11 sierpnia 2012

Rozdział 20

Kiedy się obudziłem, w pierwszej chwili nie wiedziałem gdzie jestem. Dopiero po zilustrowaniu pomieszczenia wzrokiem, domyśliłem się, że znajduję się w łóżku Cassie. Wspomnienia w wczorajszego wieczora stanęły, jak żywe przed moimi oczami. Po tym jak skończyłem śpiewać, Cas zaczęła mnie całować i wciągnęła do swojego domu. Byliśmy naprawdę bliscy tego, żeby się kochać, ale dziewczyna zdąrzyła się ogarnąć i nic z tego nie wyszło.
W gruncie rzeczy cieszyłem się, że sprawy przybrały taki obrót - chciałem uprawiać z nią seks, ale nie pod wpływem impulsu czy pożądania, a ze zwykłej miłości. Mimo iż swój pierwszy raz miałem już za sobą, to Cassie miała być pierwszą osobą, którą kochałem i chciałem z nią to zrobić.Reszta dziewczyn nie była dla mnie w połowie tak samo ważna, jak ona. Była dla mnie mnie całym światem.
"Jesteś moją własną odmianą heroiny", zacytowałem w  myślach Edka ze Zmierzchu i zaśmiałem się cicho. Nigdy zbytnio nie przepadałem za tą postacią, ale te słowa, jak najpełniej oddawały to, co czuję o Cassie.
Podniosłem się z łóżka i wyszedłem z zabałaganionego pokoju, do jeszcze bardziej zabałaganionej salono-kuchni. Na lodówce znalazłem przyczepioną, różową karteczkę Kiedy wychodziłam, spałeś i wyglądałeś cholernie słodko, wiec nie miałam serca cię budzić. Jeśli chcesz, idź do domu się ogarnąć, ale możesz też u mnie. Wrócę po czternastej. I love youuuu. xx Uśmiechnąłem się i sięgnąłem do lodówki po jakiś serek. Miło, ze była taka gościnna. Źle, że wybrała bezczelnego gościa.
Po tych słowach, radośnie wszedłem do łazienki i stałem pod prysznicem z pół godziny, po czym na wytarcie się zmarnowałem wszystkie czyste ręczniki. Następnie wyjadłem jej wszystkie słodycze z szafki. Później, z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku, usiadłem przed komputerem. Włączyłem jakiś film i z uśmiechem, wszedłem na Twittera.
W miarę czytania, z mojej twarzy schodziło zadowolenie. Okazało się, ze jedna z Directioner uległa poważnemu wypadkowi i w ciągu najbliższych dni umrze. Wbrew własnej woli, zacząłem płakać. Nienawidziłem, kiedy umierali ludzie, których kochałem. A prawda była taka, że kochałem wszystkie nasze fanki. A ta na pewno nigdy nas nie poznała ... I nie pozna ...
Chwila - ona może nas jeszcze poznać. Podekscytowany, szybko wyjąłem telefon z kieszeni, wykonałem kilka telefonów. Po uzyskaniu zgody, zadzwoniłem jeszcze kilka razy. Dopadła mnie pełnia szczęścia. Nie było to w moim stylu spełniać czyjeś marzenia ( jak na to spojrzeć na to z drugiej strony to jednak to robię ), ale teraz chciałem z własnej nieprzymuszonej woli, zrobić wyjątek. Bo akurat ta dziewczyna, mogła nie mieć drugiej takiej okazji ...
Westchnąłem ciężko i kliknąłem na monitorze przycisk "wyłącz". Życie jest niekończącym się cyklem życia i śmierci, ale zawsze decyduje się zabierać tych, którzy na to nie zasługują.

- Oddam jej tylko klucze, okej ? - powiedziałem do Zan'a, który kiwnął mi głową i wygodnie oparł swoją nażelowaną fryzurę o podgłówek fotela pasażera, po czym wyciągnął się w fotelu i oparł nogi o deskę rozdzielczą. - Ogarnij tą rozkapryszoną dupę, skurwielu albo oderwę ci jaja!
