27 września 2012

Rozdział 28

Moje życie jest idealną definicją smutku i rozczarowania. Od najmłodszych lat byłam w pogardzie u rodziców, tylko przez fakt, że zamiast bawiąc się markowymi zabawkami z górnej półki, wolałam brać kilka klocków o budować z nich wysokie wieże. Nie chcieli przyznawać się do tego, że jestem ich córką, tylko dlatego, że liczyły się dla mnie inne wartości od tych, które oni popierali - dla nich liczyły się pieniądze i bogactwo, dla mnie przyjaźń i miłość. Nie chciałam od nich drogich prezentów, tylko odrobiny uczucia, którego jednak nie potrafili mi dać.
Zamiast tego próbowali mnie zmienić. Chcieli, żebym była taka jak oni. Nie potrafiłam.
Tak właściwie, nie potrafiłam i nie chciałam. Nie chciałam być tym, kim stali się oni - zarozumiali, dumni, przekonani o swojej wyższości.
Bogactwo zepsuło ich do tego stopnia, że zaczęli nienawidzić własnej córki. Czasem wyrzucali wyzwiska prosto w twarz, czasem za pomocą gestów, a innym po prostu ignorowali. I to ostatnie chyba bolało mnie najbardziej.
Bo pomimo faktu, że ja również ich nie cierpiałam, zawsze żywiłam w sercu nadzieję. Pieprzoną nadzieję, dzięki której nie potrafiłam się przełamać, powiedzieć co naprawdę o nich myślę. Liczyłam, że się zmienią albo że zrozumieją, że życie które wybrali nie jest tym właściwym. Pragnęłam ich miłości najbardziej na świecie. Jednak gdy zaczęłam dojrzewać i rozumieć więcej rzeczy, dotarła do mnie pewna rzecz - oni nie potrafili kochać. Byli bezduszni. Niezdolni do żadnych uczuć.
Od tej pory zaczęłam się buntować, łamać ustalone wcześniej zasady. Chciałam pokazać, że jestem silna, mam nad nimi władzę i mogę robić wszystko co chcę... Ale dopóki nie skończę 18 lat, będę musiała im podlegać. Równało się to ze studiami prawniczymi na Harwardzie. Nie miałam zupełnie nic, czym mogłabym ich przekonać do zmiany ich decyzji. A nawet jeśli, nie zmieniliby swojego zdania. Gdybym zaś się opierała, wysłaliby mnie tam siłą.
Starałam się więc pogodzić ze swoim losem i przyszłym życiem. Przyszłym życiem co najmniej do października, do moich osiemnastych urodzin. Ale i później, bo pełnoletność nie oznaczała, że byłam dorosła. Póki nie zaczęłabym na siebie zarabiać, uzależniona byłam od rodziców. I to mnie najbardziej bolało, bo nie chciałam od nich absolutnie niczego.
Dlaczego kiedy dowiedziałam się o romansie ojca... nie wahałam się ani sekundy. W końcu mogła być to moja jedyna i najprawdopodobniej ostatnia szansa na ucieczkę.
I tak wylądowałam w Londynie. Sama, bez żadnych przyjaciół. Nie to, żebym wcześniej ich miała ale świadomość, że jestem sama, samiuteńka w kompletnie obcym mi wielkim mieście, nie była zbytnio pocieszająca. Ale mimo wszystko byłam z siebie cholernie dumna - w końcu udało wcielić mój plan w życie. Może nie byłam do końca samodzielna, ale w końcu nikt nie mówił mi co mam robić. Bałam się tylko, że nie zaaklimatyzuję się w Londynie.
Harry.
Swoim pojawienie się rozświetlił mój świat, zmienił go całkowicie. Oczywiście na lepsze. To dzięki niemu w końcu poczułam, jak to jest kochać i być kochaną. Pomógł mi odnaleźć swoje miejsce na ziemi, które od tej pory miało być u jego boku.
A teraz... Gdy jego już nie ma... Tak właściwie nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Zwyczajnie nie potrafię wyobrazić sobie jakie będzie moje dalsze życie bez Harry'ego. Będzie... puste. I pozbawione blasku. I bezsensowne. I bezbarwne. Nie, te przymiotniki nie oddają rzeczywistości. Będzie o wiele, wiele gorzej.
Przypomniało mi się, gdy myślałam, że Harry mnie nie kocha. Wtedy... czułam się lepiej. Może nie dobrze, ale nie lepiej. Miałam chociaż to poczucie, że gdzieś tam jest, że może układa sobie życie z kimś innym. Ale że jest szczęśliwy. I co najważniejsze - żył i miał się dobrze.
