31 sierpnia 2012

Rozdział 24

Obudziłam się w ramionach nagiego Harry'ego. Rękę trzymałam na jego piersi, a głowę na ramieniu. Uniosłam lekko głowę i zobaczyłam porozwalane po pokoju ciuchy ( w niektórych przypadkach raczej ich strzępki ), które sprawiły, że uśmiechnęłam się promiennie do własnych myśli i oplotłam Hazzę nogą w pasie, jeszcze nie mając dosyć jego ciała. No bo zresztą, kto by nie miał ? Było perfekcyjne, a mi było w końcu dane zobaczyć je w każdym calu.
Styles nauczył mnie, że powinniśmy żyć tym, co jest teraz. Nie rozpamiętywać przeszłości ani nie planować tego, co będzie kiedyś, bo inaczej będziemy tracić tych, których kochamy. Czasem po prostu trzeba dać porwać się emocjom i czekać na to, co przyniesie nam los.
Takie życie mogłoby mi odpowiadać - beztroskie, bez żadnych zasad oraz zobowiązań. Kładłabym się spać jako jedna, a budziłabym się jako zupełnie inna osoba, obdarzoną zupełnie odmienną osobowością. Tylko, że takie życie nie byłoby dobre na dalszą metę. A ja musiałam dbać o swoją reputację.
Westchnęłam ciężko. Oj tak, odkąd zaczęłam być z Harry'm, musiałam o wiele bardziej dbać o swoją prywatność, bo śledziły mnie miliony par oczu, czekające na choćby najmniejsze potknięcie. Ci ludzie nie mieli serca. Dobrze wiedziałam, jak wielką pałają do mnie nienawiścią. Dla nich mogłam równie dobrze zginąć. Ich serca, twarde jak lód, nie obeszła by zbytnio moja śmierć...
Cholera jasna, pomyślałam, budzę się rano, po tym jak pierwszy raz kochałam się z moim chłopakiem i myślę o osobach, które mnie nienawidzą. Ja pierdolę, chyba mam coś z głową.
Pokręciłam głową i zerknęłam na zegarek, a jako, że wskazywał godzinę wczesno ranną, czyli siódmą trzydzieści,  można spokojnie poleżeć. Nim zdąrzyłam wtulić się w muskularny tors Harry'ego, drzwi od pokoju gwałtownie się otworzyły i jakaś półnaga postać, zaczęła skakać po łóżku, wrzeszcząc z radości:
- TAK KURWAAAA ! MAM JUŻ DZIEWIĘTNAŚCIE LAT ! KURWA ! KURWA ! KURWA ! ZORGANIZUJĘ NAJLEPSZY PARTY-HARD JAKI TYLKO MOŻNA !
- Zamknij się - jęknął Harry. - Nie widzisz, że śpimy ?
- Śpi to się w nocy - zauważył inteligentnie Niall, siadając w nogach łóżka.
- Ale kto powiedział ci, że oni w nocy spali ? - dobiegł nas roześmiany głos. - Bo mieli chyba jakieś inne zajęcia.
Louis stał oparty o framugę drzwi, uśmiechając się promiennie. Na ten widok coś zaczęło we mnie tańczyć, skakać i krzyczeć. Widok takiego Tomlinsona był jak balsam dla mojej duszy. Ten człowiek powinien mieć zakaz nie nie uśmiechania się. Wygląd jego rozpromienionej twarzy dawał wszystkim natychmiastową radość do życia.
Ale mimo to, nic nie dawało mu prawa do wnikania w nasze życie seksualne.
- Pieprz się Lou - powiedzieliśmy jednocześnie z Harry'm, naciągając kołdrę na głowy.
- Mam się pieprzyć ? - wybuchnął śmiechem, któremu zawtórował Niall. - A czy nie przypadkiem to robiliście ostatniej nocy ? Bo było straaaasznie głośno.
Nie to, żeby coś, bo cholernie kocham Louis'a i nie chcę, żeby cierpiał, ale wolałam już kiedy rozpaczał po rozstaniu z Eleanor, bo wtedy nie musieliśmy znosić jego głupich odzywek. Znaczy się, był wtedy na tyle załamany, że stracił całą chęć do życia....
Jak tak sobie myślę, to brzmi to jeszcze gorzej.
Nagle w pokoju rozległ się kojący, spokojny głos Liam'a:
- Louis, Niall, cholera jasna. Dajcie im trochę prywatności.
Chciałam wylecieć z łóżka i uściskać go z wdziecznosci, ale później przypomniałam sobie, że jestem całkowicie naga. Nie opuściłam, więc mojej kryjówki, ale odnotowałam w myślach, żeby mu jakoś podziękować.
Chwilę później głosy chłopaków znalazły się na korytarzu, a ktoś, najprawdopoodbniej Liam, zamknął za sobą drzwi. Wynurzyłam się spod kołdry. Harry zrobił to samo. Jego rozczochrane loki były jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle, co oznaczało, że na głowie miał jedną, wielką szopę. Ale mimo to nie przestał być mniej seksowny i pociągający.
- Jak się spało ? - powiedział z promiennym uśmiechem.
- Się nie spało - wybuchnęliśmy śmiechem. - Ale poza tym bardzo dobrze. Póki Niall mnie nie obudził.
Harry westchnął ciężko.
- Horan w każde swoje urodziny zachowuje się chujowo zarozumiale i idiotycznie. Ale ponieważ jesteśmy zajebistymi przyjaciółmi, wspaniałomyślnie mu to wybaczamy. No i to tylko taki jeden dzień w roku.
- A masz dla niego jakiś prezent czy coś ?
Po jego pobladłej twarzy wywnioskowałam, że nic nie kupił. Wybuchnęłam śmiechem, a mój chłopak tym razem poczerwieniał ze złości.
- Bo ty niby coś dla niego masz ?
- Nie mam - powiedziałam spokojnie. - Ale mam już pomysł.
To była święta prawda. Chodziło mi to już po głowie od wczorajszego wieczora, kiedy przypomniałam sobie jakie obchodzimy następnego dnia święto. Dość łatwe w realizacji, aczkolwiek konieczna była pomoc kogoś dobrze ustawionego. Takie naprzykład Paul'a. Facet miał kontakty i z chęcią by mi pomógł.
- Potrzebuje tylko numeru do Paul'a.
- Nie ma sprawy - chłopak wzruszył ramionami, ale momentalnie posmutniał. - A co ja mu dam ?
- Swoją kartę kredytowa na tyle minut, ile kończy lat. W jego przypadku będzie to dziewiętnaście.
Chłopak popatrzył się na mnie, jak co najmniej na anioła.
- Jesteś genialna - powiedział z uznaniem.
- To nie mój pomysł, tylko z Plotkary.
Hazz chciał coś powiedzieć, ale przerwał u dzwonek do drzwi, zwiastujący przybycie najprawdpodobniej rodziny Niall'a. Popatrzyliśmy się na siebie porozumiewawczo. Chłopaki to jedno, a ich rodzina drugie. Nie chcieliśmy, żeby zobaczyli nas... w takiej sytuacji. Szybko zerwaliśmy się z łóżka. Niestety okazało się, że w mojej sukience poszedł zamek i mój chłopak musiał dać mi coś z moich rzeczy. Wybrałam biały podkoszulek, który od biedy mógł ujść za damski i szare dresowe spodnie, które musiałam mocniej ścisnąć gumką, bo zwyczajnie spadały mi z tyłka.
Kiedy pokazałam się tak ubrana Harry'emu, wybuchnął niepochamowanym śmiechem i uspokoił się dopiero, gdy zagroziłam mu, że wrzucę do internetu coś kompromitujacego. Zresztą niepotrzebnie się poddał, bo i tak bym tego nie zrobiła. Głupek.
Chwile później i Harry był przebrany. Wzięliśmy się za ręce, by zejść na dół, gdzie czekali już na nas uśmiechnięty Louis ( dzięki Bogu, bo miałam wrażenie, że tamto w pokoju to był jeszcze sen ), Liam smażący jajka na patelni, Niall pożerający wszystko co nadwinie mi się pod rękę oraz ( ku mojej radości ) Cher, która rozmawiała z czwórką nieznanych mi osób - niewysoką blondynką o życzliwym spojrzeniu, postawnym, ale łysiejącym już mężczyzną, młodym facetem i jakimś nastolatkiem, młodszym ode mnie może o rok.
Podsumowywując - siedzieli przede mną państwo Horanowie, brat Niall'a, Greg, a ten młodzik to był chyba jego kumpel Sean.
- Dzień dobry wszystkim - powiedział głośno Harry.
- Harry, złotko - mama Horana zerwała się na równe nogi i ucałowała mojego chłopaka w obydwa policzki. - Jak ty wyrosłeś !
- Wydaje ci się - zaśmiał się.
- A ty pewnie jesteś Cassie, tak ? - kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Zgadza się - odpowiedziałam jej tym samym. - Cieszę się, że mogłam panią poznać.
- Ja również kochanie, ja również - nie wiedzieć czemu, ale po tych słowach momentalnie ją polubiłam. - Tworzycie naprawdę przeuroczą parę.
Oboje radośnie wyszczerzyliśmy się, by chwilę później przywitać się również z męskim gronem oraz Cher. Dziewczyna była uśmiechnięta, więc przez chwilę do mojego serca wkradła się myśl, że może ona i Niall są już razem, ale niestety nie zachowywali się jak para. Powinnam być wogóle wdzięczna, że zachowują się wobec siebie normalnie, nie wrzeszczą, nie krzyczą i nie płaczą. Ale śmiali się wesoło, więc mogła uznać, że znowu są przyjaciółmi.
Teraz tylko dowiedzieć się czy Niall nadal coś do niej czuje i misja zakończona.
- Gdzie jest Zayn ? - zapytał Harry.
- Poszedł chyba kupić prezent dla Niall'a - powiedział Liam, ale Horan momentalnie mu przerwał:
- Zapomniał, tak ?! - nasze zgodne milczenie uznał za potwierdzenie swoich słów. - Niech on tylko wróci to...
W tym samym momencie otworzyły się drzwi i stanął w nich Zayn, trzymający w jednej dłoni pachnącą torebkę z Nando's, a w drugiej podłużne, prostokątne pudełko. Dodatkowo, do jego rąk przyczepione były kolorowe baloniki z napisem "Happy Birthday Nialler". Mimo zmęczonego oblicza, Mulat uśmiechał się promiennie i wyglądał na podekscytowanego.
Oczy wszystkich zebranych zwróciły się na Niall'a, który pobladł, przypominajac sobie swoje wcześniejsze słowa. Może i Zayn zapomniał o jego urodzinach, ale teraz się postarał, więc należało mu się wybaczenie.
- Zaynulko, moja kochana - rzucił się w kierunku zdumionego Malika i pocałował go mocno w oba policzki.  - Jak ja cię kochaaaaaaam. Nando's z samego rana to coś, co małe Niall'e lubią najbardziej. A jeszcze te baloniki... Czy to prezent ? Dla mnie ? Nie musiałeś !
Blondyn wyrzucał z siebie te słowa z prędkością karabinu maszynowego, a chwilę później rozrywał ozdobny papier z pudełka, które okazało się takim od butów. Uniósł pokrywkę i wydał okrzyk zachwytu, po czym uniósł do góry parę białym mercuriali.
- Kurewsko zajebiste - szepnął.
- Niall ! - pani Horan spojrzała na syna z niezadowoleniem. - Wyrażaj się słońce.
- Przepraszam, ale one są naprawdę świetne - uśmiechnął się do Zayn'a, który nalewał sobie właśnie soku do szklanki.
- To cud, ze o tej porze było cos otwarte - puścił do nas oko. - A wy co mu daliście ?
- Od nas dostał zegarek - głos pana Horana zadudnił w kuchni, a jego syn z dumną uniósł rękę, pokazując prezent. - Czyste srebro.
-  Piłkarzyki - Cher spojrzała się na Niall'a, a on natychmiast się rozpromienił.
- Ja dałem mu maszynę do robienia waty cukrowej.
- Tylko, że nie połączyłeś do niej żadnych chemikaliów z których się ją robi, Tomlinson !
- Zamknij się.
- Sam się...
- Ode mnie dostał koszulkę z autografem Drogby - przerwał mu Liam, nie chcąc dopuścić do dalszej kłótni.
- Ja dałem mu zestaw do konserwacji gitary - dodał Greg.
- Atlas grzybów - Sean uśmiechnął się rozbrajająco.
Wybuchnęliśmy z Haryr'm śmiechem, ale chwilę później zamilkliśmy, bo Horan popatrzył na nas ponuro i uniósł potężny tom, po czym syknął do Cullen'a coś o tym, że on mu się jeszcze za to odwdzięczy. jego przyjaciel nie wyglądał na zbytnio przejętego.
- A wy ? - zapytał Greg. - Co mu daliście ?
- Jeszcze nic - powiedział szybko Harry. - Ale zabieram Niall'a na zakupy.
Wszystkie głowy odwróciły się w moja stronę, wyraźnie oczekując odpowiedzi.
- Mój prezent do niespodzianka.
Zaczęli mnie błagać, żebym powiedziała im coś więcej, ale musiałam pozostać nieugięta na wszelkie prośby i błagania. Nie miałam w końcu pewności czy mi się uda.
- To dasz mi ten numer ? - popatrzyłam na Hazzę, który szybko wklepał na mojej do mojego telefonu ciąg cyfr. - Okej, mam wykład. Będę o piętnastej.
- Odbierz po drodze tort - powiedział do mnie Liam. - Zadzwonię do nich i powiem, że ty go weźmiesz, dobrze ?
Kiwnęłam głową, po czym wyszłam z domu. Ku mojemu zdumieniu nie padało, a wręcz przeciwnie - świeciło piękne słońce i było ciepło. Dobra pogoda na imprezę.
Po tych słowach, wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer, który niedawno otrzymałam od Harry'ego. Jeden sygnał... Drugi... Trzeci...
- Halo ?
- Paul ? - usmiechnęła się i wyjęłam z torby okulary przeciwsłoneczne, po czym wsadziłam je na nos. - Mam do ciebie pewną sprawę.