- Bez nerwów Loczku - powiedział lekceważąco, nie zmieniając nawet o kąt swojej pozycji. - Idź sobie do Cassie, a ja tu posiedzę.
Cały poczerwieniałem ze złości. Wysiadłem z samochodu, otworzyłem drzwi, złapałem nogi zdziwionego Mulata i zacząłem ciągnąć go po chodniku.
- Ja pierdolę, ty łysy chuju ! Pojebało cię do kurwy nędzy ?!
- Tak pojebało mnie, durny kutasie ! Za karę idziesz ze mną ! I nie próbuj uciekać.
Wyrywał się, ale trzymałem jego nogi w mocnym uścisku, wiec kiedy się ogarnął puściłem go. Oczywiście zaczął uciekać, ale wyrżnął się o krawężnik, ku ogólnej radości zgromadzonych na schodach uczniów.
- Mówiłem, żebyś nie uciekał - uśmiechnąłem się złośliwie, podając chłopakowi rękę. - Za karę idziesz ze mną.
- Jestes baldzo niedoblym człowiekiem - pociągnął noskiem.
- Wiem - wyszczerzyłem się do niego, ciągnąc w stronę wejścia. - Ale ty wcale nie jesteś lepszy.
Kłóciliśmy się jeszcze przez chwilę, ale w końcu odpuścił i mogliśmy wejść do budynku uczelni. Po drodze zostaliśmy zatrzymani przez kilka fanek, zaliczanych do gatunku tych normalniejszych, więc nie maltretowały nas byt długo. Jedna próbowała trochę flirtować z Malikiem, ale on jednak uprzejmie powiedział, że nie jest zainteresowany. Dziewczyna była naprawdę śliczna, więc mnie to zdziwiło, ale nie skomentowałem.
Pociągnąłem go za sobą i stanęliśmy przed salą, w której Cassie miała najprawdopodobniej wykład. Miałem rację - niemal w tym samym momencie drzwi otworzyły się i zaczęli wysypywać się zza nich roześmiani studenci, tak zajęci sobą, że nawet nas nie zauważyli. Na samym końcu tego łańcuszka, szła uśmiechnięta Cassie z jakimś bardzo zadbanym brunetem o nieskazitelnej cerze. Wyglądali na bardzo przejętych rozmową, bo zamaszyście gestykulowali rękami i buzie im się nie zamykały. Gdybym do nich nie podszedł, oni również by nas wyminęli.
- Cas !
- O hej ! - na mój widok przerwała rozmowę i cmoknęła w usta, a Zayn'a przytuliła. Na ten widok kilka dziewczyn obserwujących nas, westchnęło z zazdrością. - Vas happenin ? - puściła oko do Malika.
Wręczyłem jej klucze. Otworzyła ze zdumienia oczy, podczas, gdy jej towarzysz pożerał nas wzrokiem. Pod obstrzałem jego spojrzenia, poczułem się dziwnie bezbronnie.
- Czemu mi je dajesz ?
- Bo jedziemy do szpitala.
- CO SIĘ STAŁO ?!
- Spokojnie - Zayn chwycił ją za ramiona i delikatnie potrząsnął. - Idziemy do szpitala, odwiedzić umierającą fankę.
Dziewczyna natychmiast przybrała smutny wyraz twarzy i przytuliła się do niego.
- Jadę z wami - powiedziała zdecydowanie. - Ona jest w końcu jedną z moich sióstr.
- Ale ...
- Zamknij się - warknęła na mnie. - Dobrze wiesz, że i tak to zrobię.
Kłócić się z nią nie miało sensu, nawet jeśli bym bardzo chciał. Straciłbym nie tylko czas, ale i chęć do życia, ponieważ kłótnie z nią zawsze wykańczały mnie psychicznie oraz nerwowo, bo dziewczyna często posiadała naprawdę dobre argumenty.