Jak to jest stracić, już na zawsze, osobę, którą się kochało i która była dla ciebie całym światem oraz wszystkim co kiedykolwiek posiadałeś? Dość ciężko zdefiniować. To uczucie jest nieporównywalne z niczym innym. Nikt, ale to absolutnie nikt, nawet najgorszy bandzior lub gwałciciel nie zasługuje na taki ból. To tak, jakby wbić sztylet prosto w serce, po czym przekręcić rękojeść.
Tylko, że wtedy cierpi się tylko fizycznie, a przy śmierci dochodzi jeszcze ból psychiczny i to on jest chyba najgorszy. Ma się sobie za złe to, że nie poświęcało się tej osobie należycie dużo czasu. Lepiej jest już, gdy ktoś umiera przez dłuższy czas. Wtedy możemy się chociaż z nim pożegnać i przyzwyczaić to tego co nieuchronne. Gwałtowna śmierć jest najgorsza i najbardziej bolesna.
Zrozumiałam teraz co chciał wytłumaczyć mi Harry, mówiąc o życiu tym, co jest teraz. Do tej pory źle to rozumiałam. Nie chodziło o to by nie planować tego co będzie albo roztrząsać tego co było, bo zarówno przyszłość, jak i przeszłość są ważne. Należy cieszyć się dowiem każdym dniem i tym co w danej chwili mamy, bo następnego dnia może zostać nam to bezpowrotnie zabrane.
Czas. Minęły dwa tygodnie. Dwa najpiękniejsze tygodnie w moim życiu. W ciągu ich otrzymałam więcej niżbym kiedykolwiek śmiała poprosić.
Miłość i prawdziwa przyjaźń. Wszystko czego pragnęłam przez całe życie, spełniło się w ciągu czternastu dni...
W końcu miałam wszystko, a nagle to straciłam.
Ironia losu?
Zerwałam się w kanapy i pochwyciwszy bluzę, wybiegłam z mieszkania mimo protestów Gemmy. Nie mogłam dłużej przebywać w jej obecności. Ciepłe łzy leciały po moich policzkach, a wiatr smagał we włosy. Musiałam wyglądać, jak przybysz z innej planety, bo gdzie bym nie spojrzała, przechodnie rzucali w moim kierunku niechętne, lekko obrzydzone spojrzenia. Jednak oślepiona przez łzy nie widziałam co dzieje się wokół mnie, a nawet jeślibym widziała najprawdopodobniej nie zareagowałabym. Nie miałam siły.
Wbiegłam na ulicę, gdy nagle tuż przede mną, wyskoczył szary garbus. I myślałam, że to już koniec. Nie zdąrzyłabym nawet odskoczyć. Zresztą... to skróciłoby chociaż mój ból. No i byłabym znowu z Harry'm... Ale zamiast tego samochód zahamował z piskiem opon, a mój plan wziął szlag. Chciałam już ruszyć, gdy z okna samochodu wysunęła się znajoma, rozczochrana kasztanowa fryzura.
Brian.
Bez słowa wysiadł z samochodu, który nadal był na chodzie. Kierowcy zaczęli trąbić, ale kompletnie nie zwrócił na nich uwagi. Rozłożył szeroko ramiona, po czym po prostu przygarnął mnie do siebie. W jego ramionach znalazłam poczucie bezpieczeństwa i dziwny spokój, bo dość szybko przestałam płakać, a mój oddech uspokoił się. Jednak mimo wszystko, nie byłam gotowa go puścić. Bo wiedziałam, że wtedy będę musiała stawił czoło nieznanemu. A tak, jeszcze przez tą króciutką chwilkę, mogłam jeszcze mieć wyjebane na wszystkie moje troski.
Wściekli kierowcy nadal trąbili. Zebrał się wokół nas niewielki, jak zwykle żądny sensacji tłumek londyńczyków, którzy na chwile oderwali się od swoich zajęć i zaczęli nas obserwować. Niektórzy rozglądali się na wszystkie strony, jakby poszukując ukrytej kamery. W pewnym momencie dołączył do nich policjant, który zaczął wrzeszczeć na Brian'a, że jest nieodpowiedzialnym idiotą, dla którego liczy się tylko jego zdrowie, a nie bezpieczeństwo uliczne. Brian spojrzał się na niego wściekle, ale to co mówił policjant, musiało przemówić mu do rozsądku, bo chwycił mnie za rękę i wciągnął do samochodu. Nie miałam bladego pojęcia gdzie mnie zabiera, ale nie śmiałam o to spytać.
Godzinę później, byliśmy nad oceanem. Wysiedliśmy z samochodu, a Brian poprowadził mnie na klif. Usiadł tuż koło mnie, obejmując ramieniem. Gdyby ktoś teraz nas zauważył, wziąłby nas za jedną z miliona zakochanych par, która akurat przyjechała tu na randkę. Takie rozwiązanie mi odpowiadało. Przynajmniej nikt nie będzie na tyle bezczelny, żeby nam przeszkadzać. A poza tym tu gdzie się znajdowaliśmy, w promieniu kilku kilometrów, nie widać było żadnych ludzkich istot.