***

Pieć minut po wyjściu Cassie, do domu weszła Danielle.
- Dobra, mam obmyślony plan działania - krzyknęła, a my spojrzeliśmy na nią zdumieni. - Oj, darujcie sobie do kurw nędzy...
W tym momencie zauważyła, że oprócz nas w pokoju znajdują się jeszcze państwo Horanowie i spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Wszyscy, nawet Liam, wybuchnęli śmiechem.
Całe szczęście, chwilę później wszystko było już okej i Danielle mogła przekazać nam swój pomysł:
- Tak więc, pan - wskazała na ojca Niall'a. - I wy - pokazała jego synów i Sean'a. - Idziecie na mecz.
- Mecz ?
Dan uśmiechnęła się i wyjęła z torby cztery podłużne karteczki.
- Nie pytaj się skąd je mam, bo i tak ci nie powiem.
Położyła je na dłoniach Niallera, a jego oczy zaświeciły się.
- O. Mój. Boże - powiedział z niedowierzaniem. - Bilety na derby Londynu ?! Wyprzedano je z jakiś tydzień temu.
- Mówiłam, żebyś nie pytał - popatrzyła na niego ze złością. - To wy już idźcie.
- Ale Niall nie ma ode mnie prezentu - zaprotestowałem, kiedy chcieli wychodzić.
- Ty będziesz mi tu potrzebny - rzuciła Danielle.
Popatrzyłem się bezradnie na Farbowanego Blondyna, który machnął reką, jakby chciał mi powiedzieć, że w tym roku mi wybacza. Postaram się jakoś dorzucić do prezentu od Cassie.
Chwilę później, męskiej części rodziny Horanów oraz Sean'a już nie było. Po czym Danielle wróciła do omawiania dalszego ciągu swojego planu. Okazało się, że ja i pani Horan zajmujemy się kuchnią, Liam i Lou gośćmi, Cher i Zayn dekorowaniem wnętrza, a nad całością miała czuwać niezastąpiona Dani.
Wszystko nam wychodziło, wszystkie potrawy były pyszne, wszyscy goście przyjmowali zaproszenia, a dekoracje były wspaniałe. I tak miało pozostać - perfekcyjnie w każdym calu.
- Harry - nad uchem usłyszałem zdenerwowany głos Danielle. - Przepraszam bardzo, ale tego nie da się zjeść.
- Mówisz ? Bo ja uważam, że są świetne.
Brunetka stałą obok mnie, kręcąc głową na przygotowane przed chwilą ciasteczka. Były na nich głowy Leprachunów, co było pomysłem pani Horan, która chciała dodać jakiś irlandzki akcent. Teraz kobieta patrzyła się na nas z lekkim zdumieniem.
- Nie, ich nie da się zjeść ! Są ohydne !
- Niall jest wszystkożerny. Nie będzie miał nic przeciwko.
- Chcesz go otruć ?!
- Jego nie - zaśmiałem się złośliwie.
- Mnie ?!
- Tak ciebie.
- Jak możesz ?!
- Nie mam uczuć.
- Masochista.
Wybuchnąłem śmiechem.
- Ale mnie obraziłaś.
- Utop się, Styles !
- Nie dzięki, nie skorzystam.
- To powiem Cassie !
- Niby o czym ?
- Że zachowujesz się wobec mnie jak cham.
- Przesadzasz.
- Nie przesadzam.
- Zaczynasz mnie wkurzać.
- A ty mnie.
- Get out of my kitchen!
Danielle spojrzała się na mnie, po czym kącik jej ust powoli uniosły się ku górze. Wyglądała tak jakby próbowała się nie roześmiać. Słabo jej to wychodziło. Zaczęła śmiesznie marszczyć nosek, zawzięcie mrugając oczami, a ramiona zaczęły się jej trząść. W końcu jednak nie wytrzymała i wybuchnęła gromkim śmiechem, któremu chwilę później zawtórowałem. Pani horan przez chwilę patrzyła się na nas ze zdumieniem, ale po chwili do nas dołączyła. Nasze śmiechy odbijały się po kuchni, przez to zajrzała do niej głowa Liam'a, ale chłopak nie wiedząc o co chodzi, szybko ją schował.
Chwilę później do kuchni zajrzała jeszcze jedna głowa, tym razem blondwłosa.
- Czemu się tak śmiejecie ? - powiedziała Cassie pogodnie, obładowana kilkoma torbami i trzymająca przed sobą duę białe pudełko, po czym odstawiła je na kuchenny blat.
- A tak sobie - mruknęła Dani, ocierając łzy. - Ej, możesz skoczyć na górę i przynieść płytę z filmikiem dla Niall'a ?
- Jasne. Gdzie jest ?
- Kładłam ją chyba w pokoju Hazzy.
Dziewczyna zniknęła z kuchni, a my zajęliśmy się pracą. Zdąrzyliśmy upiec kolejną blachę ciasteczek i zrobić dwie sałatki, podczas gdy Cassie nadal nie wracała. Swoim zwyczajem zacząłem się martwić i już po chwili wchodziłem na górę. Nie miałem bladego pojęcia co mogło ją zatrzymać. Oczywiści natychmiast zacząłem myśleć o najgorszym, ale natychmiast wyrzuciłem te myśli z głowy. Przeszedłem korytarzem i otworzyłem drzwi od pokoju.
Casandra siedziała na podłodze, obracając w rękach płytę, a na ekranie telewizora skakały mrówki. Na jej twarzy nie mogłem doczywać sie niczego, oprócz wielkiego szoku i zaskoczenia. Byłem ciekawy co mogło ni ą tak wstrząsnąć.
- Ej, mała, co jest ?
Bez słowa podała mi płytę, a ja zaniemówiłem. To co trzymałem w dłoniach było moją najpilniej strzeżoną tajemnicą, którą chciałem zabrać do grobu. Nikt nie powinien sie o niej dowiedzieć, a ja bezskutecznie próbowałem o niej zapomnieć.
Larry Stylinson sextape.

Witajcie zacne Directionerki ! Rozdział miał być wczoraj, ale z pewnych powodów, o których nie chcę i nie mam siły już mówić, pojawił się dzisiaj. Ogólnie uważam go za udany, ale bez przesady, bo mogłam napisać go lepiej.
Co do końcówki... nie mogłam się powstrzymać xd Taki malutki akcencik Larry'ego, haha :) Jeśli macie co do tego jakieś niejasności, wszystko wyjaśni się na 100 % w następnym rozdziale.
I pragnę jeszcze gorąco podziękować wszystkim za milutkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jesteście mega kochani :)
Kocham was xx

25 sierpnia 2012

Rozdział 23

Stałam z założonymi na wysokości piersi rękami i patrzyłam niecierpliwie na zegarek. Harry spóźniał się, co było do niego kompletnie niepodobne. W moim umyśle zakiełkowała myśl, ze zapomniał. Zaschło mi w gardle. Ale niby jak ? Przeciez sam dzisiaj dzwoni i przypominał. Może zabrał kogoś innego ? Moze coś mu się stało, moze miał wypadek ? Nie, nawet tak nie myśl, skarciłam się w myślach, zaraz przyjedzie tu cały i zdrowy, z czerwoną różą w ręce. Będzie miał na sobie czarne rurki, białą koszulę i granatową marynarkę, z podwiniętymi rękawami, a jego loki będą tak samo przyjemne w dotyku jak zawsze. Na policzkach będą te same urocze dołeczki, które tak bardzo uwielbiam, zaś malinowe wargi będzie rozjaśniał ten sam promienny uśmiech...
- Przepraszam za spóźnienie - wysapał ktoś, przyciągając mnie do siebie i całując mnie w usta. - Cały Londyn zakorkowany.
Po tych słowach Harry uśmiechnął się do mnie, wręczając mi długą, czerwona różę, a wyglądał tak samo, jak dosłownie przed chwilą w moich myślach. Nie mogłam otrząsnąć się ze zdumienia. Przeciez to zwyczajnie nie możliwe.
A moze jesteś jasnowidzką, co ?
- Ej, wszystko okej ? - Hazza przypatrzył mi się z troską.
- Tak, wszystko okej - uśmiechnęłam się. - Cieszę się, że jednak nie obraziłeś się na mnie aż tak bardzo.
- Uhm... - spuścił wzrok, po czym złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Szarmancko otworzył przedemną drzwi, a następnie wsiadł sam. - To ty powinnaś być na mnie wściekła. Zachowałem się po prostu chamsko. - powiedział zapalając silnik. - I pomysł z wyciagnięciem Louis'a do klubu chyba też nie był dobry. Odkąd wróciliśmy, ciągle żłopie butelkę za butelką. Liam na początku się go nawet nie czepiał, bo myślał, ze musi odreagować czy coś, ale kiedy wychodziłem, się już widocznie martwił, czyli najprawdopodobniej niedługo zamknie przed nim barek.
Zamilkł i nasze myśli powędrowały w stronę biednego Lou. Rozumiałam, że był załamany, no bo zresztą kto by nie był na jego miejscu, ale to co on robił to już jest przesada. Powinien właśnie pokazać Eleanor, że to co ona mu zrobiła nic go nie obchodzi. A tak ukazał swoją słabość. Biedny, biedny Lou...
- Ale tak wogóle, to ja nie byłam lepsza - powiedziałam, przerywać milczenie. - Powinnam mieć w dupie to co powiedziałeś i zająć się Tomlinsonem. A później po wyjściu zaczęłam wrzeszczeć na paparazzi.
- Hahahaha - Harry zaczął się śmiać, jak opętany. - Ale, ze co ?
Opowiedziałam mu całą historię, a on wybuchnął jeszcze głośniej. Bałam się, że chichocząc, chłopak straci władzę nad autem i rozbijemy się na pobliskiej latarni bądź czerwonej budce telefonicznej, ale ktoś chyba nad nami czuwał, bo nic się nie stało. Znaczy się, rozjechaliśmy prawie jakiegoś pieszego, ale zdąrzył uciec, więc nic takiego się nie stało. O ile koleś nie będzie chciał podać nas do sądu. Ale wątpię, żeby spisał rejestrację. A nawet jeżeli, to autograf od Hazzy chyba załatwił by sprawę...
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, było za dziesięć ósma, czyli dokładnie dziesięć minut do rozpoczęcia koncertu. Szybko wysiedliśmy z samochodu, by po chwili, kierowani przez jedną z wolontariuszek, zająć wygodne miejsca tuż przez sceną, która osłonięta była jeszcze czerwoną kurtyną. Na samej auli panował jeszcze gawr oczekiwania. Nie przyłączyliśmy się do niego, tylko siedzieliśmy w ciszy, przytuleni do siebie.
W takich chwilach, jak ta, było idealnie. Bo kiedy milczeliśmy, nie mieliśmy możliwości do żadnej kłótni, które zdarzały się nam o wiele częściej niz innym parom. Ale dzięki temu byliśmy inni, a więź nas łacząca o wiele mocniejsza. I pomyśleć, ze od naszego pierwszego spotkania minęły niecałe dwa tygodnie. Dwa najpiękniejsze tygodnie w moim życiu, dzięki którym odkryłam swoje miejsce na ziemi i dzięki, którym moje życie stało się o niebo lepsze.
Harry, Louis, Danielle, Cher, Liam, Niall, Zayn... Po krótkim namyśle dodałam do tej listy Brian'a i uśmiechnęłam się ciepło do swoich myśli. Tych wspaniałych ludzi mogłam uważać za swoją drugą, ale jedyną kochającą mnie rodzinę. To oni pokazali mi, jak to jest kochać i jednocześnie być kochanym. Gdybym kogoś z nich straciła...Nigdy bym się po tym nie pozbierała - zbyt wiele dla mnie znaczyli.
Nagle rozległy się piski, które przerwały moje rozmyślania. Na scenę weszła bowiem Adele, a wszyscy łącznie z nami, podnieśli się z miejsc. Włosy zaczesane miała do góry i widać było zarysowany już wyraźnie brzuszek. Miała na sobie prostą, czarną kreację, mieniącą się jednak wszystkimi kolorami tęczy. Uśmiechała się promiennie do widowni, jakby tym jednym uśmiechem, chciała pokazać miłość do swoich fanów. Usiadła na wysokim krześle na samym środku sceny i zaczęła śpiewać, dobrze znane mi nuty :
When will I see you again?
You left with no goodbye, not a single word was said
No final kiss to seal any sins
I had no idea of the state we were in.

Tłum zaczął kołysać się na boki, jedoczesnie unosząc do góry ręce. Ja sama przytuliłam się do Harry'ego, a on objął mnie mocno.
- Kocham cię - szepnęłam dostatecznie głośno, zeby mnie usłyszał. - I dziękuję, że wygrałeś dla mnie te bilety. Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie.
Hazz nie odpowiedział, tylko popatrzył mi bardzo głęboko w oczy, po czym złożył na moich ustach ciepły pocałunek. Jego wargi, jak zawsze smakowały cudownie - tym razem wyczuwałam w nich mieszankę czekolady i hm... mięty ? Tak, mięty. Pogłębiłam nasz pocałunek, chcąc posmakować go jeszcze bardziej, ale ku mojemu zdumieniu Harry odsunął się.
- Przyszliśmy tu na koncert, a nie po to , zeby się całować. Burknęłam coś w odpowiedzi i walnęłam go w ramię. Zaśmiał się w odpowiedzi, ale jakby dla świetego spokoju, pocałował mnie w czoło.
- Tak lepiej.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. I tak, przytuleni do siebie wsłuchaliwaliśmy się w śpiewający, anielski głos.