- Okej, jedziemy.
Tymczasem jej kolega, ciągle wgapiał w nas wzrok czarnych, jak węgiel tęczówek. Cassie zmarszczyła brwi.
- A no tak - palnęła się ręką w czoło. - Wy się jeszcze nie znacie. Harry, Zayn, to mój przyjaciel Brian. Brian, to jest Harry i Zayn.
- Cieszę się, ze mogę was poznać - uśmiechnął się do nas, a jego tęczówki, jakby rozjaśniły się.
Kolejno podaliśmy mu dłonie, a chłopak nadal paplał. - To niesamowite, ze właśnie stoją przede mną gwiazdy światowego formatu ! Dziwię się, że jeszcze nie zemdla...
- Dziękuję, Brian - moja dziewczyna uśmiechnęła się krzywo. - To do jutra ?
Chłopak kiwnął głową i pocałowali się w policzek, po czym odszedł. Krew w moich żyłach zawrzała. Jak ona mogła mu na to pozwolić ?! I to w obecności mnie, swojego chłopaka ! Wpatrywałem się w kierunku odchodzącego Brian'a z nieskrywana nienawiścią.
- Harry, ćwoku - dziewczyna wyczuła, że coś jest nie tak. - On jest gejem, wiec ogarnij tą durną dupę.
Od razu mi się polepszyło. W dobrych nastrojach przeszliśmy korytarzem ( tylko kilka razy zaczepiani przez fanów ), wyszliśmy na dwór i niepokojeni przez nikogo zmierzaliśmy w stronę samochodu.
Nagle Zayn wpadł na jakąś niską, rudą dziewczynę, trzymającą za rękę wysokiego kolesia, o zarozumiałej minie.
- Uważaj, jak ... Oh !
Wpatrywała się w niego, jakby był co najmniej aniołem, a on zresztą nie był lepszy - na jego twarzy widniało coś, co ostatnio widziałem mniej niż miesiąc temu. Wtedy, kiedy chodził z Perrie - absolutna miłość i oczarowanie. Wtedy mieliśmy go kompletnie dosyć. Bo musicie wiedzieć, że zakochany Zayn Javadd Malik jest niemiłosiernie wkurzający i beznadziejnie romantyczny.
Zanim zdąrzyłem zareagować w jakikolwiek sposób zareagować, wyraźnie wściekła Cassie, złapała na obydwu za ręce i wrzuciła do samochodu.
- Jedź - warknęła na mnie, zapinając pasy.
Nadal zaszokowany, spełniłem jej prośbę, ale mój mózg nie myślał racjonalnie. Przelatywały przez niego strzępki chaotycznych myśli, które sprawiały, że gubiłem się jeszcze bardziej. Nienawidziłem tego stanu - zawsze kontrolowałem sytuację. A teraz zupełnie nie wiedziałem o co chodzi, bo Cassie była w takim stanie, że bałem się zapytać.
Zerknąłem na nią przez górne lusterko - usta zaciśnięte, wściekły wyraz twarzy, dłonie założone na piersi. Wgapiała się w migające za oknami ulice Londynu. Tak, lepiej jej nie drażnić.
- Cassie ? - zapytał Zayn. Cóż, chciał chyba popełnić samobójstwo. O jednego idiotę mniej, pomyślałem. - Co to była za dziewczyna ?
- Ta ruda ? Moja zdecydowanie była przyjaciółka Melanie. Dlaczego była ? Bo zaczęła chodzić z tym idiota Matt'em. Ty - wskazała mnie palcem. - Już go poznałeś. To ten koleś co do mnie zarywał w pierwszym dniu.
Na wspomnienie tego dnia, zacisnąłem dłonie mocniej na kierownicy. Doskonale pamiętałem co się wtedy wydarzyło. Byłem wręcz blisko rzucenia się na niego z pięściami. Miałem w dupie fakt, ze stało za nim pięciu jego kolesi. Musiałem wybić mu z głowy te głupoty ...