Potrzebowaliśmy prywatności, potrzebowaliśmy rozmowy... Potrzebowaliśmy... siebie?
- Jak sobie z tym radzisz? - to Brian jako pierwszy zabrał głos. - Powiedz mi co czujesz, chciałbym ci jakoś pomóc.
- Mi nie pomożesz, stary - uśmiechnęłam się blado. - Nic mi nie pomoże.
Popatrzył się na mnie tymi swoimi czarnymi oczami, w których tym razem nie widziałam zwyczajnej dla niego wesołości, tylko ból, który muszę przyznać, pasował do nich bardziej.
- Proszę.
- A jak mam się czuć?! - wybuchłam, wstając na równe nogi. - Jak mam się czuć, wiedząc, że jego już nie ma?! Czego odemnie wymagasz? Że tak po prostu poradzę sobie z jego śmiercią?
Nie odpowiedział. Stanął na brzegu klifu i spojrzał się w dół, po czym uniósł twarz i pozwolił by chłodna bryza omyła tu twarz. Następnie opuścił głowę, a gdy odwrócił się w moim kierunku, wyglądał już zupełnie inaczej. Rysy jego twarzy stęrzały, w oczach zalśniły łzy. Wyglądał, jakby postarzał się o dobre kilkadziesiąt lat.
I teraz coś do mnie dotarło.
Podeszłam do niego wolnym krokiem, jakby dając mu szansę na ucieczkę. On jednak tkwił w miejscu, patrząc się w coś niewidocznego za moimi plecami. Ujęłam delikatnie jego dłoń, po czym delikatnie uniosłam rękaw bluzki. Znalazłam pod nim to, czego się spodziewałam. Kilkadziesiąt poziomych kresek. Niektóre zupełnie świeże, inne wręcz przeciwnie. Jednak przerażała mnie sama ich ilość, bo od śmierci jego chłopaka minęły zaledwie trzy tygodnie. Moja łza skapnęła na jedną z linii.
- Dlaczego, Brian? Dlaczego?
- Bo wiedziałem, że jeśli okażę słabość, skierują mnie do zakładu psychiatrycznego - napotkawszy moje zdumione spojrzenie uśmiechnął się gorzko. - Tak, grozili mi tym. Wtedy zrozumiałem, że muszę grać. Przede wszystkim pozory. Gdyby dowiedzieli się prawdy, jak zachowuję się po śmierci Harry'ego...
- Harry'ego? - mój głos zabrzmiał dziwnie piskliwie.
- No tak, tak miał na imię mój chłopak.
- Powinnam wiedzieć coś jeszcze?
- Nie.
- T dobrze, zbyt wiele sensacji jak na jeden dzień.
Zaśmialiśmy się nieudolnie.
- Tak właściwie, to po co mnie tu zabrałeś? To miejsce ma jakiś konkretny cel?
- Racja, zabrałem cię tu nie bez powodu. To tutaj przyjechałem po śmierci Harry'ego i próbowałem się zabić. Sam nie wiem co mnie wtedy powstrzymało. Może to, że on nie chce, żebym się załamywał? Nie wiem sam. Przyjechaliśmy tutaj, bo uważam, że to bardzo dobre miejsce na rozmyślania.
Dobre miejsce na rozmyślania? Raczej na samobójstwo, pomyślałam. Utopienie się, byłoby szybkie i w miarę bezbolesne. Śmierć idealna.
Brian jęknął cicho, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę jaki głupi pomysł mi podsunął.
- Cassie, błagam nie.
- A dlaczego nie? Pomyśl, mnie już na tym świecie nic nie trzyma. Chłopaków nie ma, Harry odszedł... A dziewczyny są silne, poradzą sobie.
- Ale...
- Przecież dobrze wiem, że na nim tęsknisz.
Od odpowiedzi uratował Brian'a dzwoniący telefon. Zerknęłam na wyświetlacz. Cher. Pewnie już wie. Gigantyczna łza upadła na ekran. Wzięłam potężny zamach, po czym wrzuciłam telefon do oceanu.
- Sam widzisz, że nie mam nic do stracenia. Jedyne o co cię proszę to to, żebyś nie próbował mnie powstrzymać.
- Nie mogę ci tego obiecać...
Bo na przyjaciół zawsze możesz liczyć...
-... bo zrobię to z tobą.
I tak powinno być.
Chłopak ujął moją dłoń, po czym pewnym krokiem podeszliśmy do końca skarpy. Ostatnie spojrzenie na świat, ostatnie wdechy i wydechy, ostatnie myśli.
- Gotowa?
- Jak najbardziej.
I spadliśmy.
Sam lot minął dość szybko. A później, gdy znaleźliśmy się w wodzie, nie czułam nic oprócz lodowatego zimna. Pozwoliłam jednak swojemu ciału swobodnie opadać. Rozchyliłam wargi, a to chwili woda wypełniła moje płuca.
Przed oczami mignęła mi twarz Harry'ego...