***

- Ała !
- Cicho, bo ich obudzisz !
- Ale uroczo wyglądają, co nie ?
- Jak takie małe owieczki.
- Owieczki ?
- No, może jak małe pieski. Owieczkę przypominasz bardziej ty.
- To znaczy ?
- No wiesz, te twoje loczki...
- Aha, więc moze od dzisiaj będziesz mnie nazywała swoją owieczką ?
- Owieczka.
Przewróciłem oczami i wyciągnąłem Cassie z salonu, gdzie spali słodko LiLo i pociągnąłem w stronę schodów. Na paluszkach przeszliśmy przez korytarz, po drodze zaglądając po wszystkich pokoi, by upewnić się czy są puste, bądź, czy ktos w nich śpi. Całe szczęście, Zayn wyciągnął gdzieś Niall'a, wiec formalnie rzecz biorąc, cała chatę mieliśmy wolną.
Weszliśmy do mojego pokoju, uprzednio zamykając drzwi, by mieć pewność, że nikt, ani nic nam nie przeszkodzi. Zrzuciłem marynarkę na bok, a gdy się odwróciłem, moja dziewczyna stała przy oknie, wpatrując się w bezchmurną noc. Słyszałem tylko urywany szloch.
- Ej - zmartwiłem się. - Co jest ?
Cassie odwróciła się. Po jej twarzy spływały łzy, które pod wpływem tuszu, malowały jej policzki na czarno. Otarła je nerwowym gestem. Nienawidziła płakać, bo uważała to za pewną oznakę słabości. A ona na każdym korku chciała pokazywać, jaka jest silna.
- Chodzi o to, że - chlipnęła. - Teraz wszystko jest takie perfekcyjne, ponieważ mam chłopaka, który mnie kocha, cudownych przyjaciół, którzy zawsze będą mnie wspierać, a moja rodzina nie nie odzywa się do mnie. Ale to jest teraz. Kiedyś na pewno przeminie, rozumiesz ? Wszystko się zmieni. A ja kocham moje życie, takim jakie jest i nie chcę żeby się zmieniało.
Złączyłem jej dłonie i uniosłem do swojej piersi.
- Tak, masz rację, wszystko kiedyś minie. Ale musisz nauczyć się żyć chwilą, bo inaczej wkrótce już wszystko straci dla ciebie sens.
Przez chwilę patrzyła się na mnie dokładnie, jakby rozważała za i przeciw. W końcu na jej twarzy pojawiło się cos na kształt uśmiechu.
- A więc mówisz, że muszę żyć tym, co jest teraz ?
- No tak.
- Spontanicznie, nie myśląc o tym, co będzie jutro ?
- Do czego zmierzasz ?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, po czym gwałtownie przyciągnęła mnie do siebie, chwytając w obydwie dłonie moją koszulę i brutalnie wpija się w moje usta. Niemal natychmiast dostała się swoich językiem do ust, nie dając mi nawet czasu bym mógł zaprotestować. Jedną rękę wplotła w moje loki, a drugą złapała mnie za tyłek, powodując mój cichy jęk, który jednak zignorowała, nadal całując mnie zachłannie.
Pchnęła nas na łóżko, po czym zeszła z ust i zaczęła całować moją szyję, co jakiś czas zostawiając na niej malinki. W miedzy czasie zaczęła rozpinać moją koszulę, po czym rzuciła ją w róg pokoju. Znowu powróciła do moich ust, z których wyrwał się jęk protestu. Nic sobie jednak z tego nie robiła, zwiedzając językiem wnętrza mojej buzi. Nagle, zupełnie niespodziewanie, ugryzła moją wargę, powodując, kolejny już zresztą, jęk z moich ust. Usłyszałem, jak zaśmiała się złośliwe, a po chwili jej słodki głos, znalazł się przy moim uchu.
- Niby to ty zawsze kontrolujesz sytuację, niby to ty zawsze jesteś Panem i Władcą, a teraz popatrz. Popatrz co zrobiła z tobą zwyczajna dziewczyna.
Zadrżałem, bo musnęła zębem płatek mojego ucha, powodując, że rosnące podniecenie w moich bokserkach osiągnęło niemalże punkt kulminacyjny. Dłużej już nie wytrzymam.
- Cassie, uhm... Zrób to, błagam.
Uśmiechnęła się zwycięsko, ale całując mnie po torsie, rozpięła mi guzik w rurkach, po czym zdjęła je, rzucając, podobnie jak koszulę w kąt. Spojrzała mi prosto w oczy i uniosła językiem gumkę moich bokserek, obserwując jak mój kolega unosi się jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Z uśmiechem, delikatnie pocałowała mnie w usta, po czym jednym gwałtownym ruchem je zdjęła, ukazując mojego członka stojącego na baczność.
No i byłem kompletnie nagi podczas, gdy Cassie miała na sobie sukienkę, a jej fryzura nadal była perfekcyjnie ułożona. Pierdolić wszystko, chcę zobaczyć ją nago.
Uniosłem się po czym przekręciłem tak, że to Cass znalazła się podemną. Wyglądała na zaskoczoną, ale zdumienie na jej twarzy szybko zmieniło się w rozkosz, bo zacząłem obrarowywać czułymi pocałunkami jej szyję. Szybko dobrałem się do zapięcia jej sukienki, a po chwili dziewczyna była już w samej bieliźnie. Nie wiem czemu, ale dopiero teraz zauważyłem, jak duże ma piersi. Złożyłem na obu namiętne pocałunki i pobudzony jej jękami, rozpiąłem stanik i zacząłem je masować.
- Harry - jęknęła.
- I niby nie kontroluję sytuacji ? - zaśmiałem się ironicznie. - To patrz.
Złapałem za brzeg jej koronkowych majtek i jednym gwałtownym ruchem je z niej zerwałem. Dziewczyna krzyknęła z bólu, ale szybko zamknąłem jej usta pocałunkiem.
- Przepraszam kochanie - szepnąłem, patrząc jej prosto w oczy. - Nie chciałem sprawić ci bólu.
- Wszystko jest okej - uśmiechnęła się łagodnie. - Naprawdę.
- Jesteś pewna, ze chcesz to zrobić ? Kocham cię i nie chcę do niczego zmuszać.
- Zrób to, Harry. Po prostu zrób.
Popatrzyłem na nią, jakby chcąc zobaczyć w jej twarzy, coś co zaprzeczało by słowom, które właśnie wypadły z ust Cassie, ale nic takiego nie zobaczyłem.
- Pieprz mnie idioto - warknęła, widząc moje niezdecydowanie. - Pieprz mnie, żebym jutro nie mogła wstać z łóżka.
Tego powtarzac mi nie było trzeba. Jednym gwałtownym ruchem wszedłem w nią. Dziewczyna jęknęła z bólu, ale kiedy chciałem przerwać, popatrzyła się na mnie groźnie, jakby chciała mi powiedzieć, że jeśli to zrobię, już nie żyję. Tak więc wszedłem w nią jeszcze raz, tym razem łagodniej, a gdy miałem pewność, że wszystko okej, wykonałem kilka gwałtowniejszych ruchów, które zaowocowały kolejnymi jękami. Tym razem jednak, nie należały one tylko do Blondynki.
Spocone i rozgrzane ciało Cassie wiło się podemną, a ja wyczułem, że i ja sam zaraz dojdę. Z coraz większa trudnością wykonywałem ruchy, ale wiedziałem, że zaraz otrzymam rozkosz w najlepszym wydaniu.
Doszliśmy oboje, w tym samym momencie, krzycząc imię tego drugiego. Oboje wyczerpani opadliśmy na łóżko. Casandra niemal natychmiast przywarła do mnie kładąc dłoń, na nagim torsie.
- Cieszę się, że to byłeś ty - zamruszała, wtulając się w moje ciało. - Cieszę się, że to była osoba, którą kocham.
Objąłem ją tak, ze każdy centymetr naszego ciała się stykał. W tej momencie tworzyliśmy nierozerwalną jedność. Byliśmy jak jeden, perfekcyjne funkcjonujacy organizm.
- Kocham cię - odpowiedziałem. - I zawsze, bez względu na wszystko bede przy tobie.

Aloha Directioners ! Jak mija wam końcówka wakacji ? Bo ja staram się wykorzystać ją tak bardzo jak się da :D  O szkole staram się nie myśleć, bo fakt, ze idę do gimnazjum zaczyna mnie przerażać, haha :) 
Jak widzicie ten rozdział jest +18... Uważam, że nie powinnam sęe za to zabierać, no bo nie powinno pisać się czegoś, czego sie nigdy nie przeżyło. Mimo to, starałam się jak najbardziej mogłam, w wielkiej mierze wzorujac się na imaginach. Nie kopiowałam ich zbytnio, starając dodać własne słowa. Nie wiem za bardzo z jakim skutkiem, wiec proszę was o szczere oceny.

Kocham was xx

21 sierpnia 2012

Rozdział 22

W pokoju zapanowała cisza. Szok jaki nami zawładnął był zbyt wielki i oszałamiający, byśmy mogli powiedzieć cokolwiek. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam - jak moja miła i symatyczna przyjaciółka, mogła zdradzić własnego chłopaka ?! Przecież widziałam jakim wielkim uczuciem się dażą. Byłam pewna, że jedno odda za to drugie życie, że kiedyś się ożenia i będą mieli gromadkę rozkapryszonych bachorów, które mimo wszystko będą kochac całym sercem. A nie, że jedno zdradzi drugie.
Teraz wiem, jak czują się ludzie, którzy byli czegoś głęboko pewni, a to nagle przestało istnieć. Skończyło się z pewnością szybciej niż powinno. W jednej chwili było, a zaledwie chwilę później przestało istnieć. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tylko, że w tym przypadku życie nie miało być lepsze.
Popatrzyłam po twarzach zebranych, które wyrażały zupełnie różne emocje ( pozwolicie, ze ominę Louis'a, bo to co ujrzałam w jego oczach zbyt dogłębnie mną wstrząsnęło ) - Harry wściekłość, Liam szok, Zayn niedowierzanie, Danielle smutek, a Niall wyglądał jakby miał się rozpłakać. Natychmiast się do niego przytuliłam, nie chcąc by to co przed chwilą pomyślałam, stało się prawdą. Wiedziałam, że on musiał przeżywać to, oczywiście po Lou, najgorzej z nas. Wiedziałam dobrze, że bardzo przyjaźnił się z Eleanor. Była jego największą przyjaciółką. Stracone zaufanie wobec osoby, którą kochamy, boli najbardziej.
Nie pamiętam ile tak siedzieliśmy. Wpatrywaliśmy się tępo w jakieś punkty, a to zachowania idealnej ciszy brakowało tylko tego, żeby Louis przestał płakać. To w zaistniałej sytuacji było tak właściwie niemożliwe. Zresztą nikt od niego tego nie wymagał. Kto jak kto, ale on cierpiał najbardziej.
Nagle usłyszeliśmy szczęk kluczy w zamku, a później skrzypnięcie drzwi. Przez chwilę przysłuchiwalismy się stukotowi obcasów w holu. Posłałam Danielle zdumione spojrzenie, a ona odwdzięczyła się tym samym. Kogo mogło przywiać ?
- Hej kochani - zaćwierkał ktoś, a ja znieruchomiałam. - Tęskniliście ?
Eleanor weszła do pokoju pewna siebie, zarzucając grzywą i uśmiechając się zarozumiale. Byłam pewna, że jeszcze wczoraj wzięłabym ten uśmiech za całkiem miły i zwyczajnie serdeczny, ale teraz wcale już jej nie ufałam, a każdy jej gest był przeze mnie dokładnie analizowany. To co do tej pory brałam za miłe, teraz było jakby chłodne i wymuszone, a jej dotychczasowy entuzjazm, sztuczny i fałszywy.
Niall wyrwał się z moich objęć i stanął na równe nogi. Patrzył na Eleanor z nieskrywaną nienawiścią, a ona jakby w lot zrozumiała o co mu chodzi, bo gwałtownie pobladła. Jej wzrok padł na płaczącego Louis'a i Hazzę, który ciskał w jej kierunku gromy. Zaczęła cofać się w kierunku drzwi, ale Zayn szybko wstał i zatarasował jej miejsce ucieczki.
- Jak mogłaś mu to zrobić ? - Niall zaczął cicho. - Jak mogłaś go zdradzić, podła suko ?! On cię kocha, a ty od samego początku z nim pogrywałaś, szmato ! Nie mam do ciebie żadnego szacunku, rozumiesz ?! Jesteś nikim od tej pory ! Gdybyś miała chociaż trochę przyzwoitości, nie przychodziła byś tu i zachowywała się, jak gdyby nigdy nic się nie stało ! Nie masz...
- Niall...
- Nie odzywaj się do mnie ! - wrzasnął i popatrzył na nią z obrzydzeniem. - Od dzisiaj nie masz prawa pokazywać się w tym domu ! Co to zrobiłaś Louis'owi est zbyt nieludzkie, bym mógł chcieć więcej widzieć cię na oczy, dziwko ! Pewnie puszczałaś się z każdym co popadnie, tak ? Twoje miejsce jest w burdelu !
- Niall ...
- Mówiłam, zebyś się do mnie nie odzywała !
- Ale to nie ja - Eleanor pokręciła głową i wskazała na drzwi. Stała w nich Cher, a w jej oczach stały łzy. - Stała tu od samego początku, ale nie chciałeś mnie słuchać - zaśmiała się nieprzyjemnie.
- Cher...
- Ja rozumiem, ze jesteś na nią wściekł. - teraz to ona krzyczała. - Ale nic nie uprawnia cię do wyzywania jej ! Ty nie jesteś taki ! Zawsze bez względu na wszystko, nie obrażałeś ludzi ! Zawiodłam się na tobie...
Po tych słowach wybiegła z pokoju, a Niall ruszył za nią, krzycząc jej imię. Eleanor, korzystając z okazji wymknęła się z pokoju, a po chwili usłyszeliśmy pisk opon samochodowych. Zayn chciał się za nią rzucić, ale stanął niezdecydowany w pół kroku.
Mój mózg nie mógł poradzić sobie z takim dużym nadmiarem informacji, wiec dopiero jakiś pięciu minutach dotarło do mnie, co się przed chwilą stało. Jeśli dobrze zrozumiałam, Niall nie mógł opanować emocji, więc zaczął wrzeszczeć na Eleanor, ale w międzyczasie do pokoju weszła Cher, która wzięła się niewiadomo skąd. Eleanor zauważyła ją, lecz Niall w swojej wściekłości nie pozwolił jej dojść do słowa. Kiedy dowiedział się o swojej pomyłce było juz a późno, bo Cher była wściekła na Niall'a i cała w łzach. Uprzednio zawrzeszczawszy na chłopaka, wybiegła z domu, a on ruszył za nią, razem z Eleanor, która była już teraz pewnie poza granicami Londynu.
Zbyt skomlikowane jak na mój umysł, ale okej.
- A ta wogóle, skąd dowiedziałeś się o ciąży Eleanor ? - zapytałam Louis'a, który wpatrywał się w drzwi, jakby zobaczył w nich ducha. - Bo nic nie tłumaczyłeś.
Louis popatrzył się na mnie ciężko, a Harry spojrzał na mnie groźnie.
- Nie widzisz, że to dla niego trudne ? - warknął. - Jeśli nie chce, nie musi odpowiadać.
- A ciebie co ugryzło ? - zmrużyłam oczy. - Przecież go nie zmuszam.
- Nie widzisz w jakim on jest stanie ? - wskazał na Louis'a, który ocierał mokre od łez policzki. - Trzeba o niego dbać. Tym kimś jestem ja.
- To ja już nie mogę mu pomóc ? Przecież my również się przyjaźnimy.
- Tylko, że to zawsze ja byłem przy nim, kiedy coś się działo.
- Daruj sobie Hazz - prychnęłam. - Jesteś paskudnym zarozumialcem.
- I kto to mówi !
Główki Danielle, Liam'a i Zayn'a ledwo nadążały z przeskawiwaniem ze mnie na Harry'ego. Wpatrywaliśmy się w siebie z nieskrywaną złością. Był to jeden z tych momentów, kiedy chciałam na niego nawrzeszczeć, jednoczenie wiedząc, że będę tych sów później gorzko żałowała.
- Ja to mówię - popatrzyłam na niego pogardliwie. - Myślisz, że tylko ty martwisz się o Lou ?
- Ale wy nie zaopiekujecie się nim tak dobrze, jak...
- Przestań, bo nie mogę tego słuchać - uniosłam rękę, przyrywajac mu w pół zdania. - Jeśli tak na wyglądać ta rozmowa, to ja wychodzę.
Po tych słowach wstałam i dumnie przemaszerowałam przez cały pokój, czekając, aż mnie zatrzyma. To się jednak nie stało. Wyszłam z domu i zaczęłam kierować się w stronę swojego własnego, ignorując piszczące fanki, które jak zwykle zalegały przed bramą oraz wścibskich paparazzi, którzy jak zwykle byli żądni jakiejś sensacji. Błysk fleszy mnie oszałamiał, ale pogrążona w myślach, nawet nie zwracałam na niego uwagi.
Byłam na siebie krótko mówiąc wściekła, bo wściekła na Harry'ego, nie pożegnałam się z resztą, a tym bardziej z Lou, który potrzebował teraz mojego wsparcia. A zresztą, to Harry miał rację. To jego Tomlinson potrzebował teraz najbardziej. Byli w końcu najlepszymi przyjaciółmi.
Poza tym, bardzo martwiłam się o Cher. No i Niall'a też. Coś mogło się im stać. W końcu oboje byl dość szaleni, a obecna sytuacja niczego nie ułatwiała. Trzeba będzie do nich zadzwonić, czy szczęśliwie dotarli do dom, bo bez tej informacji na pewno nie mogłabym spać spokojnie.
Eleanor. Początkowy smutek i zaskoczenie, zamieniło się w ciągle rosnący gniew. Mimo iż kochałam Cher, w tym przypadku przyznałam Niall'owi 100 % racji. Eleanor okazała się parszywą i puszczalską zdzirą. Zresztą zbytnio nie przejęła się jego wyzwiskami.
Nagle poczułam ostre uderzenie w brzuch, które przywróciło mnie do rzeczywistości. Rozejrzałam się wokół wściekła i zobaczyłam reporterów stłoczonych wokół mnie, niczym sardynki w puszce.
- Kurwa jego mać ! - wrzasnęłam, odpychając tłum. - Ludzie, do cholerny jasnej ! Odpierdolcie się odemnie !
Całe szczęście byliśmy blisko mojego domu, więc bez trudu przepchałam się przez tłum. Wbiegłam po schodach, by po drodze wyjąć klucz i zamknąć za sobą szybko drzwi. Przynajmniej w swoim domu byłam bezpieczna.
Wyjęłam z lodówki coś do zjedzenia i usiadwszy przed komputerem, weszłam na skypa. Całe szczęście Cher była dostępna. Założyłam słuchawki, po czym wywołałam moją przyjaciółkę, a po chwili na ekranie ukazała mi się jej twarz.
- Hej - mruknęła, niewyraźnie wpatrując się w kamerkę.- Co jest ?
- Niall jest u ciebie ?
- Minutę temu walił w drzwi.
- Może być go tak wpuściła ?
- Nie.
Popatrzyłam na nią z lekką irytacją.
- Przecież nie zrobił nic złego ! Każdy ma prawo do...
- Ale nie rozumiesz, ze on tak nigdy się nie zachowywał ?! - krzyknęła, ale po chwili odezwała się już normalnym tonem. - Tego właśnie w nim nienawidziłam, tych kilku chwil słabości, które potrafiły zniszczyć wszystko.
- "Błądzenie - rzecz ludzka" - zacytowałam. - Kazdy ma prawo do błędów - nie odpowiedziała i zaczęła bawić się swoimi palcami. - Cher Bear, wiem że go kochasz, a gdybyś nic dla niego nie znaczyła, nie tkwił by teraz pod twoimi drzwiami, więc go wpuść z łaski swojej.
Tym razem popatrzyła się w ekran z uśmiechem,  który po chwili zrobił się czarny. Zadowolona weszłam na twitter'a, który pełen był plotek na temat Louis'a i Eleanor. Z początku chciałam je zdementować, ale mój gniew na Calder był zbyt wielki, bym mogła go powstrzymać.
Nie wiem czy jestem upoważniona do wydawania takich informacji, ale tak, Louis i Eleanor nie są już razem.
Bomba wybuchła.