- ...  no i wtedy powiedziałam, ze w takim razie się nie przyjaźnimy i wybiegłam z łazienki - podczas, gdy ja myślałem, Cassie musiała opowiadać Zayn'owi o wydarzeniach z tą Melanie. - Na pewno przez niego zmieniła się jeszcze bardziej.
- Czyli mówisz, że ona jest zajęta, tak ? - Zayn popatrzył na nią ze słabo skrywaną nadzieją.
- Tak, ale miałbyś u niej szanse. Jest Directioner.
- Nie chcę psuć jej związku.
Prychnęła.
- Związku ? Nazywasz wzajemne obmacywanie związkiem ?! No błagam !
- A może jest z nim szczęśliwa ?
- Rusz kruasantem ! Myśleć, myśleć ! *
- Co ty pierdolisz ?
- Malik, kurwa ! Małpy cię wychowały ? Ja zawsze wiedziałam, że masz sobie coś z orangutana.
- CO ?!
- Wywnioskowałam to po sposobie chodzenia. Dziwnie machasz rękami, a twoje ruchy są takie jakby ociężałe.
- CASSIE !
- Ja tylko mówię co myślę. Możesz być też dziobakiem. Albo nie, dziobak to przecież Perrie. Ale gdybyście znowu zaczęli razem być, to byłyby małe dziobaki. I mielibyście taką farmę. I ja z Hazzą byśmy tam przyjeżdżali i wam pomagali. Bo taka farma dziobaków to jednak męcząca sprawa, wiesz ?
- JAK MAM TO DO KURWY NĘDZY WIEDZIEĆ, SKORO NIE MAM DZIOBAKÓW ?!
- Ale po co te nerwy, kochany. Wiem, ze się denerwujesz, bo jesteś już wykończony tą całą męczarnią, ale kiedy urosną, zaczną własne życie i nie będziesz już się tak zamart... Ale chwila, skoro ty jesteś orangutanem, a Perrie dziobakiem .... Dziobangutany !
- HARRY, OGARNIJ TĄ SWOJĄ LASKĘ !
- I bylibyście w wiadomościach. A wy zostalibyście sławni. Chyba, że dziobangutany się przeciwko wam zbuntują. No wiesz, historia o Frankenstein'ie sie kłania. Ale przecież wy je spłonicie, tak ? Bo Frankenstein został stworzony. Czyli ... Jeśli nie złapią żadnego dziobangutana, obwinią o to was i zgnijecie w pierdlu. Ale nie przejmujcie się, będę wam codziennie przynosiła sernik i życie stanie się znośne.
- JAKIE WIĘZIENIE ?!
- No to, w którym będziecie Perrie jak was wsadą. Tak sobie teraz myślę, żebyście się może zabezpieczali. Bo ta farma dziobangutanów to jednak nie jest do...
- Jesteśmy na miejscu.
Cassie pokazała mi język, ale posłusznie się zamknęła. Zaśmiałem się cicho, ale widząc złe spojrzenie Zayn'a sam zamilkłem. Chłopak wyglądał na wyczerpanego.
- Mówiłem, żeby się z nią nie kłócić.
- Nie mówiłeś - powiedział wściekły.
- Ups - otrzymałem za to solidny kopniak w piszczel. - Idioto !
- Teraz rachunki są wyrównane.
Wyszczerzył radośnie zęby i pobiegł radośnie d Cassie, która szła już w kierunku wejścia, chwiejąc się lekko na brukowanej kostce, w swoich 6-centymertowych szpilkach, w których była niemal równa ze mną wzrostem. Chcąc nie chcąc, poszłem za nimi i już po chwili znaleźliśmy się we wnętrzu szpitala. Czekała tam na nas reszta zespołu i Paul'a, który zajęty rozmową przez telefon, nie zauważył nas wcale.