Gabi-sadystka wita was serdecznie w przedostatnim rozdziale. Właśnie zabijam deskami okna w obawie przed atakiem wściekłych czytelników. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za to, że pozabijałam prawie wszystkich. No i za to, że to wszystko tak się potoczyło. Miałam wyjaśnić wszystkie wątpliwości w tym rozdziale, ale jeszcze poczekacie. I kolejne przepraszam. Jestem beznadziejna. 
Ale ogólnie, ten rozdział bardzo mi się podoba. Szczególnie początek, bo końcówkę trochę zryłam ;P Po raz kolejny miało być inaczej lecz w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Ja naprawdę mam coś z banią.
No cóż...
Kocham was. xx

14 komentarzy:

  1. Jeju, płaczę! ; c
    Jak mogłaś to zrobić, no jak? Ale mimo wszystko ostatnie rozdziały wyszły Ci doskonale. Strasznie smutne i w ogóle, ale nie wszystkie blogi z opowiadaniami o 1D muszą kończyć się happy-edn'em, prawda? Przynajmniej twoja historia ma inne zakończenie. Straszne, ale inne.
    Mam nadzieję, że to nie koniec już twojej kariery bloggerki. ; ) Masz zamiar pisać kolejną historię?
    Oby tak, bo szkoda marnować takiego talentu! Twój blog jest cudowny. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham, Kocham, Kocham! <3 Nic więcej nie dam rady napisać...Po prostu to kocham :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Huehue, Sadystko, kocham Cię ! xD
    Więc umówmy się, że nic nie zryłaś i nic nie zepsułaś. Bardzo podoba mi się ten rozdział i PROSZĘ, NIECH W KOLEJNYM WSZYSTKO SIĘ WYJAŚNI !!!
    Hmm ... nie wiem co mam powiedzieć, a raczej napisać o tym rozdziale ... na 100 % będę ci słodzić. Więć ... jest super <3 Nic nie zepsułaś i nawet tak nie mów ;** Nie musisz się bać, że któraś z czytelniczek Cię dopadnie. Ja cię obronie, wiesz ... twój osobisty "SUPER (MEAN) GIRL". xD
    Wiec ty moja Sadystko, czekam z niecierpliwością na kolejny ! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. jesteś okropna. pozabijać wszystkich... to takie smutne. naprawdee.
    początek niesamowicie dołujący, a przy końcówce był taki moment, że zachciało mi siee płakać.
    nie wiem czy jest to możliwe, ale chciałabym żeby coś sirr tu wyjaśniło.
    szkoda zakończyć takie opowiadanie masowym mordem ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. CHYBA ŻARTUJESZ? :O ja wciąż pamiętam Twoje słowa! 'Ale tak serious, kobieto, normalnie nigdy ci się nie odwdzieczę :D Znaczy się, mam już pomysł, ale musisz na niego troszke poczekać. I to nawet bardzo troszkę. ' TO MA BYĆ ODWDZIĘCZENIE SIĘ? DOBRE ŻARTY.
    Nie no, dobra. Piękna notka, poryczałam się, bo słuchałam przy tym takiej strasznie smutnej muzyki, moje serce jest złamane. :( Czekam na epilog!