- Ale że Louis nie jest ojcem ?! - wrzeszczał Brian następnego dnia, kiedy czekaliśmy przed uczelnią na rozpoczęcie zajęć. Natychmiast kilka głów odwróciło się w naszą stronę, więc spojrzałam na niego z wyrzutem. Tego akurat nikt nie powinien wiedzieć. - Sorry. A tak wogóle, ładnie dziś wyglądasz.
Domyśliłam się, ze powiedział to dla odwrócenia uwagi, bo wypadło to troszkę zbyt głośno, ale jakiś błysk w jego oku uświadomił mi, że chłopak nie kłamał.
- Mówisz ? - wstałam i obkręciłam się radośnie.
- Mówię - zaśmiał się w bardzo gejowski sposób. - Do twarzy ci w paskach i marynarkach. Takie ciekawe połączenie stylu Lou i Hazzy.
- Tomlinson na pewno kazałby mi zdjać tą bluzkę - zaśmiałam się, ale natychmniast posmutniałam. - On... Ja... - głos mi się załamał.
- Cii - uspokoił mnie, obejmując ramieniem. - Treaz o tym nie myśl, dobrze ?
Kiwnęłam głową. Brian uśmiechnął się promnienne, w tym sposób, jaki tylko on potrafi, wziął mnie pod ramię i poprowadził w stronę sali. Cieszyłam się, że mam Brian'a. Jemu zawsze mogłam się wyżalić, bo wszystko doskonale rozumiał. Znowu nasunęło mi się skojarzenie do Liam'a, ale szybko wyrzuciłam je z glowy, bo mimo kilku takich samych cech, ta dwójka różniła sie od siebie diametrialnie.
Nagle w kieszeni Brian'a doszedł nas dźwięk przychodzacego sms'a. Sporzał na mnie przepraszaająco, po czym wyjął teleon z kieszeni. W miare czytania jego oczy robiły się coraz większe. Bez słowa podał mi komórkę.
Pokaż te zdjęcia Cassie. Ona musi wiedzieć.
Od jakiejś Ginny. Nie chciałam wnikać, tylko kliknęłam załącznik. Na ekranie ukazało się kilka fotek Louis'a i Harry'ego.... którzy wychodzili nad ranem ranem z klubu, kompletnie schlani ! Całe szczęście nie towarzyszyły im żadne dziewczyny. Inaczej by już nie żyli. Znaczy się, Harry by nie żył. Jeśli tak miało wyglądac to jego pomaganie Louis'owi, niech lepiej nie pomaga mu wcale.
Wcisnęłam Brian'owi telefon do reki i wciągnęłam go do sali. Rektor właśnie zajmował swoje miejsce, a studenci rozmawiali miedzy sobą wesoło. Opadłam na jedno z krzeseł wyraźnie wkurzona, a mój przyjaciół przycupnął koło mnie.
- Cass - szepnął. - Sama mi mówiłaś, że ludzie popełniają błędy.
- Ale ...
- I trzeba im wybaczać - mówił niestrudzony. - Nie to, zeby coś, ale zachowujesz się jak hipokrytka.
Nie odpowiedziała, bo chłopak miał całkowitą rację. Często dawałam ludziom rady, których sama nie stosowałam. Idiotka.
- Racja.
- Co mówiłaś ? - powiedział Brian ze złośliwym uśmieszkiem. - Powtórz to głośniej.
- Masz rację - powiedziałam przez zaciśniete zęby.
- Powtórz to jeszcze raz. Tak pięknie to brzmi w twoich ustach.
- Nie masz na co liczyć - zaśmialiśmy sie oboje. - Muszę z nim pogadać.
Brian kiwnął głową, a w tym samym momencie rozpoczęły się zajęcia i jego uwagę pochłaniały już tylko słowa rektora. Mój mały kujonek, pomyślałam z dumą, patrząc jak pilnie notuje każde słowo. On kiedys na pewno zostanie kimś wielkim, a ja będę chcwaliła się dzieciom, ze kiedyś się przyjaźniliśmy...
Nagle poczułam, ze coś wibruje mi w kieszeni. Sms od Hazzy.
Wiem, że jesteś pewnie zła, ale przypominam ci, że dzisiaj koncert. Nadal chcesz iść ?
Płaszczy się przedemną i błaga o wybaczenie ? Wszystko jest znowu, jak dawniej.

Przepraszam, ze rozdział dodałam tak późno i, że wszystko jest w nim tak bardzo chaotycznie napisane, często bez żadnego sensu, ale sami rozumiecie, ze sa ostanie dni wakacji ( God, why ?! ) i chcę je jakoś wykorzystać, szczególnie, ze wróciła moja przyjaiółka i w końcu mam z kim się szlajać po mieście, haha :)
Jeśli ktoś chciałby, zebym informowała go na twitterze, niech napisze pod tym postem swój nick albo bezpośrednio na mój profil, bo już sama nie wiem do kogo mam pisać. :) xx Czekam do piatku i ani godziny dłużej.
A tak btw. to ja, razem z Wiką, zapraszamy was na nowego bloga o 1D, który na pewno będzie inny od tych, które kiedykolwiek czytaliście. Chcę równiez napisać, że w żadnym stopniu nie zaniedbam tego, bo zbyt wiele dla mnie znaczy.
Kocham was. xx

17 sierpnia 2012

One-shot JB "Bo nie potrafię zapomnieć"