Na widok Cas, chłopaki nieco się zdziwili, ale po zadaniu kilku prostych pytań, byli już spokojni.
Sytuacja z naszym managerem wyglądała inaczej. On i Blondynka przez jakieś kilkadziesiat sekund mierzyli się spojrzeniami, by później, gdy ich sobie przedstawiłem, szybko uciskać sobie dłonie i natychmiast spojrzeć w inny kierunek. Całe szczęście, po chwili pierwsze lody zostały przełamane i gawędzili sobie wesoło.
Po jakiś pięciu minutach podeszła do nas pielęgniarka i poprowadziła przez korytarze. Weszliśmy na oddział dziecięcy. Ściany utrzymane były w odcieniach pomarańczy i błękitu, aby zapewnić młodym pacjentom jak najprzyjemniejsze warunki. Co kilka kroków napotykaliśmy jakieś kolorowe klocki, czy porozrzucane zabawki.
Prześlismy koło gabinetu pielegniarek, koło którego wisiała wielka korkowa tablica pokryta rysunkami. Poczułem, jak dłoń Cassie zaciska się mocniej wokół mojej. Uściskałem ją, chcąc by wiedziała, że ma we mnie wsparcie.
Doszliśmy na jednej z sal. Pielęgniarka nakazała nam ciszę i weszliśmy.
Po środku niedużej stali stało szpitalne łóżko, a w nim podłączona do kroplówwki, na oko czternastoletnia dziewczyna. Na całym jej ciele widać było obrażania po wypadku - liczne zadrapania, bandaże i jedna paskudna szrama na policzku. Dziewczyna wpatrywała się tępym wzrokiem w szybę. Kiedy weszliśmy do pokoju, nawet na nas nie spojrzała.
- Rose ? - zapytała pielęgniarka łagodnie. - Masz gości.
Dziewczyna uniosła wzrok i oniemiała. Zauważyłem kątem oka, jak Cassie i Paul wycofują się z sali, zapewne chcąc dać nam szanse porozmawiania z Rose.
Rosalie, bo tak się naprawdę nazywała, była bardzo zdziwiona, ale również bardzo zadowolona. Niespodziewała się, ze jeszcze zdąży nas zobaczyć. Dobrze wiedziała co ją czeka, ale najwyraźniej zdąrzyła się z tym pogodzić, bo jak sama powiedziała tam czeka ją lepsze życie.
Kiedy pozegnalismy się z nią, na chwilę do jej sali weszła Cassie, bo chciała z nią porozmawiać, a my, nie skorzy do rozmowy, usiedliśmy na białych krzesełkach i czekaliśmy aż skończy.
Nagle Casandra zerwała się z krzesła i otworzyła drzwi.
- Ona umiera ! - wrzasnęła, a w jej oczach zalśniły łzy. - Szybko !
Natychmiast do pokoju wbiegły pielegniarki i lekarz. Patrzyliśmy, jak bezskutecznie próbują ją reanimować, jak przykładają do jej wątłego ciała klapki z prądem. Rose wiła się przez chwilę, jakby w drgawkach, ale to również nie odnosiło efektu. Nakryto ją białym prześcieradłem.
A później nie było już nic.

* Akurat oglądałam So random :D
Ufff ... Przyznam, ze namęczyłam się długo przy tym rozdziale, bo nie wiedziałam, jak to ostatecznie rozegrać. Ale doszłam do wniosku, ze mamy już 20 rozdział ( yaaaay ) a ja jeszcze nikogo nie uśmierciłam. To ostatecznie zaważyło o mojej decyzji. 
Po ostatnim rozdziale trochę się załamałam, bo było pod nim tylko 8 komentarzy. Dobrze wiecie, że nigdy mi na tym za bardzo nie zalezy, ale robi mi się przykro, gdy ja ciężko pracuję, a nikt tego nie docenia. Na Boga, jest was 49 osób, a komentuje tylko 1/7 ! Po prostu załamka kochani :(
Mam nadzieję, ze się zrehabilitujecie. 