    OdpowiedzUsuń
  6. TY! TAK TY! OJ LEPIEJ UŻYJ DOBRYCH DESEK, BO JA JUŻ IDĘ!!!
    Nie wiem czy wiesz ale łzy lecą mi ciurkiem. proszę tylko nie mów że oni wszyscy nie żyją? Niech oni w jakiś tajemniczy sposób ożyją! ;.;
    TAK WIĘC JUŻ WYCHODZĘ Z MOJEJ STUDNI. WYGLĄDAJ MNIE W TELEWIZORZE :D xxx

    OdpowiedzUsuń
  7. jezus błagam zeby w ostatnim rozdziale wszystko dobrze sie skończyło

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże dziewczyno, znając ciebie to jak przeczytam ostatni rozdział to się rozryczę. ja naprawdę miałam nadzieję na to że może coś pomylili z tym samolotem, albo cudem udało się ich uratowac. Myślałam że w jakiś sposób ich po prostu uratujesz. a tu co? Wszyscy giną. Ale wiesz co? Sądziłam że chociaż zdążą się pożegnac, tak na zawsze, na wiecznośc. Normalnie nie mogę uwierzyc w to że przeczytałam właśnie przed ostatni rozdział!!!
    Ale w jednym musze się nie zgodzic: Nic a nic nie zepsułaś! Wszystko jest wspaniałe i cudowne. Nie masz za co nas przepraszac.
    Ja też cię kocham, za to że to wszystko chciało ci się pisac a nawet nie wiesz jaką sprawiałaś nam tym przyjemnośc;**
    I mam taką maleńką propozycję. Bo wiesz, skoro ten blog powoli, ale niestety zbliża się do końca to może pomyślisz o założeniu nowego opowiadania. Nie marnuj swojego talentu, pisz dalej!
    Będę tęsknic za Harrym i Cassie <33

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana, jakże uwielbiam ten rozdział, sadystko kochana. <3 A ja przyjdę, ażeby Cię wyściskać. Wiesz czemu? Bo skoro już chłopcy zginęli, to i nie dziwię się Cassie, że też to zrobiła... A Brian... Wiedziałam, że będzie odgrywał jakąś większą rolę w tym opowiadaniu, ale nie podejrzewałam, iż aż taką. xD Pomimo że się poryczałam, a potem zaczęłam się śmiać pod zajebistym dopiskiem, to mogę Ci powiedzieć, iż jest to jeden z zajebistszych rozdziałów, jaki napisałaś. *.* Nie żeby poprzednie były złe, ale ten ma w sobie "to coś". If You know what I mean. :D Podoba mi się jego zadziwiające i niesamowite piękno, a także ten początkowy przekaz... Casandra miała wszystko, lecz to odrzucała, bo tak naprawdę nie miała nic. Prawda życiowa zapisana tak ślicznie. <33 Zazdroszczę Ci tak zajebistego talentu, misiek. ;* Cool story, bro. :D *.* Ech... Dobra, kończę mój spam, bo jak zwykle nie ma on sensu. xD Skarbie, weny Ci życzę. ♥.♥ Buziaki. xxx

    OdpowiedzUsuń
  10. po tym jak 'zabiłaś' tamtą dziewczynę w szpitalu wiedziałam, że coś bd nie tak... ale żeby od razu uśmiercać prawie wszystkich?! :O i tak mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy...

    OdpowiedzUsuń
  11. O jezu rozpłakałam się ; c Przepiękny rozdział, ale błagam niech wszystko się dobrze skończy .
    ~ RudzielecxXx

    OdpowiedzUsuń
  12. Huehue i nie ma juz nikogo xd nie moge sie doczekac ostatniego *_*

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak moglas!!!!! Liczylam na to ze pomeczysz nas jeszcze śmiercią chłopaków żebym mogła sie poplakac a później sie okaże ze jednak cudem przeżyli!!

    OdpowiedzUsuń
  14. co?błagam ,niech to będzie jakiś żart!To niemożliwe mi łzy lecą!tak-mi!Tej twardej dziewczynie która nigdy niby nie płacze

    OdpowiedzUsuń