Siedziałam na parapecie w moim pokoju i patrzyłam się bezbarwnym wzrokiem na deszczową panoramę Ottawy. Przykryta ciepłym kocem, miałam wyjebane na cały świat. Ból, który odczuwałam był zbyt wielki bym mogła przejmować się losem innych, ich problemami, zmartwieniami, troskami, bo ja sama...cóż, miałam o niebo gorsze.
Czy to wogóle możliwe, żeby jedna całkowicie normalna osoba mogła namieszać aż tyle w moim życiu ? Czy to wogóle możliwe, żeby jedna całkowicie normalna osoba mogła zamieć je w dramatyczny spektakl, w którym bohaterka ze złamanym sercem zaszywa się we własnym pokoju ?  Czy to wogóle możliwe, żeby jedna całkowicie normalna osoba mogła spowodować, ze moje życie miało być od tej pory niekończącym się bólem ? I co najważniejsze - czy to wogóle możliwe, żeby jedna całkowicie normalna osoba mogła sprawić, ze mimo wszystko nadal ja kochałam ?
Tyle, ze On nie jest normalny. Wszystko, począwszy od tego jaką znaną osobistością był, a skończywszy na jego wielkim talencie, nie czyniło go normalnym nastolatkiem. W dodatku posiadał ciekawą umiejętność przekonywania ludzi do swoich własnych racji. Potrafił nakłonić mnie niemalże do wszystkiego, a ja zbyt łatwo mu ulegałam...
Zsunęłam się z parapetu i usiadłam na brzegu łóżka, by móc popatrzeć na nasze wspólne zdjęcie. Radośni, uśmiechnęci, zakochani - tacy wtedy byliśmy. To chyba fakt, ze oboje byliśmy niepoprawnymi optymistami sprawiał, ż się tak dobrze dogadywaliśmy, a jako para, prawie nigdy nie kłóciliśmy. Było idealnie.
Wtedy pojawiła się Ona, a On zakochał w niej bez pamięci. Ja przestałam się liczyć.
Nasze rozstanie... Pamietam tylko moje łzy i jego żałosne tłumaczenia "Jesteś naprawdę cudowną dziewczyną i kiedys znajdziesz kogoś, na kogo zasługujesz." Skoro jestem taka cudowna, to zasługuję na ciebie, idioto ! Dobrze wiedziałam, że wybrał ją tylko dlatego, że jest sławna. A sławni ludzie ludzie spotykają się ze sławnymi ludźmi. Nie ze mną.
Z ciezkim westchnieniem położyłam ramkę zdjęciem w dół, żeby nie męczyło mnie swoim widokiem. Prawda jest taka, że minął już ponad miesiąc, a ja nadal nie potrafiłam o nim zapomnieć. Mój mózg nie chciał wyrzucić go z pamięci, jakby chciał coś mi przez to powiedzieć. Nawet gdybym bardzo chciała, nie mogłam tego zrobić.
Dlaczego, zapytacie, przecież go kochasz ! Kocham, jak wariatka. Kocham całym sercem. Ale widziałam jaki jest z nią szczęśliwy. Wszędzie było widać ich roześmiane zdjęcia. Gdziekolwiek by nie poszli - do parku, kawiarni czy wesołego miasteczka, emanowali szczęściem i pozytywną energią. Byli zakochani. Tak, jak my kiedyś.
Coś zakuło mnie w sercu, uświadamiając o mojej zazdrości. Żałosne. Skoro kogoś kochamy, powinniśmy cieszyć się jego szczęściem. Najwyraźniej po prostu nie zawsze potrafimy.
Nagle dotarła do mnie pewna informacja - nie jadłam nic od... sama nie wiem kiedy. Wiedziałam za to, ze jeśli zaraz nic nie zjem, umrę. Na moje nieszczeście, lodówka świeciła pustakami. Musiałam wyjść wiec z domu. A wyjścia były dla mnie ostatnio prawdziwą meczanią, ale tym razem nie miałam wyboru. Wzięłam portfel i wyszłam z domu.
Droga upłynęła mi niezbyt przyjemnie - wszędzie widziałam bowiem szczęśliwych ludzi, cieszących się życiem, podczas gdy ja niewyobrażalnie cierpiałam. Miałam ochote po prostu usiąść na chodniku i się rozpłakać. Albo wręcz przeciwnie - zacząć wrzeszczeć i wyć z bezsilnej złości. Tak właściwie zrobiłabym wszystko by nie widzieć ich roześmianych twarzy. Każda z nich była dla mnie niczym sztylet wbity prosto w serce, a następnie wbity po samą rękojeść.
Kiedy doszłam do sklepu, humor miałam kompletnie zepsuty, a w brzuchu niemiłosiernie mi burczało. Po przyjściu do domu miałam zamiar zrobić sobie kopiastą porcję jajecznicy. Pokrzepiona tym pomysłem, znalazłam jakos chęć i zapał na dalsze zakupy. Latałam od alejki do alejki, jakby na skrzydłach. To śmieszne, jak jakaś żałosna perspektywa dała mi nagłą radość.
Po jakiś dziesięciu minutach, zadowolona zmierzałam do kasy. Chciałam już wyładować zakupy na taśmę, gdy usłyszałam:
- Victoria ?
Wypowiedziała je osoba, która była sprawcą tego, że zachowywałam się, jak zachowywałam. To On był powodem mojego aktualnego stanu. To On złamał mi serce, a teraz jak gdyby nigdy nic i uśmiechał się radośnie. Ale i tak najbardziej wstrząsnęła mną sama jego obecność. Gdyby nie kilka ważnych czynników, mogłabym uwierzyć, że jest jak dawniej.
- Justin - szepnęłam nadal nie mogąc ogarnąć umysłem jego obecności. - Co ty tu robisz ?
- Zakupy - zaśmiał się, a ten piękny dźwięk, moje serce zatrzepotało w piersi. - Jak się masz ?
- W porządku - skłamałam, majac nadzieję, że wygladam przekonywująco. Uśmiechnęła się sztucznie. - Co u ciebie i uhm...Seleny ?
Imię jego dziewczyny wymówiłam z bólem, ale Bieber nie zwrócił na to uwagi, bo on, usłyszawszy je, rozpromienił się jeszcze bardziej. O ile to wogóle możliwe.
- Świetnie - jego oczy rozbłysły. - Z nią, każdy dzień jest czymś nowym, kolejną fascynującą przygodą. Mam wrażenie, ze moja miłość do niej ciągle rośnie, że jest mocniejsza niż wcześniej. Wzajemnie się dopełniamy, jak Yin i Yang, czujesz ?
Nie opowiedziałam. Byłam zbyt zajęta staraniem się by nie wybuchnąć płaczem. jego słowa uświadomiły mi, ze już nigdy, przenigdy nie będę znaczyła dla niego tyle co ona. Nie dane mi będzie chociaż jeszcze raz zasmakować jego cudownych warg, umięśnione ramiona już nigdy nie otoczą mnie w czułym uścisku, a melodyjny głos nie wypowie tych dwóch, magicznych słów "kocham cię". W jego ustach brzmiały one bowiem najpiękniej na świecie. Wypowiadane z tą jego lekką chrypką, którą tak uwielbiałam, mogły brzmieć nieprzyjemnie, ale wiedziałam, że wkłada w nie swoje serce.
- Ej, Vic, żyjesz ? - gwałtownie potrząsnęłam głową i zobaczyłam, ze Justin stoi już przedemną z wyrazem troski na pięknej twarzy. Trzymał mnie kurczowo za ramiona, jakby w obawie, że zaraz zemdleję. Swoją drogą miał do tego pełne prawo - cała się trzęsłam, a nogi jakby odmówiły mi posłuszeństwa. - Wszystko okej ?
Na usta cisnęło mi się kolejne kłamstwo. Byłam gotowa powiedzieć mu, że wszystko w porządku, ze tylko przez chwilę słabiej się poczułam. Ale nie mogłam. Coś kazało mi powiedzieć prawdę.
- Nie, nie jest okej - wyszarpnęłam się gniewnie. - Nie jest okej to, ze zostawiłeś mnie ze złamanym sercem i kazałeś zapomnieć ! Bo nie potrafię, rozumiesz ?! Nadal jesteś dla mnie ważny ! Nadal...
W tym momencie chciałam powiedzieć "kocham cię", ale te słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Nie mogłam ich wypowiedzieć. Nie znałam nawet przyczyny lecz zamiast o tym rozmyślać, zerknęłam na twarz Justina. Bałam się, ze ujrzę na niej coś, co mnie kompletnie dobije. Zamiast tego zobaczyłam głęboki szok, niedowierzanie... i radość ? Nie, niepotrzebnie robię sobie nadzieję.
Nagle zauważyłam, ze w sklepie panuje absolutna cisza, a wszystcy bez wyjątku się na nas gapią, wcale się z tym nie kryjąc. Musiałam urządzić niezłe widowisko. Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, ja już szybkim krokiem szłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Po moich policzkach zaczęły płynąć czarne łzy. Nic nie robiłam sobie z wytykiwań palcami, tylko nadal parłam prosto przed siebie.
- Victoria ! - usłyszałam krzyk Justina i odwróciwszy się zobaczyłam, ze biegnie w moim kierunku potracajac zdumionych przechodniów. - Poczekaj !
Na dźwięk tych słów, popędziłam jak tylko najszybciej mogłam. Niestety, chłopak był odemnie szybszy, tak więc po chwili poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie, a później zobaczyłam przed soba jego twarz.
- Chcę, żebyś wiedziała, że mój związek z Seleną to ustawka - ciężko dyszał, pewnie zmęczony po wyczerpującej gonitwie. - Zabronili mi się z tobą spotykać, bo jesteś zwyczajną dziewczyną, a ona jest gwiazdą. Ale dla mnie nigdy nie byłaś i nie jestem zwykła - jesteś powodem, dla którego moje życie ciągle ma sens i dla którego wciąż mam siłę wstać z łóżka. Kiedy mam gorszy dzień, myślę o tobie, a gdy ujrzę w glowie twoją twarz, od razu zdobywam motywację by dalej żyć. To co mówiłem o Selenie, tak naprawdę było o tobie - to z tobą każdy nowy dzień jest czymś nowym, kolejną przygodą. To do ciebie moja miłość jest codziennie coraz większa. I co najważniejsze - to ty jesteś moją drugą połówką,  to ty jesteś moją Yin.
Mój mózg z trudem odbierał te informacje, bo jak na jeden raz, było ich zbyt dużo. Ale jedno udało mi się zrozumieć. Nadal coś do mnie czuł...
- Myślałem, że sobie kogoś znalazłaś. A dzisiaj w sklepie, kiedy powiedziałaś, że nadal jestem dla ciebie ważny, moje serce odżyło. Musze wiedzieć jeszcze tylko jedną rzecz - ujął moją twarz w dłonie, zmuszając, żebym spojrzała mu w oczy.  - Czy mnie kochasz ?
- Tak - szepnęłam. - Kochałam, kocham i zawsze będę kochała.
- To dobrze - uśmiechnął się. - Bo ja ciebie też kocham.
Nasze wargi złączyły się w pocałunku.

One-shot napisany specjalnie dla mojej kochanej Wiki, w ciągu zaledwie jednego dnia, z czego jestem bardzo dumna :') I pragnę ci jesczez raz kochanie podziękować, za tą piękną tapetę. Jest naprawde przecudna <3 

Rozdział 21

Usiadłam na krześle koło łóżka Rose
- Cassie ? - zapytała z uśmiechem. Kiwnęłam glową. - Co tam słychać ?
Uznałam, że mogę powiedzieć jej wszystko, bo dziewczyna nie będzie miała raczej już okazji nikomu o tym powiedzieć. Tym bardziej komuś, kto mógłby coś z tym zrobić. Tak więc zdecydowałam się powiedzieć jej o wszystkim co mnie trapi - o nienawiści Gemmy do mnie, pocałunku z Liam'em i o tym najgorszym, o kłamstwie wobec przyjaciół. Dodałam jeszcze historię miłości.
Dziewczyna słuchała mnie uważnie, nie przerywając, a pod koniec przez długi czas się namyślała. Nie chcąc jej przeszkadzać, obserwowałam, jak za szybą Paul tłumaczy coś chłopcom. Tamci pokiwali poslusznie pokiwali  , sprawiając, że mężczyzna spojrzał na nich podejrzliwie. Odeszdł na kilka kroków, odwrócił gwałtownie głowę, ale oni nadal siedzieli na krzesełkach. Powtórzył tą czynność jeszcze raz i dopiero później uspokojony odszedł. Ku mojemu zdumieniu, nadal nie ruszali się z miejsc.
Nie mogłam rozmyślać nad tym dłużej, bo Rose właśnie zabrała głos:
- Rzczywiscie masz problem - powiedziała, a ja prychnęłam cicho. - Nie kpij. Twój problem leży w tym, że boisz się rozmowy. Sama spójrz, gdybyś powiedziała o Gemmie od razu, nie byłoby tego kłopotu. I co z tego, że wtedy dowiedziałby się i o tym, co powiedział ten twój byly chłopak ? Jak myślisz, komu by uwierzył ? Tobie, idiotko ! Jesteś jego dziewczyną !
- A co z Liam'em ?
- Przecież on by się z tego śmiał ! Sama skomplikowałaś sobie sytuację tym kłamstwem. Gdyby nie ono, wszystko byłoby normalnie.
Przez chwilę myślałam nad jej słowami. Rose miała 100 procent racji. Bałam się rozmawiać. Bałam się złych słów, jakie mają paść. Bałam się reakcji osób, które kocham. Bałam się tego, że je stracę.
Jestem tchórzem.
- Jestem tchórzem - wypowiedziałam moje myśli na głos.
- Nie jesteś - spojrzała na mnie łagodnie. - Po prostu jesteś impulsywna, działasz pod wpływem chwili ...
- Czyli nim jestem - powiedziałam smutno. - A co z Niall'em i Cher ?
- Tutaj sprawa wygląda trochę inaczej - twarz jej stężała. - Musisz mi obiecać jedną rzecz.
Szczerze mówiąc, nie miałam bladego pojęcia o co chce mnie poprosić. Wiedziałam, za to, ze bez względu na wszystko muszę jej prośbę spełnić.
- Tak ?
- Obiecaj, że bez względu na wszystko, sprawisz, że Niall i Cher będą razem.
Nie tego się spodziewałam.
- Ale nie mogę ich do niczego zmuszać !
- Obiecaj ! - ścisnęła moją rękę, a jej przenikliwe i chłodne niebieskie tęczówki wbiły we mnie wzrok. - Obiecaj, że zrobisz wszystko co w swojej mocy !
Nie miałam wyboru. A zresztą, gdyby nawet mi się to udało, dziewczyna nigdy by się o tym nie dowiedziała ...
- Dobrze, obiecuję.
- No - opadła na poduszkę, a na jej twarzy widziałam zmęczenie. - Jakbyś jeszcze mogła, znajdź też komuś Zayn'owi. On na kogoś zasługuje.
Popatrzyłam na nią smutno. Ta dziewczyna chciała dla nich jak najlepiej, bo sama miała już go nie zaznać. Przynajmniej nie na tym świecie. Jej życie do konca miało być wypełnione bólem.
- I jeszcze coś - powiedziała bardzo cichym głosem. - Cieszę się, że jesteś z Harry'm. Naprawdę.
Uśmiechnęłam się do niej, ale nagle aparatura zaczęła pikać, a oddech Rose stał się chrapliwy. Z przerażeniem patrzyłam, jak jej tętno spada. Zerwałam się z krzesła i gwałtownie otworzyłam drzwi od sali, napotykając zdumione spojrzenia chłopaków.
- Ona umiera ! - wrzasnęłam, czując, jak to oczu napływają mi łzy. - Szybko !
Natychmiast zostałam odepchnięta przez pielęgniarzy. Wtuliłam twarz w bluzę Harry'ego, nie mogę patrzeć na to, co rozgrywa się za szybą.
W pewnym momencie słyszałam gorączkowe pokrzykiwania lekarzy ... A później była już tylko cisza i czyjeś ciche łkanie. Ze zdumieniem spostrzegłam, że wydobywa się z moich ust. Chwilę później usłyszałam jeszcze jeden szlochający głos, zapewne należący do Niall'a i nagle poczułam, jak obejmuje mnie jeszcze jedna para rąk, później jeszcze jedna i jeszcze i jeszcze. Trwaliśmy w tym dziwacznym uścisku, aż ja i Niall się nie uspokoiliśmy.
- Dziękuję chłopaki - mruknęłam, ocierając łzy, a Irlandczyk mruknął coś pod nosem. Było to chyba jakieś podziękowanie. - Ja po prostu...
Nie dokończyłam, bo znowu się rozkleiłam. Jedynym w miarę rozsądnym wyjściem z tej sytuacji, było rzucenie się na jednego z chłopaków i ukrycie twarzy w jego bluzie. Wybór padł na Liam'a, ponieważ stał najbliżej, a poza tym, to on pocieszał najlepiej.
Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. W jednym momencie byłam tuż koło Rose, która była rzeczywistą, oddychającą i rozmawiającą ze mną ŻYWĄ osobą, a w drugiej już jej nie było. I to chyba spowodowało mój płacz - że wszystko przemija. Ludzie odchodzą, umierają, pozostawiajac nas w bólu i żałobie...
- Cassie wróciła ? Okej, możemy już iść.
Paul szedł szybo w naszym kierunku gadając coś o paparazzi przed szpitalem, ale my nie ruszaliśmy się z miejsc. Ja sama, nie zwracałam na niego najmniejszej uwagi na managera chłopaków. Byłam tylko ja, moje łzy i obejmujący mnie Liam. Słowa jakie wypowiadał Paul były odległe i słyszałam je jakby przez niewidzialną barierę.
- Co z wami jest ? - zdenerwował się mężczyzna - Słuchacie mnie wogó...
W tym momencie urwał, bo z sali wyszło dwóch ponurych pielęgniarzy, trzymających nosze, na którym leżało przykryte białym prześcieradłem. Jego wzrok natychmiast stał się pełen zrozumienia. Mruknął coś pod nosem, po czym wykonał znak krzyża i spojrzał na ans smutno.
- Wiem, że jest wam ciężko, szczególnie Cassie i Niall'owi, ale musimy iść.
Puściłam Liam'a, który jednak trzymał moją prawą dłoń w swoim ciepłym uścisku. Widząc to, Harry uśmiechnął się łagodnie, przyciągnął mnie do siebie i cmoknął delikatnie w czoło. Było to zupełnie niepodobne do tego paskudnego zazdrośnika, ale nie dałam po sobie poznać, że mnie tym totalnie zaskoczył.
Gdy szliśmy tym samym korytarzem jesczez godzinę temu, pomyślałam smutno, nie wiedziałam, że będę czuła się tak paskudnie. Moment, kiedy Rose zaczęła umierać, miał już na zawsze wyryć się w mojej pamięci.
- Dobra, idziecie dwójkami - zatrzymaliśmy się przed drzwiami, obserwując jeszcze nieświadomych niczego paparazzi. - Kaptury na głowy, a jeśli nie macie głowy w dół, zrozumiano ?
Wszyscy pokiwaliśmy posłusznie głowami, nie chcąc z nim zadzierać. Jeszcze kłótni z Paul'em nam brakowało...
Liam puścił moją dłoń i kiwnął głową w stronę Harry'ego, który niemal natychmiast znalazł się u mojego boku. Mruknął coś do Liam'a. Tamten kiwnął nieznacznie głową i stanął koło Louis'a. Poczułam, jak Hazz obejmuje mnie ramieniem.
- Samochód, tyle siedzenie - umysł miałam wręcz sparaliżowany, ale to polecenie jakimś cudem do mnie dotarło. - Nie stresuj się. Wyobraź sobie, ze ich tam nie ma.
Zadanie było trudne do wykonania. W końcu, jak zignorować tłumy reporterów i kamerzystów, podczas gdy wiesz, że oni czekają akurat na ciebie. Poza tym, to była moja dopiero druga "akcja" z mediami i szczerze mówiąc nie wiedziałam, jak się zachować. Byłam tylko zwykłą studentką, której się fartnęło. Nie byłam przyzwyczajona do takiego zainteresowania moją osobą. Ale dzięki mojej dość bujnej wyobraźni, w końcu widziałam przed oczami pusty chodnik.
Nim się spostrzegłam, znaleźliśmy się już w samochodzie, a po chwili dołączył do nas Liam, który zapewne miał być kierowcą. to dlatego pewnie tak sobie szeptali. Ale po minie Harry'ego wywnioskowałam, że teraz nie był taki pewny tej decyzji. Nie wiedzieć czemu, zachciało mi się śmiać i to zresztą uczyniłam. Chłopaki przez chwile mi się przyglądali, ale później sami zaczęli chichotać, chyba nawet nie wiedząc dlaczego, sprawiając, że wybuchnęłam jeszcze głośniej.
Uspokoiłam się dopiero, gdy dojechaliśmy do domu. Pożegnałam się z chłopakami i leniwie weszłam do domu. Wykonałam kilka standardowych czynności, takich jak nakarmienie Pussy czy przewrócenie się o górę mokrych ręczników, które jakiś idiota zostawił na środku pokoju, po czym usiadłam przy komputerze i zalogowawszy się na twitterze, zobaczyłam, że wszyscy wiedzą już o śmierci biednej Rose. Kondolencje, żale... Zachowywali się, jakby naprawdę było im żal. A dobrze wiedziałam, że nie było. Nie znali jej, nie wiedzieli jakim była człowiekiem, a nie wiedzieli nic.
Śpij słodko, kochanie. Mam nadzieję, że jesteś już w tym innym, lepszym świecie. #RIPRose
Kiedy napisałam te słowa, weszłam na profile chłopaków i zobaczyłam, ze oni też napisali o jej śmierci. Nie wiem czemu, ale ta myśl mnie w dziwny sposób uspokoiła. Nawet nie pamiętam jakim cudem znalazłam się w łóżku i spokojnie usnęłam.


- Cassie, Cassie !
Danielle pochylała się nademną z wyrazem niezadowolenia na twarzy. Brutalnie zerwała ze mnie kołdrę i wręcz wywlokła z łóżka.
- Dan, uhm, co ty robisz ?
- Czy ciebie do końca porąbało, zostawiając u mnie swoją kozę na noc ?
- Moją co ?
- Kozę idiotko, kozę. Miałam się nią wczoraj zająć, bo ty byłaś zajęta, ale ty miałaś nocną zmianę w klubie Go-go po nią przyjść.
Wcisnęła ci do ręki smycz, na końcu której znajdowała się biała koza. Na mój widok zameczała radośnie i rzuciła się na mnie, zwalając z nóg.
- A tak wogóle, to Pussy zjadła moją torebkę - rzuciła Brunetka, wychodząc z domu. - Więc musisz wymyśleć, jak mnie udobruchać.
- Pussy ? - powiedziałam, ale jej już nie było. - Pussy ? - powtórzyłam, a koza zameczała. - Dziwne.
Podniosłam się z ziemi i zaczęłam chodzić po domu, szukając jakiś innych, dziwnych zmian, ale ku swojemu zdumieniu nie znalazłam nic godnego uwagi. Uznałam, że z tą kozą jest po prostu jakiś głupi dowcip mojej przyjaciółki. Rozbawiona chwyciłam smycz "Pussy" i nie zamykając za sobą drzwi, wyszłam na dwór. Wiał lekki, przyjemny wietrzyk, więc podróż do domu Danielle, miała upłynąć mi w przyjemnej atmosferze i nawet ciągle meczenie kozy, nie miało mi przeszkadzać.
Nagle, na horyzoncie, zamajaczyła mi jakaś postać. Biegła bardzo szybko, wiec po kilku sekundach zauważyłam, ze to Harry. Był uśmiechnięty od ucha do ucha i rozkładał szeroko ręce, jakby chciał mnie porwać w ramiona.
- Kocham cię ! - krzyczał. - Kocham !
Na mojej twarzy automatycznie pojawił się piękny banan. Zaraz będę mogła zasmakować po raz kolejny jego cudownych, malinowych ust, zanurzyć twarz, w jego cudownych, lokowanych włosach i dotknąć jego muskularnych ramion...
Ku mojemu zdumieniu, Styles zupełnie mnie zignorował i zaczął przytulać...kozę ?
- Tęskniłem za tobą kochana - szeptał jej do ucha, a ona zameczała wstydliwie, o ile kozy tak potrafią. - Chodź, pójdziemy za spacer.
Wyrwał mi smycz, nawet nie zaszczycając spojrzeniem. Byłam jednak zbyt zdumiona by zareagować, czy zrobić cokolwiek. Moje zdumienie było na tyle duże, że mogłam tylko przyglądać się, jak odchodzą w blasku zachodzącego słońca, rozmawiając radośnie. Znaczy się tylko Loczek mówił, ale miałam wrażenie, jakby "Pussy" rozumiała wszystkie jego słowa i odpowiadała mu w jego własnym języku. Przez chwilę stałam jeszcze, jak zamurowała, ale później sama ruszyłam chodnikiem, nie mogąc ogarnąć umysłem tego, co się przed chwilą stało. Wmawiałam sobie, że to tylko kiepski dowcip. Pewnie Punk, czy coś w tym rodzaju...
Kiedy doszłam do miasta, moją uwagę przykuł jeden z balkonów, na którym na wieszakach wisiały dziwne, owłosione przedmioty. podeszłam bliżej i zamarłam. To były kutasy. W innym momencie bym się zaśmiała, ale teraz byłam tym wszystkim dosłownie przerażona. Te wszystkie zdarzenia nie były z pewnoscia normalne i to nie wyglądało już ma kolejny dowcip moich przyjaciół.
Nagle, na balkon wyszła dziewczyna z burzą kręconych blond loków, trzymająca w rękach kolejne wieszaki z wiadomymi wieszakami. Jakby pewna, ze ktoś ją obserwuje, wzdrygnęła się i rozejrzała się we wszystkich kierunkach. Zauważywszy mnie, zaczęła machać, jak szalona, zapewne chcąc zaprosić do środka. Posłusznie skierowałam swe kroki ku drzwiom wejściowym. Zanim zdąrzyłam je jednak otworzył, roztwarły się same i stanęła w nich owa blondynka.
- Wejdź, proszę - powiedziała z uśmiechem. - Widziałam, ze podziwiałaś moją zacną kolekcję.
- Ja...
- Dziwisz się skąd je wszystkie mam, tak ? Otrzymałam je od potężnego Kutafona Wielkiego. To on sprawił, że zaczął padać deszcz kutasów, to on zamienił Afrykę w moją wielką szafę bym miała gdzie je pomieścić, a sam kontynent otrzymał kształt kutasa.
- Żartujesz ?! - wykrzyknęłam zdumiona, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszałam. - To niemożliwe.
Dziewczyna podetknęła mi pod twarz mapę świata. Rzeczywiście - Czarny Ląd miał kształt męskiego narządu płciowego. Moja towarzyszka ze satysfakcją zaczęła ją składać.
- Nie wierzyłaś - uśmiechnęła się złośliwie.
- No nie wierzyłam - chcąc nie chcąc, musiałam przyznać jej rację.  - A ty kim jesteś ?
- Jam jest Królowa Kutasów.
- Ale nie wyglądasz, jak kutas.
Blondynka zamknęła oczy, a z jej ciałem zaczęło dziać się coś dziwnego. W pewnych miejscach zaczęła się kurczyć, w innych przytyła, zniknęły jej ręce, ale nogi nie. Przemiana trwała jeszcze kilka sekund. Później stał przedemną najprawdziwszy kutas, ludzkich rozmiarów, w dodatku cały owłosiony. Przez chwilę stał nieruchomo, ale później zaczął biec w moją stronę, kołysząc się z boku na bok.
Zaczęłam wrzeszczeć.

- Cassie, Cassie !
Danielle pochylała się nademną z wyrazem niezadowolenia na twarzy. Brutalnie zerwała ze mnie kołdrę i wręcz wywlokła z łóżka.
Deja vu ?
- Dan, uhm, co ty robisz ?
- Jedziemy do chłopaków - powiedziała krótko.
- Po co ? - jęknęłam. - Nie widzisz, ze śpię ?
- Widzę - odparła lodowato. - Nie wyciągałabym cię bez potrzeby. Ale coś się stało i Li powiedział, że musimy jechać.
Zamilkłam, bojąc się zapytać o więcej, choć Danielle najprawdopodobniej nic więcej nie wiedziała, bądź nie chciała mnie straszyć. Po wypowiedzeniu tych słów, bowiem milczała, jak zaklęta przez cała drogę. Dopiero kiedy stanęłyśmy na podjeździe przed domem chłopaków, zobaczyłam, ze sama jest przerażona, ale starała się to ukrywać. Wzięłam ją za rękę i weszłyśmy do domu. Panowała w nim dziwna cisza.
- Chłopaki ?
Moje pytanie pozostało bez odpowiedzi. Weszłyśmy do salonu i trochę się uspokoiłyśmy, bo zastałyśmy tam siedzących Niall'a, Liam'a i Zayn'a.
- Chłopaki ? - powtórzyłam. - Co się stało ?
- Sami nie wiemy - powiedział cicho Payne. - Siedzieliśmy sobie wszystko w domu, oprócz Louis'a, który gdzieś wyszedł, ale szybko wrócił. Zabrał Harry'ego do pokoju i do tej pory nie wychodzą. Widziałem wyraz jego twarzy... On był zupełnie załamany.
Po tych słowach zaczął szlochać. Danielle sama wyglądała, jakby chciała się rozpłakać, ale objęła swojego chłopaka ramieniem. Ja zaś usiadła pomiędzy Mulatem, a Niall'em i przytuliłam się do nich mocno.
Rozpoczęło się długie czekanie.
Po kilku, kilkudziesięciu minutach, usłyszeliśmy dźwięk otwieranych dzrwi. Gwałtowanie zerwaliśmy się z miejsc i rzucilismy w stronę schodów. Na ich szczycie stał Larry. Jedna z jego cześci, a mianowicie mój chłopak, trzymał drugiego na rękach, a na jego twarzy wydziałam gniew. Zaś Louis... Niebieskie oczy zapuchniete i czerwone od płaczu, łzy miarowo skapujące po policzkach i trzęsący się podbródek. Wyglądał, jak chodząca śmierć.
Podeszłam do nich, chcąc pomóc Hazzie w niesieniu chłopaka.
- Odsuń się - warknął jednak. - Do salonu.
Excusez-moi?
Byłam zdumiona i wściekła, ale chciałam się dowiedzieć co sie stało mojemu przyjacielowi, wiec podwstrzymałam chęć nawrzeszczenia na Styles'a. Usiadłam na kanapie i obserwowałam, jak kładzie Lou na kanapie, a po chwili sam na niej usiadł, przytulając chłopaka, który otarł łzy i drżącym głosemn powiedział:
- Eleanor jest w ciąży.
Mimo iż nie mogłam wyksztusić z siebie ani jednego słowa, w mój mózg wręcz krzyczał. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Mój mózg zwyczajnie nie mógł albo zwyczajnie nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Louis i Eleanor rodzicami ?!
Ale nagle dotarła do mnie jeszcze inna wiadomość - dlaczego Lou płacze ? Widziałam różne reakcje mężczyzn na ciążę jego dziewczyny/narzeczonej/żony, ale żadne nigdy nie płakał.
- Skoro... Eleanor jest w ciąży, to czemu płaczesz ?
- I w tym rzecz - jego głos kompletnie się załamał. - To nie ja jestem ojcem.
O kurwa.