Kocham was. xx

13 komentarzy:

  1. Hahahahaha, ja pierdole. Dziewczyna umiera, a ja się śmieje... ale kłótnia Zayn-Harry, a potem Zayn-Cassie mnie powaliła i jeszcze zbieram zęby z podłogi. Jak ja lubię te twoje kłótnie albo takie sytuacje typu 'Niall tanczy na stole, Zayn dlubie w nosie myslac, ze go nie widac' takie opisy sytuacji u chłopaków, hahaha, kocham to <3 Szkoda tej fanki :( Ale przynajmniej zobaczyła bojsów przed śmiercią. No, ludzie, KOMENTOWAĆ! Dobra, dawaj następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozwaliłaś mnie totalnie! :D Dziobangutany i w ogóle cała rozmowa Cassie z Zaynem była przeinteligentna, po prostu cudna ^.^ Cassie wymiata! :D
    20 rozdział a ty nikogo jeszcze nie uśmierciłaś... Ty rzeczywiście masz zadatki na mordercę albo terrorystę ;P
    Czekam na kolejny i nie przejmuj się komentarzami! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Padłam po rozmowie Cassie i Zayna, choć ja nazwałabym to monologiem dziewczyny ;)
    Z każdym rozdziałem historia bardziej wciąga :D
    Spadek liczby komentarzy zapewne wiąże się z wakacjami ;/
    Zapraszam do mnie na kolejny rozdział: http://tell-me-a-lie-lara.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. lol śmieję się do monitora i mój tata ma mnie za clowna :D Dziobangutany tym to rozwaliłaś system. "20 rozdział ( yaaaay ) a ja jeszcze nikogo nie uśmierciłam" to ja się boję, co będzie dalej O.o haha

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta kłótnia mnie rozwaliła! hahahahhahahaah rozdział świetny jak zwykle! Kocham
    <3

    OdpowiedzUsuń
  6. kłótnia wspaniała ; dd pompa z tego ; )
    szkoda tej młodej dziewczyny, Rose. ; )
    czekam na kolejny ; d

    OdpowiedzUsuń
  7. przeczytałam wszystko od początku! Piszesz zajebiście!
    Boska była ta ich kłótnia ♥
    Kocham Twój styl pisanie! czekam na nn!
    + zapraszam do mnie http://dopokibede.blogspot.com/ i http://i-love-creation.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ich kłótnia - świetna ;)) Aż nie mogę doczekać się co dalej ;DD
    Zapraszam również do mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jebłam :D
    To z Zaynem zajebiste hahahahahahhaha nie mogę :D
    Zapraszam do czytania mojego nowego bloga ;D
    http://time-for-changee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziobangutany???? Wow, jakie ty masz pomysły zajebiste! Ja też tak chce. Te kłótnie opisane przez ciebie są nie do opisania. Czekam na kolejny rozdział. I jestem też ciekawa czy ten pocałunek z Liamem wyjdzie na jaw, bo chyba myślę że tak, no ale zobaczę. Dodaj szybko rozdział bo doczekac się nie mogę!
    Zapraszam do mnie <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Przez przypadek trafiłyśmy na twojego bloga. I musimy powiedzieć, że jest ogromnie wciągający. Super się go czyta chociaż na samym początku nie mogłyśmy zrozumieć kto do kogo mówi. Huehue. Ale i tak zajebisty i kłótnie super. Mamy nadzieje, że w realu to się tak nie przezywają. Z niecierpliwością czekamy nn rozdział. Zapraszamy na nasze blogi: http://youreallivegot.blogspot.com/ i http://crazyshool1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Ekhem... No cóż to jest... ZAJEBISTE XD. Jak czytałam ten dialog Zayn'a i Cassie to normalnie ze śmiechu się poryczałam. Boskie to jest <3 Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń