekle i nim zdąrzyłam powiedzieć coś więcej, pociągnął ją w stronę tańczącego tłumu. Zadowolona wyciagnełam się kanapie, a po chwili usiadł koło mnie Harry z piwem w ręku.
- Gdzie Perrie ?
- Tańczy z Zayn'em.
- To po chuja ja to przynosiłem ? - popatrzył się na puszkę, po czym wypił całą jej zawartość jednym haustem i beknął potężnie.
- Jesteś obrzydliwy - popatrzyłam na niego z obrzydzeniem. Chłopak wzruszył ramionami. - To ty sobie tutaj siedź, a ja gdzieś pójdę czy coś.
Lekko wkurwiona, odeszłam od niego i zaczęłam bez większego celu chodzić po pokoju, co jakiś czas wypijając łyk z mojego drinka. Czułam już znajomy przypływ adrenaliny, który odczuwałam po wypiciu choćby najmniejszej dawki alkoholu. Byłam wtedy w stanie zrobić wszystko, co było skutkiem tego, że zawsze mi odwalało. Zyskiwałam również nadmierną pewność siebie oraz robiłam rzeczy, których normalnie nie byłabym w stanie.
Wzięłam jeszcze jeden kieliszek i zaczęłam przpatrywać się obecnym gościom. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałam tylu sław w jednym miejscu - Alexandra Burke, Tulisa Contostavolos, Ed Sheeran, Olly Murs, Caroline Flack ( ja jebe, co ona tutaj robi?! ), chłopaki z JLS ...
- Josh "Pan Seksowny Perkusista" Devine !
- Casandra Millet ! Gdyby nie fakt, że jesteś dziewczyną mojego kumpla, miałbym cię na liscie osób do zaliczenia !
- Cieszę się, że mogę w końcu się poznać.
- Ja ciebie też.
Przytuliłam chłopaka, który odszedł w stronę parkietu kręcąc tyłkiem na wszystkie strony. On również sporzył już sporą dawkę alkoholu. Tak właściwie, chyba wszyscy moi przyjaciele byli już upici. Przeszłam przez pokój i zobaczyłam Cher tańczącą z Perrie oraz Louis'a, który grał z grupką chłopaków i dziewczyn w jakąś beznadziejną pijacką grę. Zaledwie kilka metrów od nich, Danielle z Zayn'em zawijali w papier totaletowy wrzeszczącego Liam'a ( on jako jedyny chyba był w tym całym towarzystwie trzeźwy ). Fakt, że nigdzie nie znalazłam Harry'ego jakoś umknął mojej uwadze, bo w tym samym momencie, ktoś zadzwonił do drzwi. Zobaczyłam jak Nial marszczy brwi ( no dobra, on jeszcze nie pił, ale był jubilatem, więc musiał pozostać trzeźwy ), bo pewnie nie spodziewał się juz nikogo.
Przybył już mój prezent.
Zaczęłam przeciskać się przez tłum w stronę wejścia. Przed drzwiami stała trzymająca się za ręce para - chłopak o nażelowanych włosach, kolczyku w uchu i wargach rozciągniętych w uśmiechu oraz dziewczyna o  niesamowitych zielono-piwnych oczach.
- Mam nadzieję, że zaproszenie obliguje na dwie osoby ? - Justin Bieber mrugnął do mnie. - Uprzedziłbym wcześniej, ale jakoś nie było okazji...
- Spoko - machnęłam ręką. - Zapraszamy na salony.
Przeszliśmy do salonu, gdzie z początku nikt nie zwrócił na nas uwagi, wiec z czystym sumieniem mogłam wrzasnąć:
- HOOOOOORAAAAAAAN ! PRZYSZEDŁ TWÓJ PREZENT, DUPKU!
Niemal natychmiast chłopak znalazł się przy mnie. Przez chwilę nie mógł wymówić nawet jednego słowa.
- O Boże... - wydukał po kilku sekundach. - To Justin jest twoim moim prezentem od ciebie ?
- Zgadza się.
- Kochaaaaam cięęęęę !
Rzucił się na mnie i zaczął ściskać, ale szybko wyswobodził mnie i rzucił się na Justina oraz jego towarzyszkę.
- I was też kochaaaaaaam !
- Argh, Niall ! - wycharczał Justin.
- Puść ! - błagała dziewczyna. - Udusisz nas !
Ten jednak ciągle ich przytulał.
- Mam dzisiaj urodziny, a wy jesteście moim prezentem. Nie zapominaj o tym, Victorio.
Victoria zmrużyła gniewnie oczy, ale to co powiedział Niall miało sens, więc nie odezwała się już nic więcej. Blondyn uśmiechnął się jeszcze raz, ciągnąc za sobą tą dwójkę, a ja ruszyłam w stronę parkietu. Przetańczyłam kilka szybszych kawałków, wypijając przy tym kilkadziesiąt drinków, po czym poczułam, że zaraz zwymiotuję. Przepchnęłam się przez stojąca przy drzwiach od balkonu parę i już po chwili wypróżniałam zawartość swojego żołądka. Czułam w ustach ohydny posmak wymiocin, a moje długie włosy zaczęły lecieć mi na twarz. Przechyliłam się przez barierkę, nadal rzygając. Moje stopy oderwały się od ziemi i przez chwilę byłam pewna, że wylecę, ale po chwili czyjeś mocne dłonie złapały mnie w pasie, odgarniając włosy z twarzy. Po chwili torsje ustały.
- Dla ciebie już na dzisiaj chyba wystarczy - szepnął Harry.
Pokiwałam głową. Chłopak wziął mnie na ręce. Wtuliłam twarz w jego koszulkę. Ku mojemu zdumieniu pachniał swoimi ulubionymi perfumami, a nie alkoholem. Zrobiło mi się głupio, że wcześniej tak na niego nawrzeszczałam.
- Hazz... Przepraszam.
- Nie masz za co. Każdy mógł się wściec.
- Ale...
- Shh....
Otworzył kopniakiem drzwi od swojego pokoju, po czym je zamknął, ale mimo to nadal dochodziły nas hałasy z dołu, czemu nie powinniśmy się dziwić. Zresztą byłam tak zmęczona, że miałam na to wyjebane. Harry ułożył mnie w łóżku, po czym nakrył kołderką, a sam położył się obok, oplatając mnie ramionami.
Później był tylko sen.

Hej. :D Przepraszam, że tak późno, ale chyba wszyscy dobrze wiecie, że zaczęłam gimnazjum i staram się jakoś wszystko ogarnąć. Od tej pory, przynajmniej przez ten miesiąc, rozdziały będą dodawane raz w tygodniu. Też mnie to boli, ale nie mam wyboru. Liczę, że nie będziecie źli :)
Przepraszam osoby nie lubiące Justina, że to on był tą niespodzianką dla Niall'a, ale tak musi być. I może pewnie zauważyliście, że jedno-part o nim, łączy się z opowiadaniem ;) Tak jakoś mi się wzięło i napisało xd
Tak wogóle, proszę moich kochanych anonimowych o podpisywanie się jakoś, żebym mogła was rozróżniać. 
Kocham was xx