Witajcie, moi kochani czytelnicy 1 :) Zapewne wszystcy, nawet ja, niespodziewali się, ze mój powrót będzie taki szybki !  Ale ogromnie cieszę się, że moge znów dla was pisać. Poza tym, ten rozdział cholernie mi się podoba. 
Co do liczby komentarzy, będe to olewać. Póki jest ta garstka ludzi dla których moge pisać, nadal będę to robiła, ponieważ to kocham. Kocham losy Cassie i Harry'ego, wiec musze je jakos zakończyć, prawda ? Ale spokojnie, do tego jeszcze długa droga ;)
Kocham was. xx
:edit: Pomysł o kutasach wpadł mi, kiedy przypomniałam sobie rozmowę z Cute Hoopy, czyli prawdziwym Kutafonem Wielkim, który rzucił już niestety tą robotę. :>

13 sierpnia 2012

Notka informacyjna

Na samym początku błagam was o wybaczenie. Jeszcze nie wiecie dlaczego, ale proszę, żebyscie się nie wściekali ani mnie nie opuszczali, dobrze ? Prawda jest taka - mam nieprawdopodobny kryzys twórczy. Przeżywam przez to prawie załamanie nerwowe. Nie potrafię napisać nawet jednego sensownego zdania. A jeśli juz cos mi sie uda, to zaldwie kilka banalnych słów. Nawet pisanie tego przychodzi mi z trudem. W głowie mam jedną wielką pustkę. Może to chwilowe. Nie wiem sama. Ale wiem, że mam problem z pisaniem.
Robię sobie przerwę, ale NIE ZAWIESZAM BLOGA. Po prostu musze dać sobie trochę czasu, porozmyślać, odpocząć. Będę starała się pisać, ale wątpię czy to będzie coś co warto opublikować.
Nie odchodzę. Wrócę. Moze tydzień ? Połtora ? Dwa ? Czas pokaże.
Kocham was, skarby wy moje <3 xx

11 sierpnia 2012

Rozdział 20

Kiedy się obudziłem, w pierwszej chwili nie wiedziałem gdzie jestem. Dopiero po zilustrowaniu pomieszczenia wzrokiem, domyśliłem się, że znajduję się w łóżku Cassie. Wspomnienia w wczorajszego wieczora stanęły, jak żywe przed moimi oczami. Po tym jak skończyłem śpiewać, Cas zaczęła mnie całować i wciągnęła do swojego domu. Byliśmy naprawdę bliscy tego, żeby się kochać, ale dziewczyna zdąrzyła się ogarnąć i nic z tego nie wyszło.
W gruncie rzeczy cieszyłem się, że sprawy przybrały taki obrót - chciałem uprawiać z nią seks, ale nie pod wpływem impulsu czy pożądania, a ze zwykłej miłości. Mimo iż swój pierwszy raz miałem już za sobą, to Cassie miała być pierwszą osobą, którą kochałem i chciałem z nią to zrobić.Reszta dziewczyn nie była dla mnie w połowie tak samo ważna, jak ona. Była dla mnie mnie całym światem.
"Jesteś moją własną odmianą heroiny", zacytowałem w  myślach Edka ze Zmierzchu i zaśmiałem się cicho. Nigdy zbytnio nie przepadałem za tą postacią, ale te słowa, jak najpełniej oddawały to, co czuję o Cassie.
Podniosłem się z łóżka i wyszedłem z zabałaganionego pokoju, do jeszcze bardziej zabałaganionej salono-kuchni. Na lodówce znalazłem przyczepioną, różową karteczkę Kiedy wychodziłam, spałeś i wyglądałeś cholernie słodko, wiec nie miałam serca cię budzić. Jeśli chcesz, idź do domu się ogarnąć, ale możesz też u mnie. Wrócę po czternastej. I love youuuu. xx Uśmiechnąłem się i sięgnąłem do lodówki po jakiś serek. Miło, ze była taka gościnna. Źle, że wybrała bezczelnego gościa.
Po tych słowach, radośnie wszedłem do łazienki i stałem pod prysznicem z pół godziny, po czym na wytarcie się zmarnowałem wszystkie czyste ręczniki. Następnie wyjadłem jej wszystkie słodycze z szafki. Później, z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku, usiadłem przed komputerem. Włączyłem jakiś film i z uśmiechem, wszedłem na Twittera.
W miarę czytania, z mojej twarzy schodziło zadowolenie. Okazało się, ze jedna z Directioner uległa poważnemu wypadkowi i w ciągu najbliższych dni umrze. Wbrew własnej woli, zacząłem płakać. Nienawidziłem, kiedy umierali ludzie, których kochałem. A prawda była taka, że kochałem wszystkie nasze fanki. A ta na pewno nigdy nas nie poznała ... I nie pozna ...
Chwila - ona może nas jeszcze poznać. Podekscytowany, szybko wyjąłem telefon z kieszeni, wykonałem kilka telefonów. Po uzyskaniu zgody, zadzwoniłem jeszcze kilka razy. Dopadła mnie pełnia szczęścia. Nie było to w moim stylu spełniać czyjeś marzenia ( jak na to spojrzeć na to z drugiej strony to jednak to robię ), ale teraz chciałem z własnej nieprzymuszonej woli, zrobić wyjątek. Bo akurat ta dziewczyna, mogła nie mieć drugiej takiej okazji ...
Westchnąłem ciężko i kliknąłem na monitorze przycisk "wyłącz". Życie jest niekończącym się cyklem życia i śmierci, ale zawsze decyduje się zabierać tych, którzy na to nie zasługują.

- Oddam jej tylko klucze, okej ? - powiedziałem do Zan'a, który kiwnął mi głową i wygodnie oparł swoją nażelowaną fryzurę o podgłówek fotela pasażera, po czym wyciągnął się w fotelu i oparł nogi o deskę rozdzielczą. - Ogarnij tą rozkapryszoną dupę, skurwielu albo oderwę ci jaja!
- Bez nerwów Loczku - powiedział lekceważąco, nie zmieniając nawet o kąt swojej pozycji. - Idź sobie do Cassie, a ja tu posiedzę.
Cały poczerwieniałem ze złości. Wysiadłem z samochodu, otworzyłem drzwi, złapałem nogi zdziwionego Mulata i zacząłem ciągnąć go po chodniku.
- Ja pierdolę, ty łysy chuju ! Pojebało cię do kurwy nędzy ?!
- Tak pojebało mnie, durny kutasie ! Za karę idziesz ze mną ! I nie próbuj uciekać.
Wyrywał się, ale trzymałem jego nogi w mocnym uścisku, wiec kiedy się ogarnął puściłem go. Oczywiście zaczął uciekać, ale wyrżnął się o krawężnik, ku ogólnej radości zgromadzonych na schodach uczniów.
- Mówiłem, żebyś nie uciekał - uśmiechnąłem się złośliwie, podając chłopakowi rękę. - Za karę idziesz ze mną.
- Jestes baldzo niedoblym człowiekiem - pociągnął noskiem.
- Wiem - wyszczerzyłem się do niego, ciągnąc w stronę wejścia. - Ale ty wcale nie jesteś lepszy.
Kłóciliśmy się jeszcze przez chwilę, ale w końcu odpuścił i mogliśmy wejść do budynku uczelni. Po drodze zostaliśmy zatrzymani przez kilka fanek, zaliczanych do gatunku tych normalniejszych, więc nie maltretowały nas byt długo. Jedna próbowała trochę flirtować z Malikiem, ale on jednak uprzejmie powiedział, że nie jest zainteresowany. Dziewczyna była naprawdę śliczna, więc mnie to zdziwiło, ale nie skomentowałem.
Pociągnąłem go za sobą i stanęliśmy przed salą, w której Cassie miała najprawdopodobniej wykład. Miałem rację - niemal w tym samym momencie drzwi otworzyły się i zaczęli wysypywać się zza nich roześmiani studenci, tak zajęci sobą, że nawet nas nie zauważyli. Na samym końcu tego łańcuszka, szła uśmiechnięta Cassie z jakimś bardzo zadbanym brunetem o nieskazitelnej cerze. Wyglądali na bardzo przejętych rozmową, bo zamaszyście gestykulowali rękami i buzie im się nie zamykały. Gdybym do nich nie podszedł, oni również by nas wyminęli.
- Cas !
- O hej ! - na mój widok przerwała rozmowę i cmoknęła w usta, a Zayn'a przytuliła. Na ten widok kilka dziewczyn obserwujących nas, westchnęło z zazdrością. - Vas happenin ? - puściła oko do Malika.
Wręczyłem jej klucze. Otworzyła ze zdumienia oczy, podczas, gdy jej towarzysz pożerał nas wzrokiem. Pod obstrzałem jego spojrzenia, poczułem się dziwnie bezbronnie.
- Czemu mi je dajesz ?
- Bo jedziemy do szpitala.
- CO SIĘ STAŁO ?!
- Spokojnie - Zayn chwycił ją za ramiona i delikatnie potrząsnął. - Idziemy do szpitala, odwiedzić umierającą fankę.
Dziewczyna natychmiast przybrała smutny wyraz twarzy i przytuliła się do niego.
- Jadę z wami - powiedziała zdecydowanie. - Ona jest w końcu jedną z moich sióstr.
- Ale ...
- Zamknij się - warknęła na mnie. - Dobrze wiesz, że i tak to zrobię.
Kłócić się z nią nie miało sensu, nawet jeśli bym bardzo chciał. Straciłbym nie tylko czas, ale i chęć do życia, ponieważ kłótnie z nią zawsze wykańczały mnie psychicznie oraz nerwowo, bo dziewczyna często posiadała naprawdę dobre argumenty.
- Okej, jedziemy.
Tymczasem jej kolega, ciągle wgapiał w nas wzrok czarnych, jak węgiel tęczówek. Cassie zmarszczyła brwi.
- A no tak - palnęła się ręką w czoło. - Wy się jeszcze nie znacie. Harry, Zayn, to mój przyjaciel Brian. Brian, to jest Harry i Zayn.
- Cieszę się, ze mogę was poznać - uśmiechnął się do nas, a jego tęczówki, jakby rozjaśniły się.
Kolejno podaliśmy mu dłonie, a chłopak nadal paplał. - To niesamowite, ze właśnie stoją przede mną gwiazdy światowego formatu ! Dziwię się, że jeszcze nie zemdla...
- Dziękuję, Brian - moja dziewczyna uśmiechnęła się krzywo. - To do jutra ?
Chłopak kiwnął głową i pocałowali się w policzek, po czym odszedł. Krew w moich żyłach zawrzała. Jak ona mogła mu na to pozwolić ?! I to w obecności mnie, swojego chłopaka ! Wpatrywałem się w kierunku odchodzącego Brian'a z nieskrywana nienawiścią.
- Harry, ćwoku - dziewczyna wyczuła, że coś jest nie tak. - On jest gejem, wiec ogarnij tą durną dupę.
Od razu mi się polepszyło. W dobrych nastrojach przeszliśmy korytarzem ( tylko kilka razy zaczepiani przez fanów ), wyszliśmy na dwór i niepokojeni przez nikogo zmierzaliśmy w stronę samochodu.
Nagle Zayn wpadł na jakąś niską, rudą dziewczynę, trzymającą za rękę wysokiego kolesia, o zarozumiałej minie.
- Uważaj, jak ... Oh !
Wpatrywała się w niego, jakby był co najmniej aniołem, a on zresztą nie był lepszy - na jego twarzy widniało coś, co ostatnio widziałem mniej niż miesiąc temu. Wtedy, kiedy chodził z Perrie - absolutna miłość i oczarowanie. Wtedy mieliśmy go kompletnie dosyć. Bo musicie wiedzieć, że zakochany Zayn Javadd Malik jest niemiłosiernie wkurzający i beznadziejnie romantyczny.
Zanim zdąrzyłem zareagować w jakikolwiek sposób zareagować, wyraźnie wściekła Cassie, złapała na obydwu za ręce i wrzuciła do samochodu.
- Jedź - warknęła na mnie, zapinając pasy.
Nadal zaszokowany, spełniłem jej prośbę, ale mój mózg nie myślał racjonalnie. Przelatywały przez niego strzępki chaotycznych myśli, które sprawiały, że gubiłem się jeszcze bardziej. Nienawidziłem tego stanu - zawsze kontrolowałem sytuację. A teraz zupełnie nie wiedziałem o co chodzi, bo Cassie była w takim stanie, że bałem się zapytać.
Zerknąłem na nią przez górne lusterko - usta zaciśnięte, wściekły wyraz twarzy, dłonie założone na piersi. Wgapiała się w migające za oknami ulice Londynu. Tak, lepiej jej nie drażnić.
- Cassie ? - zapytał Zayn. Cóż, chciał chyba popełnić samobójstwo. O jednego idiotę mniej, pomyślałem. - Co to była za dziewczyna ?
- Ta ruda ? Moja zdecydowanie była przyjaciółka Melanie. Dlaczego była ? Bo zaczęła chodzić z tym idiota Matt'em. Ty - wskazała mnie palcem. - Już go poznałeś. To ten koleś co do mnie zarywał w pierwszym dniu.
Na wspomnienie tego dnia, zacisnąłem dłonie mocniej na kierownicy. Doskonale pamiętałem co się wtedy wydarzyło. Byłem wręcz blisko rzucenia się na niego z pięściami. Miałem w dupie fakt, ze stało za nim pięciu jego kolesi. Musiałem wybić mu z głowy te głupoty ...
- ...  no i wtedy powiedziałam, ze w takim razie się nie przyjaźnimy i wybiegłam z łazienki - podczas, gdy ja myślałem, Cassie musiała opowiadać Zayn'owi o wydarzeniach z tą Melanie. - Na pewno przez niego zmieniła się jeszcze bardziej.
- Czyli mówisz, że ona jest zajęta, tak ? - Zayn popatrzył na nią ze słabo skrywaną nadzieją.
- Tak, ale miałbyś u niej szanse. Jest Directioner.
- Nie chcę psuć jej związku.
Prychnęła.
- Związku ? Nazywasz wzajemne obmacywanie związkiem ?! No błagam !
- A może jest z nim szczęśliwa ?
- Rusz kruasantem ! Myśleć, myśleć ! *
- Co ty pierdolisz ?
- Malik, kurwa ! Małpy cię wychowały ? Ja zawsze wiedziałam, że masz sobie coś z orangutana.
- CO ?!
- Wywnioskowałam to po sposobie chodzenia. Dziwnie machasz rękami, a twoje ruchy są takie jakby ociężałe.
- CASSIE !
- Ja tylko mówię co myślę. Możesz być też dziobakiem. Albo nie, dziobak to przecież Perrie. Ale gdybyście znowu zaczęli razem być, to byłyby małe dziobaki. I mielibyście taką farmę. I ja z Hazzą byśmy tam przyjeżdżali i wam pomagali. Bo taka farma dziobaków to jednak męcząca sprawa, wiesz ?
- JAK MAM TO DO KURWY NĘDZY WIEDZIEĆ, SKORO NIE MAM DZIOBAKÓW ?!
- Ale po co te nerwy, kochany. Wiem, ze się denerwujesz, bo jesteś już wykończony tą całą męczarnią, ale kiedy urosną, zaczną własne życie i nie będziesz już się tak zamart... Ale chwila, skoro ty jesteś orangutanem, a Perrie dziobakiem .... Dziobangutany !
- HARRY, OGARNIJ TĄ SWOJĄ LASKĘ !
- I bylibyście w wiadomościach. A wy zostalibyście sławni. Chyba, że dziobangutany się przeciwko wam zbuntują. No wiesz, historia o Frankenstein'ie sie kłania. Ale przecież wy je spłonicie, tak ? Bo Frankenstein został stworzony. Czyli ... Jeśli nie złapią żadnego dziobangutana, obwinią o to was i zgnijecie w pierdlu. Ale nie przejmujcie się, będę wam codziennie przynosiła sernik i życie stanie się znośne.
- JAKIE WIĘZIENIE ?!
- No to, w którym będziecie Perrie jak was wsadą. Tak sobie teraz myślę, żebyście się może zabezpieczali. Bo ta farma dziobangutanów to jednak nie jest do...
- Jesteśmy na miejscu.
Cassie pokazała mi język, ale posłusznie się zamknęła. Zaśmiałem się cicho, ale widząc złe spojrzenie Zayn'a sam zamilkłem. Chłopak wyglądał na wyczerpanego.
- Mówiłem, żeby się z nią nie kłócić.
- Nie mówiłeś - powiedział wściekły.
- Ups - otrzymałem za to solidny kopniak w piszczel. - Idioto !
- Teraz rachunki są wyrównane.
Wyszczerzył radośnie zęby i pobiegł radośnie d Cassie, która szła już w kierunku wejścia, chwiejąc się lekko na brukowanej kostce, w swoich 6-centymertowych szpilkach, w których była niemal równa ze mną wzrostem. Chcąc nie chcąc, poszłem za nimi i już po chwili znaleźliśmy się we wnętrzu szpitala. Czekała tam na nas reszta zespołu i Paul'a, który zajęty rozmową przez telefon, nie zauważył nas wcale.
Na widok Cas, chłopaki nieco się zdziwili, ale po zadaniu kilku prostych pytań, byli już spokojni.
Sytuacja z naszym managerem wyglądała inaczej. On i Blondynka przez jakieś kilkadziesiat sekund mierzyli się spojrzeniami, by później, gdy ich sobie przedstawiłem, szybko uciskać sobie dłonie i natychmiast spojrzeć w inny kierunek. Całe szczęście, po chwili pierwsze lody zostały przełamane i gawędzili sobie wesoło.
Po jakiś pięciu minutach podeszła do nas pielęgniarka i poprowadziła przez korytarze. Weszliśmy na oddział dziecięcy. Ściany utrzymane były w odcieniach pomarańczy i błękitu, aby zapewnić młodym pacjentom jak najprzyjemniejsze warunki. Co kilka kroków napotykaliśmy jakieś kolorowe klocki, czy porozrzucane zabawki.
Prześlismy koło gabinetu pielegniarek, koło którego wisiała wielka korkowa tablica pokryta rysunkami. Poczułem, jak dłoń Cassie zaciska się mocniej wokół mojej. Uściskałem ją, chcąc by wiedziała, że ma we mnie wsparcie.
Doszliśmy na jednej z sal. Pielęgniarka nakazała nam ciszę i weszliśmy.
Po środku niedużej stali stało szpitalne łóżko, a w nim podłączona do kroplówwki, na oko czternastoletnia dziewczyna. Na całym jej ciele widać było obrażania po wypadku - liczne zadrapania, bandaże i jedna paskudna szrama na policzku. Dziewczyna wpatrywała się tępym wzrokiem w szybę. Kiedy weszliśmy do pokoju, nawet na nas nie spojrzała.
- Rose ? - zapytała pielęgniarka łagodnie. - Masz gości.
Dziewczyna uniosła wzrok i oniemiała. Zauważyłem kątem oka, jak Cassie i Paul wycofują się z sali, zapewne chcąc dać nam szanse porozmawiania z Rose.
Rosalie, bo tak się naprawdę nazywała, była bardzo zdziwiona, ale również bardzo zadowolona. Niespodziewała się, ze jeszcze zdąży nas zobaczyć. Dobrze wiedziała co ją czeka, ale najwyraźniej zdąrzyła się z tym pogodzić, bo jak sama powiedziała tam czeka ją lepsze życie.
Kiedy pozegnalismy się z nią, na chwilę do jej sali weszła Cassie, bo chciała z nią porozmawiać, a my, nie skorzy do rozmowy, usiedliśmy na białych krzesełkach i czekaliśmy aż skończy.
Nagle Casandra zerwała się z krzesła i otworzyła drzwi.
- Ona umiera ! - wrzasnęła, a w jej oczach zalśniły łzy. - Szybko !
Natychmiast do pokoju wbiegły pielegniarki i lekarz. Patrzyliśmy, jak bezskutecznie próbują ją reanimować, jak przykładają do jej wątłego ciała klapki z prądem. Rose wiła się przez chwilę, jakby w drgawkach, ale to również nie odnosiło efektu. Nakryto ją białym prześcieradłem.
A później nie było już nic.

* Akurat oglądałam So random :D
Ufff ... Przyznam, ze namęczyłam się długo przy tym rozdziale, bo nie wiedziałam, jak to ostatecznie rozegrać. Ale doszłam do wniosku, ze mamy już 20 rozdział ( yaaaay ) a ja jeszcze nikogo nie uśmierciłam. To ostatecznie zaważyło o mojej decyzji. 
Po ostatnim rozdziale trochę się załamałam, bo było pod nim tylko 8 komentarzy. Dobrze wiecie, że nigdy mi na tym za bardzo nie zalezy, ale robi mi się przykro, gdy ja ciężko pracuję, a nikt tego nie docenia. Na Boga, jest was 49 osób, a komentuje tylko 1/7 ! Po prostu załamka kochani :(
Mam nadzieję, ze się zrehabilitujecie. 
Kocham was. xx

07 sierpnia 2012

Rozdział 19

- Harry ? - powiedział Liam.
Zaczęłam wrzeszczeć.
Liam też zaczął wrzeszczeć.
Gwałtownie od siebie odskoczyliśmy, z czego Liam poleciał na drzwi, które rozsunęły się i chłopak boleśnie upadł na plecy, a ja wpadłam na szafkę z ubraniami. Półki wyleciały i spadły na mnie razem z ubraniami. Zaczęłam drzeć się jeszcze głośniej, bo ciuchy przykryły mi twarz. Szybko zrzuciłam je z siebie i bezskutecznie spróbowałam wstać. Nagle rzuciło się na mnie coś szarego i małego, wbijając ostre pazury w moje ciało. Zawyłam z bólu. Cisnęłam kulkę na stos czerwonych rurek.
- Pussy - powiedziałam z wyrzutem. - Ale żeby własną panią ?
Jakby chcąc przeprosić zaczęła sie do mnie łasić, ale w tym samym momencie, do pokoju wbiegli zaalarmowani Harry, Danielle i Louis. Loczek rzucił się w moim kierunku, Dani w kierunku swojego chlopaka. A Lou ? A Lou uklęknął przy porozwalanych półkach i zaczął przyciskać ubrania do załzawionej twarzy. Z jego gardła wydarło się głośne "NNNNNIIIIIEEEEE!".
- Moja biedna garderoba - jęknął. - Co wy jej zrobiliście ?
Harry podał mi dłoń. wstałam i przytuliłam się do niego mocno.
- Ale serious, co się stało ? - zapytała Danielle.
Ona i Larry popatrzyli na nas wyczekujaco. Zerknęłam z lekkim przerazeniem na Liam'a. Oni nie mogli się o tym dowiedzieć.
- No bo my - jego spojrzenie było niepewne. Boże, czy ten idiota chce im to powiedzieć ? - Ja i Cassie ...
- Siedzieliśmy sobie spokojnie - przerwałam mu, zabijając spojrzeniem. - I czekaliśmy aż Lou nas znajdzie, aż tu nagle coś musnęło moją stopę, wiec zaczęłam wrzeszczeć, a Liam poszedł na moim przykładem. Później okazało się, ze to Pussy. Koniec historii.
Byłam zadowolona z jaką łatwością przyszło mi to kłamstwo, bo z zasady zawsze mówiłam prawdę, ale tym razem nie miałam wyboru. Gdyby nasi przyjaciele się o tym dowiedzieli, byłby to nie tylko koiec mojego związku z Hazzą, ale także Liam'a i Danielle. A na to nie mogłam pozwolić tym bardziej.
- Ale - zaczął Payne. Jego do końca porąbało ? Dyskretnie kopnęłam go w kostkę. - Auu ! To boli !
- O tak - powiedziałam szybko. - Ten upadek musiał boleć.
- Mój biedny, mały Li - zaszczebiotała Danielle, tuląc głowę Bruneta do swojej piersi. - Chodź, zaraz się tobą zajmiemy.
Po ich wyjściu, ja i Hazza pomogliśmy Louis'owi posprzątać bałagan, po czym zeszliśmy na dół, gdzie zastaliśmy lekko wkurzonego Zayn'a i Niall'a pożerającego frytki. Zaczęliśmy z nimi grać w Monopoly, ale gdy Malik zaczął przegrywać rzucił planszą o ścianę i wyszedł zapalić. Harry ruszył za nim, a dwójka pozostałych debilów, zaczęła obrzucać się domkami, a więc nikt nie zauważył, ze czuję się źle.
Kłamstwo zaczęło odznaczać na mnie wyraźnie piętno. Nigdy nie lubiłam, nie potrafiłam i nie chciałam kłamać. Po każdym czułam sie paskudnie, dręczyły mnie wyrzyty sumienia itd. A tym razem kompletnie o tym fakcie zapomniałam. Brawo Cassie, jesteś geniuszem.
W tym samym momencie, do pokoju wróciło Hazziątko, prowadzące za rękę Zayn'a, który wyglądał juz normalniej.
- Już chyba czas, żeby wróciła - rzucił do mnie, po posadzeniu Malika na kanapie. - Zaraz sie ściemni.
- Odprowadzi mnie ktoś ? - ręka Hazzy niemal natychmiast powędrowała w górę. - Ty się nie liczysz.
- Dzięki, wiesz.
- Chodziło o któregoś z tych debilów - wskazałam pozostałych. - Jeśli nie chcecie to nie.
- Może Danielle albo Liam będą chcieli ? - zaproponował Niall, próbujac trafił Louis'a w oko.
Musiałam przyznać, że to dobry pomysł, wiec pobiegłam na górę, po drodze zerkajac jak Harry próbuje zapakować Pussy do klatki. Po znalezieniu się na górnym korytarzu, delikatnie otworzyłam drzwi od pokoju Liam'a, a moim oczom ukazał się słodki widok - przytulona para spała na łożku, oddychając w tym samym tempie. Uśmiechnęłam się łągodnie i zeszłam na dół, gdzie czekał juz na mnie gotowy Harry.
- I co ?
- Śpią.
Chłopak zrobił rozczuloną minę, pocałował lekko w policzek, pomógł się ubrać i wyszlismy. Na dworzu padało, ale my zapobiegliwie wzieliśmy parasolkę, więc nie zdołal nas zaskoczyć. Szliśmy wolnym tępem, przytuleni do siebie, szczędząc zbędnych słów. Byliśmy tylko my i deszcz kapiący na trzymaną przez Harry'ego parasolkę. Czasem rzucliśmy sobie jakieś czułe słówko, ale zdarzalo się to raz na kilkadziesiąt metrów.
( włącz to i zatrzymaj na początku, po czym wejdź na tą stronkę i puść filmik )
Stanęlismy pod moim domem. Harry popatrzył na mnie z uśmiechem i zaczął śpiewać.

And I can't explain
But there's something about the way you look tonight
Takes my breath away
It's that feeling I get about you deep inside
And I can't describe
But there's something about the way you look tonight
It takes my breath away
The way you look tonight *


Nie znałam tytułu tej piosenki, ale najważniejszy był fakt, że śpiewał ją dla mnie. Że śpiewając ją, chciał wyznać swoją miłość do mnie. Jakby chciał pokazać, że jestem dla niego najważniejsza na świecie.
I udało mu się. Poczułam się jedyna. Jeśli kiedykolwiek wątpiłam w fakt, że Harry nie mnie kocha, teraz rozwiałam te wszystkie watpliwości.

* fragment piosenki Johna Eltona, Something About The Way You Look Tonight

Aloha :D Jak widzicie, wróciłam. Na wakacjaxh bawiłam sie cudownie, ale mimo wszystko cholernie tęskniłam za wami. Widzicie pewnie, że rozdział jest bardzo krótciki, bo ma głownie charakter informacyjny, ze wróciłam.  Obiecuję, że zastępny bedzie już dłuższy :)
Kocham was. xx